Mieszkanie z widokiem na szczęście
Przeżyli koszmar, znaleźli się na dnie rozpaczy, cierpienia i strachu. Schronienie znaleźli w domu dla bezdomnych. Teraz razem zaczynają życie od nowa, już we własnym, wspólnym domu.
Historię Zofii Dutki i Józefa Figury opisywaliśmy w kwietniowym numerze NR, w artykule „Miłość na końcu świata”. Oboje przeżyli tragedię. Trafili do raciborskiego Domu dla Bezdomnych „Arka N.”. Pani Zofia została tu przywieziona prosto ze szpitala po tym, jak mąż alkoholik oblał ją benzyną i podpalił. Zanim do tego doszło, przez kilkanaście lat doświadczała przemocy z jego strony – bicia, upokorzenia i życia w ciągłym strachu. Mieszkali na odludziu. Nikt nie słyszał krzyku maltretowanej kobiety i płaczu dzieci. W końcu doszło do tragedii, z której pani Zofia ledwo uszła z życiem. Poparzenia były tak rozległe, że konieczny był przeszczep skóry.
Po wielomiesięcznym leczeniu w szpitalu kobieta nie chciała już wracać do domu, gdzie jej koszmar zacząłby się od nowa. Dzieci zostały umieszczone w rodzinie zastępczej. Ona sama wybrała schronienie w „Arce N.”. Tam poznała pana Józefa.
On także wiele w życiu przecierpiał. Jego żona przez wiele lat chorowała na białaczkę w ostrej postaci. Przyjmowane przez nią w czasie ciąży leki doprowadziły do uszkodzenia płodu. Na świat przyszedł niepełnosprawny syn. Po śmierci żony pan Józef załamał się. Zaczął pić. Opieka społeczna odebrała mu dziecko. Po tym to już w ogóle nie miałem po co do domu wracać – opowiadał pan Józef. Zarobione pieniądze przepijał, aż w końcu stracił pracę i dom. Trafił do „Arki N.”, w której mieszkał 6 lat. Przestał pić. Znalazł pracę jako parkingowy. Zaopiekował się Zofią, która na każdym kroku wymagała pomocy. Między obojgiem narodziło się uczucie, które pozwoliło otrząsnąć się z cierpienia i dało siły do walki o wspólne, lepsze życie. Po ukazaniu się artykułu, w którym opowiedzieli o sobie, wiele osób zainteresowało się ich losem.
Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, marzyli o własnym mieszkaniu. Teraz marzenie to się spełniło. Przeprowadzają się do małego mieszkanka niedaleko centrum miasta, które przydzieliła im gmina. Jeden pokój, kuchnia, łazienka – niewiele, ale dla nich to bardzo dużo. Cały czas wyobrażałam sobie, jak się wprowadzamy, urządzamy – mówi Zofia. Siedzimy na dopiero co wniesionej do pokoju wersalce. Józef wraz ze znajomymi wnosi meble. Oboje zastanawiają się, jak je ustawić. Wreszcie na swoim! - cieszy się pan Józef. Będę gotowała obiad dla mojego Józia, sprzątała, robiła zakupy – wylicza Zofia. To ja będę robić zakupy, jak będę wracał z pracy – woła Józef, wnosząc kolejne meble.
Mieszkanie nazywają swoim gniazdkiem. Umeblowali je tym, co dostali z „Arki N.”. Brakuje im lodówki, karniszy i pewnie wielu innych rzeczy, ale zbytnio się tym nie martwią. Zaczynamy od zera zupełnie nowe życie. Z biegiem czasu wszystkiego się dorobimy – marzy Zofia. Już wie, że Święta Bożego Narodzenia spędzą z dziećmi, także z niepełnosprawnym synem Józefa, który mieszka w specjalnym ośrodku pod Częstochową.
Aleksandra Dik