Brawo Magda!
Tytuł wicemistrzyni polskiej ortografii przywiozła w miniony weekend do Raciborza Magda Wysocka - uczennica II LO im. Adama Mickiewicza. 14 października wzięła udział w Spodku w największym polskim dyktandzie. Była druga w kategorii dzieci i młodzieży do 16 lat.
Magdalena Wysocka z Raciborza zdobyła prestiżowe II miejsce w ogólnopolskim Dyktandzie 2006, które odbyło się 14 października w katowickim Spodku, w ramach Festiwalu Języka Polskiego. Jest uczenicą I klasy II LO o profilu mat.-fiz. Poprzednio uczęszczała do G 3. Na dyktandzie wystartowała w kategorii dzieci i młodzieży do 16 roku życia. Na różne tego rodzaju sprawdziany potwierdzające znajomość ortografii jeździ od czasu, gdy uczęszczała do szkoły podstawowej. Jak sama przyznaje, fakt że potrafi poprawnie pisać wynika pewnie z tego, że dużo czyta. Preferuje fantastykę, szczególnie Sapkowskiego. Tekst był w tym roku bardzo szybko dyktowany, co zapewne miało związek z czasem transmisji radiowej. Trudno było nadążyć z pisaniem, było na to około 15 minut. Był bardzo naszpikowany różnymi językowymi pułapkami. Dwa trudne słowa, które najbardziej utkwiły mi w pamięci to „ćwierć-Skandynaw” i „pseudowikingów” - mówi Magda. Na pytanie, dlaczego wybrała kierunek ścisły w liceum odpowiada, że z nim właśnie wiąże swoją przyszłość.
Tekst tegorocznego dyktanda dla dzieci
Stalowoszary zmierzch na rubieżach Laponii. W oberży ćwierć-Skandynaw w towarzystwie zgrai pseudowikingów rzucił w euforii: „Skarb tuż-tuż, więc na razie nie mórzmyż się głodem, bom nienażarty!”. Toteż w okamgnieniu spożyli gulasz z parzonymi jarzynami, po czym chwytali wpół na wpół przerażone cud-dziewczyny. Naraz chimeryczny, hardy tubylec krzyknął: „Toż to hulaki!”. Z naprzeciwka jego kompani spode łba spozierali na obskurnych nietutejszych, jakby rozważając, jak by ich przepędzić. Na pewno doszłoby do handryczenia się, lecz z nagła umknęli hurkoczącym hyundaiem wzdłuż rzeczułki, przez gęsto rosnące, prawie że dojrzałe jeżyny. Zatrzymawszy się w pół drogi, półklęczeli w półmroku nad ćwierćkilometrową otchłanią. Czyżby szlak donikąd? Chuderlawy hipochondryk o wyglądzie charta omalże nie zemdlał. Herszt ukoił go słowami: „Bez histerii, zapewne niezadługo będziemy multimilionerami!”. Tymczasem z oddali raz po raz słychać było szybkostrzelną trójlufkę, rzężenie, charkot. Twarz przywódcy tej kompanii zszarzała. „Niechżeż sczeznę, jeśli to nie tabun angloarabów. Czyha niebezpieczeństwo!” - wrzasnął Lapończyk. Wszyscy, przerażeni nie na żarty, wrzeszcząc wniebogłosy, czmychnęli. Znienacka wychynęła służba Interpolu. Głównodowodzący huknął: „Skuć ich!”. Nasz bohater w potężnej chandrze jęknął półgębkiem: „Hart ducha nadaremny, trud poszedł wniwecz, na darmo”.
(e)