Za kołem podbiegunowym
Motocyklowa wyprawa dookoła Bałtyku: Polska-Szwecja-Norwegia-Rosja-Estonia-Łotwa-Litwa-Polska.
Na Nordkappie miało być zimno a w Rosji niebezpiecznie – takie ostrzeżnia słyszeliśmy od ludzi, którzy już byli tam, gdzie my się dopiero wybieraliśmy. Oczywiście na motocyklu.
Z Raciborza wyjechaliśmy na motocyklu 4 sierpnia. Najpierw promem dostaliśmy się ze Świnoujścia do szwedzkiego Ystad.
W krainie reniferów
W Norwegii spotkaliśmy się z parą znajomych, także jadących na motocyklu, z którymi wyruszyliśmy dalej. Im bardziej na północ, tym dzień stawał się dłuższy. Nocami było jasno, niczym późnym popołudniem. Nie chciało się spać nawet po wielogodzinnej jeździe. Przez całą trasę towarzyszyły nam wspaniałe widoki skandynawskiej przyrody - bajeczne fiordy, surowe lodowce, górskie potoki, spływające ze skał i renifery. Przejechaliśmy Drogą Trolli, malowniczą górską trasą widokową, po której, jakimś cudem, poruszały się także turystyczne autokary. Wąską szosę przeplata spływający ze skał wodospad. Niezapomnianym doznaniem było przekroczenie koła podbiegunowego. Padało i było zimno, ok. 9 st. C. Ogrzaliśmy się w polarnym centrum turystycznym, w którym znajduje się sklep z pamiątkami, restauracja i muzeum. Wtedy też po raz pierwszy, z oddali, zobaczyliśmy renifery. Stada tych pięknych zwierząt z bliska oglądaliśmy na trasie, prowadzącej na sam Nordkapp. Spokojnie chodziły po drodze, zupełnie na wyciągnięcie ręki, nic nie robiąc sobie z jadących samochodów, tym bardziej motocykli. Zresztą jakieś 85 km przed Nordkapem stoi ogromna tablica informująca, że wjeżdżamy w krainę reniferów (nie licząc znaków ostrzegających przed reniferami czy łosiami, jak u nas przed sarnami, których po drodze mijaliśmy całe mnóstwo). Mieliśmy szczęście, bo przez większość dnia dopisywała nam pogoda. Dzięki temu mogliśmy podziwiać bajeczny krajobraz - błękitne morze, wcinające się w góry, skały najróżniejszego koloru, hasające po drodze renifery. Ciekawostką jest podwodny tunel (212 m.p.p.m., ponad 6 km długości), którym dojeżdża się na Nordkapp, Północny Przylądek Europy, turystycznie najdalej wysunięte na północ miejsce (o 1,5 km dalej położony jest już tylko cypel Knivskjelodden). Znajduje się tu centrum turystyczne oraz, symbol Nordkappu, ogromny globus.
Niestety, nie było nam dane podziwiać bezkresnego błękitu morza i nieba z tarasu widokowego, ponieważ tuż przed wjazdem na Nordkapp pogoda się załamała. Mgła spowiła wszystko dookoła. Temperatura spadła do 8 st. C. Jednak ani nie odebrało to nam satysfakcji ze „zdobycia” Nordkappu, ani też nie ostudziło zapału do kolejnych wyzwań. A już sam wjazd do Rosji dostarczył nam ich sporo.
Rosja – inna bajka
Odprawa po rosyjskiej stronie granicy trwała raptem 2 godziny. Przez pierwszych kilka lub kilkanaście km droga wiodła lasem, wzdłuż granicy, ogrodzonej zasiekami z drutu kolczastego.
Wraz z dojazdem do pierwszych miejscowości krajobraz zaczął się zmieniać. Znaleźliśmy się w innej bajce. Mijaliśmy dymiące kominy fabryk, otoczone przez betonowe osiedla, pomniki-relikty, upamiętniające czasy ZSRR, militarne miasteczka, w których wszyscy chodzili w mundurach, ulicami poruszały się wojskowe pojazdy, wożące działa albo rakiety. Przy wjeździe i wyjeździe z każdego miasta ustawione są milicyjne posterunki. Milicjanci kontrolują samochody z kałasznikowem pod pachą. Nas nikt nie zatrzymywał. W końcu dojechaliśmy do Murmańska, gdzie spędziliśmy pierwszą w Rosji noc. O ile nocą można to nazwać. Nie dość, że niebo jedynie poszarzało, to musieliśmy zegarki przestawić 2 godz. do przodu.
Ponownie koło podbiegunowe przekroczyliśmy w drodze do Kemu. Oznaczał je wysoki słup udekorowany wszystkim tym, co pozostawili po sobie turyści.
Kolejnym etapem podróży był Sankt Petersburg. Dniami i nocami odkrywaliśmy uroki miasta, przede wszystkim Newskiego Prospektu, najsławniejszej, najelegantszej i najdroższej ulicy oraz jej okolic. Podświetlane nocą kamienice, neony, ciągły ruch, gwar prawie przez całą dobę robiły niesamowite wrażenie. Przepych, luksus, elegancja pomieszane są z kiczem, tandetą i biedą. Efekt jest oszałamiający. Zwiedziliśmy najciekawsze miejsca St. Petersburga, m.in. Kazańskij Sobor (cerkiew Matki Bożej Kazańskiej, inspirowana rzymską bazyliką św. Piotra), chram Spas-na-Krowi (charakteryzuje się kolorowymi kopułami, ustawiony w miejscu śmierci cara Aleksandra I, zabitego przez Polaka). Byliśmy pod Ermitażem i na placu Pałacowym, przy krążowniku „Aurora” oraz pod pomnikiem Lenina przy Dworcu Finlandzkim, jednym z kilku w St. Petersburgu.
Z wizytą u Mickiewicza
W Estonii zwiedziliśmy Tallin. Stare miasto ma swój urok i klimat. Dbają o niego sklepikarze i restauratorzy, ubrani w stroje regionalne. W wielu miejscach stragany i lokale stylizowane są na średniowieczne kramy i karczmy. Ostatni weekend wyprawy spędziliśmy w Wilnie. Ma ono jedną z największych starówek w Europie, jednak do każdego miejsca jest blisko. Nie sposób zabłądzić. Zwiedziliśmy m.in. dom, w którym mieszkał Adam Mickiewicz, gdzie powstawał poemat „Grażyna”. Wiedzie tam ulica Barbary Radziwiłłówny. Dotarliśmy do Ostrej Bramy, gdzie znajduje się cudowny obraz Ostrobramskiej Matki Miłosierdzia, Wieży Giedymina, bazyliki archikatedralnej. Malownicze uliczki prowadziły nas do wielu ciekawych miejsc i zabytków. Nie trzeba być miłośnikiem historii czy literatury, by być pod wrażeniem miejsc, związanych z osobami, o których w szkołach człowiek uczy się od najmłodszych lat.
W końcu wjechaliśmy do Polski. Pokonaliśmy na motocyklu ok. 8 tys. km. Powróciliśmy pełni wrażeń i zapału do planowania kolejnych wypraw.
Aleksandra Dik