Wspominamy księdza prałata
Rudy - Ks. prałat Władysław Kopeć przez wiele lat był proboszczem parafii WNMP w Rudach. Przeżył tutaj niespełna pół wieku.
Urodził się 14 listopada 1917 r. w Bronowie koło Bielska. Tam uczęszczał do szkoły powszechnej, później uczył się w Czechowicach-Dziedzicach, a następnie w Gimnazjum w Bielsku, gdzie w 1938 r. zdał maturę. Wybrał Seminarium Duchowne w Krakowie, w studiach przeszkodziła wojna, konieczne było przeniesienie na Zachód, w związku z czym ks. Kopeć został wyświęcony 4 lipca 1943 r. w Linz w Austrii. Początkowo pełnił rolę zastępcy proboszcza w różnych parafiach, pierwsza z nich to Miedźna koło Pszczyny, niedaleko jego rodzinnej miejscowości. Następnie pracował jako wikariusz w parafii św. Ap. Piotra i Pawła w Gliwicach. Był także koordynatorem prac remontowych w starym budynku Wyższego Seminarium Duchownego w Nysie. 10 lutego 1949 r. został proboszczem w Piotrówce k. Strzelec, którą to posługę pełnił do końca sierpnia 1958 r. Wtedy to został mianowany proboszczem parafii Wniebowzięcia NMP w Rudach, którym był aż do 1993 r. Następnie na swoją osobistą prośbę został na plebanii w Rudach jako ks. emeryt przez 13 lat.
Wymagający proboszcz...
Ks. Kopeć odznaczał się wielką pobożnością i niezwykłym charakterem twardego człowieka, który wiele żądał od swoich parafian - mówi ks. Bonifacy Madla, proboszcz parafii rudzkiej. Był bardzo wymagający, nie wszystkim to odpowiadało. Stawiał wymagania odnośnie pobożności, tradycji, uczestnictwa we mszy św., częstej komunii św. Póki starczało mu sił odprawiał msze św. i spowiadał.
Ks. Kopeć, jak podkreśla proboszcz Madla, przyjął kościół mocno zniszczony wskutek działań wojennych, który remontowano przez pięć lat. Kontynuował prace swego poprzednika - ks. Jacka. Dokończył remont pokrycia dachu, postarał się o nowy dzwon, nowe organy. Jego dziełem jest też odnowienie kaplicy Matki Bożej Rudzkiej. Troszczył się o kościół w miarę możliwości, finansów i sił - podsumowuje ks. Madla. W 2003 r., 4 lipca, obchodził jubileusz 60-lecia kapłaństwa. W uroczystej mszy uczestniczył ks. infułat Marian Żagan z Markowic a także biskup pomocniczy Gerard Kusz. Ks. prałat bardzo przeżywał ten jubileusz, tak jak wcześniejsze 25 i 50-lecia, które również obchodził w Rudach. Cieszył się nimi szczególnie, gdyż zastępowały mu one uroczystość prymicji, których nie dane mu było obchodzić, kiedy podczas wojny przebywał z dala od domu rodzinnego.
...I łagodny katecheta
Uczył mnie religii w siódmej klasie, nie był surowym katechetą, był bardzo dobry dla dzieci - wspomina Stefania Haselberg, gospodyni na plebanii. Wiele nam opowiadał o konklawe, wyborze Ojca Św. Jana Pawła II. Od parafian dużo wymagał, był twardy, gorliwy, musiało być po jego myśli, co powiedział to zrobił - wspomina. Kobieta dodaje, że główną cechą księdza była punktualność, dbał też szczególnie o stały, uporządkowany rozkład dnia. Zawsze miał wszystko poukładane, każda czynność miała swoją godzinę, trzymał się tego przez lata - mówi pani Stefania. Był cichy, skromny, dużo czytał. Nie był wymagający, jeśli chodzi o pożywienie. Co podałam na stół to zjadł. Odkąd przeszedł na emeryturę, stał się bardziej otwarty na ludzi, swobodny, częściej żartował. Pewnie dlatego, że nie miał już tyle na głowie. Lubił majsterkować. Naprawiał ludziom zegarki, sam sobie zrobił miniaturowy kielich do mszy i patenę. Miał swoje narzędzia i lubił robić misterne, wymagające dużej precyzji rzeczy. Miał do tego talent. Był bardzo cierpliwy w swojej chorobie, która trwała przez siedem miesięcy, nigdy się nie skarżył, nie dał po sobie poznać, że coś go boli, kiedy opiekowałyśmy się nim z Barbarą Morgałą, siostrą z Caritasu. Do końca chciał być z nami i tak jak przez lata tutaj mieszkał, tak też umarł w swoim pokoju.
W rodzinne strony
Ks. prałat Władysław Kopeć zmarł 10 maja 2006 w wieku 88 lat. 11 maja przeniesiono jego ciało z plebanii do kościoła. Mszy św. pogrzebowej przewodniczył biskup pomocniczy Gerard Kusz, w obecności 50 kapłanów, rodziny, parafian. Zwłoki, zgodnie z ostatnią wolą zmarłego, zostały przewiezione do jego rodzinnego Bronowa. Kiedyś, jak z jednym wikarym byliśmy w jego rodzinnej miejscowości, prałat chwycił mnie za rękę i powiedział: „Żebyś wiedziała, tu będę leżał" - wspomina gospodyni. Życzenie zostało spełnione.
(e.Ż)