Los psi a zima sroga
Mroźna zima okazała się wyjątkowo trudna dla zwierząt. Raciborskie schronisko dla bezdomnych psów pęka w szwach.
Czworonogów przybywa z każdym dniem. Gwałtowny przełom nastąpił po sylwestrze, kiedy sporo z nich, pilnujących obejść, przeraziło się wybuchami petard, pozrywało z łańcuchów i uciekło. Żaden gospodarz nie będzie szukał psa, na wsi inaczej się je traktuje, bardziej pod względem przydatności. Jeśli ucieknie, przychodzi się do schroniska po innego - stwierdza kierownik schroniska w Raciborzu, Wojciech Priebe.
Interwencja goni interwencję, więcej przybywa w schronisku psów niż ubywa, bowiem ze względu na mrozy znacznie mniej osób przychodzi aby je adoptować. A niektóre są naprawdę atrakcyjne, o cechach rasowych: bernardyn, owczarki niemieckie, syberian husky. Wszystkich jest ok. 70, zaś miejsc maksimum 60. Nic więc dziwnego, że dochodzi nawet do pogryzień między nimi, gdyż z konieczności muszą być umieszczane w zbiorowych kojcach. Są takie dni, że przywozimy po cztery wyłapane z miasta wałęsające się czworonogi. Mamy obowiązek przyjąć wszystkie, nawet mimo braku miejsca. Planujemy rozbudowę schroniska, jednak na to potrzebne są pieniądze. Oczekujemy ich od Urzędu Miasta i sponsorów. Jeżeli się znajdą, liczba boksów będzie powiększona. Nawiasem mówiąc teren, na którym się znajdujemy, nie jest przystosowany na schronisko, pozostał po Kolumnie Transportu Sanitarnego. Boksy na samochody zostały zaadaptowane na kojce dla psów - tłumaczy Wojciech Priebe. Pomieszczenia nie są ogrzewane, ale przynajmniej, i to jest najważniejsze, zwierzęta mają stały dostęp do pokarmu i wody (dużą pomoc świadczy raciborska mleczarnia, regularnie dostarczając swoich przetworów). Tylko dla chorych i mających młode jest ogrzewana izolatka. Pracownicy, a jest ich trzech na 2,5 etatu - nie bawią się z nimi, na to nie ma czasu. Jedynie karmią i poddają kontroli weterynaryjnej dbając o zapewnienie zwierzęciu możliwości przetrwania. Trudno mi mówić o konsekwencjach psychicznych pobytu psa w schronisku. Mogę tylko stwierdzić, że w początkowym okresie bardzo tęsknią, później się przyzwyczajają - mówi kierownik, zachęcając mieszkańców Raciborza i okolic, aby przychodzili po psy. Jednocześnie zwraca uwagę na to, że są to istoty żywe, które czują, potrafią kochać i nie można ich wówczas, gdy się znudzą, po prostu wyrzucić z domu. Jak niektórzy je traktują, zdołał się już nieraz przekonać. Przychodzą do schroniska z workiem, nie jak po żywą istotę, ale jak po rzecz, tłumacząc, że potrzebują psa wyłącznie do pilnowania domu. Taka jest niekiedy mentalność ludzi ze wsi, i to się wciąż nie zmienia.
Sygnałów o złym traktowaniu zwierząt, szczególnie drastycznym zimą, trafia do schroniska multum. Mimo ustawy o ich ochronie, służby za to odpowiedzialne, a więc policja, straż miejska, Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami - są tak naprawdę bezsilne. Często zastają zamknięte drzwi. Jeśli już dojdzie do wyegzekwowania kary, jest ona zbyt łagodna. Cóż bowiem z tego, że nałoży się mandat karny w wysokości 50, 100 zł, skoro dla niektórych osób to śmieszne pieniądze. Na Zachodzie - mówi Wojciech Priebe - przy straży miejskiej jest specjalna komórka inspektorów mających uprawnienia do odebrania zwierzęcia i nałożenia mandatu karnego, a w skrajnych przypadkach skierowania sprawy do sądu. W Polsce, niestety, daleko jest do zadowalających rozwiązań w tej dziedzinie.
(e)