Oszust ostrzega
„Rozpowszechnij tę przestrogę wśród znajomych” - tymi słowami kończy się e-mail, ostrzegający przed oszustami, narażającymi właścicieli telefonów na olbrzymie finansowe straty.
Problem w tym, że te wiadomości mogą być dziełem naciągaczy. Każdy użytkownik Internetu spotkał się z mailami – łańcuszkami, które nie wiadomo, od kogo wyszły. Za każdym razem pojawia się instrukcja, by wysłać je do kolejnych osób. W treści takich „łańcuszków” może być prośba o pomoc choremu dziecku, promocja, w której można zdobyć coś cennego lub ostrzeżenia. W przypadku oszustów telekomunikacyjnych osoby rozsyłające te maile opisują praktyki, którymi posługują się złodzieje.
Kosztowna przesyłka
Jednym z nich jest numer „na paczkę”. Do drzwi mieszkania puka kurier z przesyłką, której nikt nie zamawiał. Aby rozwiać wątpliwości zaskoczonej ofiary, z jej telefonu dzwoni do firmy, sprawdzając, czy wszystko się zgadza. Okazuje się, że to pomyłka. Kurier znika, zaś do domu przychodzi rachunek telefoniczny na 10 tys. dolarów, ponieważ w ciągu krótkiej rozmowy połączenie obiega cały świat.
Numer na telekomunikację
Do ofiary dzwoni osoba, podająca się za pracownika Telekomunikacji Polskiej S.A, testująca połączenia. Prosi o wciśnięcie odpowiednich klawiszy. „Jeżeli to zrobisz - jesteś przekierowany na sexlinie i nawet jeżeli natychmiast rzucisz słuchawkę na widełki - NIC CI TO NIE DA - połączenie nie skończy się przed upływem 5 min. Podoba Ci się? - koszt ok. 1500 zł” - alarmuje autor ostrzeżenia. Podobnie może zakończyć się telefoniczne zawiadomienie o wygranej w loterii.
Stara zagrywka
Bzdury. W Polsce najdroższe połączenie wynosi ok. 11 zł za minutę. Nie ma możliwości, żeby płaciła osoba, do której się dzwoni. Przekierowanie nie nastąpi też jedynie po wciśnięciu kilku klawiszy. Jest to usługa, którą abonent musi sobie wykupić – zapewnia Zbigniew Drohobycki, rzecznik prasowy TPSA. Twierdzi, że jest to polska wersja brytyjskiego maila, krążącego w Internecie już od dłuższego czasu. W najlepszym wypadku zaśmieca skrzynkę. Może wprowadzić do komputera wirusa. W ten sposób zdobywane są informacje, sprzedawane do internetowych baz danych. Rzecznik przyznaje jednak, że ostrożności nigdy za wiele, począwszy już od chwili wpuszczenia obcej osoby do domu, bez względu na to, za kogo się podaje i w jakiej sprawie przychodzi.
(Adk)