Poważna cyfra
Trzykrotna uczestniczka Igrzysk Olimpijskich Anna Wojtaszek - Bocson była gościem honorowym obchodów 100-lecia KS 1905 Krzanowice.
Dokładnie przed wiekiem paru społeczników wytyczyło sobie cele wychowywania młodzieży przez sport i promocji tą drogą przygranicznego miasteczka. Dzięki mądrej polityce działaczy klub odnotował sukcesy na miarę wicemistrzostwa Niemiec w piłce palantowej, w latach 30-tych. Pochodząca stąd Anna Wojtaszek była na 3 olimpiadach i została rekordzistką świata w rzucie oszczepem. Dobre wyniki mieli też kolarze (zwłaszcza Zbigniew Siódmok) i szachiści. Dziękuję im wszystkim za zaangażowanie – powiedział burmistrz Manfred Abrahamczyk na uroczystej akademii 29 lipca. Obecnie klub może pochwalić się sukcesami na skalę województwa i kraju młodych siatkarek. Piłkarze walczą o utrzymanie w okręgówce. Doświadczony Waldemar Hnida pamięta jak w sezonie 1999/2000 klub wywalczył awans do IV ligi. Między tamtym a aktualnym zespołem jest duża różnica. Wtedy wszyscy byli związani ze sobą, a teraz dużo młodzieży wyjeżdża. Ale kryzys był też w latach 80-tych, a później dziura się załatała – mówi Hnida. Może tym razem będzie podobnie?
Trzydniowy festyn jubileuszowy w Krzanowicach wypełniły mecze. W piątek miejscowi trampkarze przegrali z „Unią” Racibórz 0:4. Sobotnią rywalizację oldbojów wygrali gospodarze. Zdobyli 7 punktów pokonując po 4:0 Roth Geb Harburg i Chuchelną oraz remisując z Karpatami Lwów 1:1 (w karnych było 2:1 dla Krzanowic). Dużym wzmocnieniem byli dla nas nasi oldboje mieszkający w Niemczech. Tam często grają i prezentują wysoki poziom. Karpaty były najtrudniejszym rywalem, mieli w składzie ligowców, a nawet reprezentanta byłego Związku Radzieckiego – powiedział nam Bronisław Matioszek, trener ekipy oldbojów. W niedzielnym turnieju druga drużyna Krzanowic przegrała z czeskimi zespołami ze Żmirowic (2:4) i Slużowic (1:4), a pierwszy zespół uległ seniorom „Unii” Racibórz 2:4 (Hońca i Drzymała – Kapinos 2, Podolak i Kopczyński). Gdyby frekwencja z tego meczu utrzymała się w sezonie, nasz skarbnik nie martwiłby się o finanse klubowe – cieszył się z wypełnionych kibicami trybun prezes Hubert Barcik. Obok boiska bawiono się pod namiotem (15-lecie świętował miejscowy DFK) i na pikniku. Strzelania z łuku uczyło bractwo rycerskie, a z wiatrówek – wojskowi. Przygrywała orkiestra, rozśmieszał kabaret i działał mały lunapark. Przez trzydniową imprezę przewinęło się – według szacunków organizatorów – parę tysięcy osób.
Anna Wojtaszek – Bocson: tu jest mój drugi dom
Rekordzistka świata w rzucie oszczepem od prawie 50 lat mieszka w australijskim Melbourne. Zaczynała od biegania ulicami Krzanowic m.in. w okolicy cmentarza i drogą do Pietraszyna. Trenowała też siatkówkę na boisku pod Bojanowem. Miała 17 lat, kiedy z Krzanowic zabrali ją Budowlani Opole (klub dał za nią... 20 par trampek). Później wyjechała do Warszawy jako zawodniczka kadry narodowej oraz olimpijskiej. „Awans zapewniły mi świetne wyniki w biegach. Byłam mistrzynią kraju juniorek w przełajach, wygrałam też halowe zawody seniorów. Na obozach reprezentacji kazali nam robić wszystko: biegać, skakać, rzucać. Spodobał mi się oszczep” - wspomina olimpijka. Wpierw uzyskała rekord polski juniorów, a w 1956 roku Mistrzostwo Polski. Te wyniki dały jej paszport na olimpiadę. „Zostałam w Melbourne i początkowo żałowałam. Ale bałam się wrócić, bo musiałabym się pożegnać ze sportem. Wylewałam łzy, nie znałam języka, warunki były fatalne, a ja sama trenowałam i innym musiałam pomagać” – mówi Anna Wojtaszek. Dwie kolejne olimpiady zaliczyła już jako Australijka. Polskę odwiedziła dopiero w 1969 roku, a ostatnio w 2002 r. Teraz spędzi w kraju 10 tygodni. Ma dwie córki. Jedna z nich, Belinda, była pływacką mistrzynią juniorek Australii. Szymaniak działa w komitecie pływackim w Australii i tamtejszym związku lekkoatletycznym.
Rekordzistka świata w rzucie oszczepem od prawie 50 lat mieszka w australijskim Melbourne. Zaczynała od biegania ulicami Krzanowic m.in. w okolicy cmentarza i drogą do Pietraszyna. Trenowała też siatkówkę na boisku pod Bojanowem. Miała 17 lat, kiedy z Krzanowic zabrali ją Budowlani Opole (klub dał za nią... 20 par trampek). Później wyjechała do Warszawy jako zawodniczka kadry narodowej oraz olimpijskiej. „Awans zapewniły mi świetne wyniki w biegach. Byłam mistrzynią kraju juniorek w przełajach, wygrałam też halowe zawody seniorów. Na obozach reprezentacji kazali nam robić wszystko: biegać, skakać, rzucać. Spodobał mi się oszczep” - wspomina olimpijka. Wpierw uzyskała rekord polski juniorów, a w 1956 roku Mistrzostwo Polski. Te wyniki dały jej paszport na olimpiadę. „Zostałam w Melbourne i początkowo żałowałam. Ale bałam się wrócić, bo musiałabym się pożegnać ze sportem. Wylewałam łzy, nie znałam języka, warunki były fatalne, a ja sama trenowałam i innym musiałam pomagać” – mówi Anna Wojtaszek. Dwie kolejne olimpiady zaliczyła już jako Australijka. Polskę odwiedziła dopiero w 1969 roku, a ostatnio w 2002 r. Teraz spędzi w kraju 10 tygodni. Ma dwie córki. Jedna z nich, Belinda, była pływacką mistrzynią juniorek Australii. Szymaniak działa w komitecie pływackim w Australii i tamtejszym związku lekkoatletycznym.
Józef Śniechota: życzę Krzanowicom awansu
Był prezesem klubu przez 20 lat - od 1969 do1988 roku. Na początek zastał 2 bramki na nierównym boisku. Zaczął od budowy ogrodzenia i sprowadził trenera Gerharda Grzonkę. Od tej pory Krzanowice co rok awansowały i w 1974 roku były już w okręgówce. Krzanowice słynęły w całym województwie z czynów społecznych, zdobywając nagrodę jakości Omega. W 12 miesięcy stanął w stanie surowym budynek przy stadionie. Udowodnił, że przy klubie może działać zakład gospodarczy, z którego utrzyma się zespół piłkarski. Z zawodników najlepiej zapamiętał niezłego technika jakim był Ryszard Sonnek i solidnego Stefana Ekierta. Cenił graczy zdyscyplinowanych i inteligentnych, a nie rozrabiaków. Śniechota 20 lat spędził na boiskach jako sędzia, aż do poziomu 3 ligi. Pełnił wiele funkcji m.in. w Okręgowym Związku Piłkarskim. Znany był jako organizator zabaw i festynów oraz pochodów i jubileuszy. Na jeden sprowadził do Krzanowic telewizję aż ze stolicy. Za jego „rządów” piłkarze jeździli na obozy do Jugosławii i nad polskie morze. Kiedy odchodził zespół rywalizował w terenówce z Mysłowicami, Carbo Gliwice i rezerwami Górnika Zabrze. „Oni tu nie mogli wygrać. Chcieli nawet załatwić mecz, ale to nie ze mną” – śmieje się pan Józef. Mieszkając w Niemczech miał propozycję z Fortuny Dusseldorff by zostać członkiem ich zarządu. Na zdjęciu (pierwszy z lewej) odbiera gratulacje od działaczy klubów z gminy Krzanowice.
Był prezesem klubu przez 20 lat - od 1969 do1988 roku. Na początek zastał 2 bramki na nierównym boisku. Zaczął od budowy ogrodzenia i sprowadził trenera Gerharda Grzonkę. Od tej pory Krzanowice co rok awansowały i w 1974 roku były już w okręgówce. Krzanowice słynęły w całym województwie z czynów społecznych, zdobywając nagrodę jakości Omega. W 12 miesięcy stanął w stanie surowym budynek przy stadionie. Udowodnił, że przy klubie może działać zakład gospodarczy, z którego utrzyma się zespół piłkarski. Z zawodników najlepiej zapamiętał niezłego technika jakim był Ryszard Sonnek i solidnego Stefana Ekierta. Cenił graczy zdyscyplinowanych i inteligentnych, a nie rozrabiaków. Śniechota 20 lat spędził na boiskach jako sędzia, aż do poziomu 3 ligi. Pełnił wiele funkcji m.in. w Okręgowym Związku Piłkarskim. Znany był jako organizator zabaw i festynów oraz pochodów i jubileuszy. Na jeden sprowadził do Krzanowic telewizję aż ze stolicy. Za jego „rządów” piłkarze jeździli na obozy do Jugosławii i nad polskie morze. Kiedy odchodził zespół rywalizował w terenówce z Mysłowicami, Carbo Gliwice i rezerwami Górnika Zabrze. „Oni tu nie mogli wygrać. Chcieli nawet załatwić mecz, ale to nie ze mną” – śmieje się pan Józef. Mieszkając w Niemczech miał propozycję z Fortuny Dusseldorff by zostać członkiem ich zarządu. Na zdjęciu (pierwszy z lewej) odbiera gratulacje od działaczy klubów z gminy Krzanowice.
(ma.w)