Bieszczady z siodełka
Rower nie jest po to, aby zalegał w domu - głosi plakat reklamujący II Młodzieżową Wyprawę Rowerową. Ruszyła 16 lipca spod kościoła św. Mikołaja.
Codziennie kilka godzin spędzają na rowerze, śpią pod namiotami, w salach gimnastycznych, stodołach lub klasztorach. Jedzą to, co wspólnie ugotują na prowizorycznej kuchni pod gołym niebem. Poza tym zwiedzają, zawiązują przyjaźnie i przeżywają przygody. Tak właśnie wygląda młodzieżowa wyprawa rowerowa. Celem są Bieszczady, a dokładnie Solina, miejscowość, w której uczestnicy wycieczki spędzą dwa dni. Ponadto zatrzymają się w kilku innych miejscach. Dlaczego Bieszczady? Myśleliśmy o Kolonii, Mazurach, ale ostatecznie zdecydowaliśmy, że będą to Bieszczady, bo tam wiele osób jeszcze nie było - mówi Jerzy Lihs, pomysłodawca wyjazdu. Dodaje, że przy układaniu trasy wybierali miejsca związane z Janem Pawłem II i kardynałem Stefanem Wyszyńskim.
Najmłodszym uczestnikiem jest 12-letni Wojtek. Pozostali to gimnazjaliści, licealiści lub studenci. Większość brała udział w zeszłorocznej wyprawie do Gdańska. Przejechali wtedy 720 kilometrów. W tym roku będzie to ok. 884 kilometrów, dziennie od 48 do 94. Zarówno ci, którzy brali udział w rowerowej wyprawie w zeszłym roku, jak i ci, dla których tegoroczny wyjazd będzie pierwszym, są podekscytowani wyzwaniem. W tamtym roku chciałem jechać, ale mama się bała. Już się nie mogę doczekać tych wrażeń. Wykreślałem sobie dni w kalendarzu. Liczę na fajne przeżycia. Nigdy tylu kilometrów nie przejechałem - mówi Adam Olender, który jednocześnie obawia się jazdy po górzystym terenie.
Miłośnikom dwóch kółek towarzyszy w wyprawie samochód. Wiezie ich bagaże i jest pomocny, gdy ktoś ma już dosyć. Rower wędruje wtedy na przyczepę, a zmęczony rowerzysta podróżuje autem, dopóki nie zbierze sił.
Joanna Guział