Jak Kojzar lody kręcił
Niewielu jest raciborzan, którzy nie znaliby cukierni Alojzego Kojzara przy ul. Londzina. W tym roku minie 60. rocznica jej istnienia. W tym numerze o sylwetce zasłużonego dla Raciborza 90-letniego dziś rzemieślnika-cukiernika, u którego wielu z nas zasmakowało wyśmienitych lodów.
Niewielu jest raciborzan, szczególnie ze starszego pokolenia, którzy nie znaliby cukierni Alojzego Kojzara przy ul. Londzina. W tym roku minie 60 rocznica jej istnienia.Pan Alojzy jest obecnie najstarszym członkiem cechu, zrzeszającego rzemieślników. Ma 90 lat. W swym życiu do zawodu przyuczył znanych dziś i cenionych cukierników i piekarzy.
Pochodzi z dzielnicy Żor - Rownia. Jako młody chłopak wybrał zawód piekarza. Gdy miał 22 lata i był czeladnikiem, musiał przerwać pracę, ponieważ został ściągnięty do wojska. W 1940 r. wezwano go pod przymusem do podjęcia pracy piekarza w powiecie raciborskim. W 1945 r. wynajął zniszczoną piekarnię przy ul. Londzina w Raciborzu. Z zapałem zabrałem się do pracy. Szczęście mi sprzyjało. Poznałem tu przyszłą żonę. Podzielała moje zainteresowania. Wspieraliśmy się wzajemnie, dzieląc doświadczeniem. Było to bardzo potrzebne, ponieważ czasy były ciężkie. Miasto leżało w gruzach. Nie było samochodów. Po mąkę jeździło się do młyna furmanką. Początkowo mieliśmy bardzo wąski asortyment - chleb, bułki, rogaliki. Świadczyliśmy też bezpłatną usługę pieczenia ciasta, które przynosiły gospodynie. Panowała bieda - wszystko było na kartki. Już po roku wprowadziliśmy ciastka i lody. Lód niezbędny do zamrażania lodów przywoziłem z rzeki Odry. Trzymaliśmy go w piwnicy, a lody „kręciliśmy” ręcznie. Dopiero po trzech latach kupiliśmy maszynę - wspomina pan Alojzy. Jego lody nie miały sobie równych w całym mieście. Byli tacy, którzy zwiastowali rychły upadek ich „lodowego” interesu, ponieważ sektor państwowy także zaczął wprowadzać je na rynek. Ku ich wielkiemu zdziwieniu to wytwórnie lodów popierane przez państwo upadły. Oni przetrwali. Uznali to za swój wielki sukces.
Oferta Kojzarów była z roku na rok coraz bogatsza. Klienci ściągali tu po wszystkie rodzaje ciastek, a przed świętami po specjalne wypieki. W karnawale - pączki z powidłami, przed Wielkanocą - zajączki z marcepanu, przed Bożym Narodzeniem - serca z piernika, dodatkowo latem lody. Handlarki wracające z targu mówiły, że jak widzą towar na wystawie, to nie mogą obojętnie przejść. Chwaliły, że rogaliki aż rozpływają się w ustach. Były też trudne momenty w prowadzeniu cukierni. Nie ułatwiano życia prywatnej inicjatywie. Bez przerwy nachodziły nas różne kontrole. Nawet w niedziele. Podatki odbierały prawie cały zysk. Przeżywane trudności jednak wzmacniały nasz związek. Jakoś wytrzymaliśmy w tym reżimie - wzdycha Gertruda, żona pana Alojzego.
Obecnie rodzinny interes prowadzi córka Kojzarów, Halina. Ojciec pomaga jej jeszcze, a jego rady są bardzo cenne, bo podyktowane wieloletnim doświadczeniem.
Jubileusz 90-lecia urodzin został uczczony mszą św. w kościele p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Raciborzu. Uczestniczyli w niej koledzy jubilata - piekarze i cukiernicy. Wspólne świętowanie wraz z byłymi uczniami - obecnymi mistrzami cukiernikami - trwało w atmosferze wspomnień i refleksji do późnego wieczora.
Ewa Halewska