Po nitce do kłębka
Śląska Straż Granicznej odniosła kolejny sukces. Pogranicznicy zatrzymali grupę organizatorów przemytu ludzi. Trop zawiódł ich aż na Lubelszczyznę, gdzie przeszukano domostwa należące do członków szajki. Rzekomo biedni dysponowali okazałymi willami i wysokiej klasy samochodami. W wielowątkowe śledztwo włączyła się policja.
Od pewnego czasu m.in. na naszej południowej granicy Straż Graniczna zatrzymywała cudzoziemców, którzy nielegalnie próbowali wyjeżdżać z Polski. Część z nich na podstawie fałszywych dokumentów, inni w ukryciu w samochodach lub też przez zieloną granicę. W ostatnim okresie praktycznie nie było tygodnia aby nie ujawniono przynajmniej kilku takich przypadków. W większości byli to obywatele Ukrainy, którzy do Polski wjeżdżali legalnie na podstawie własnych dokumentów. Tutaj zamieniali je na fałszywe. Preferowane były dokumenty polskie i litewskie. Zdarzały się także łotewskie, estońskie, izraelskie - mówi kpt. Grzegorz Klejnowski, rzecznik prasowy Śląskiego Oddziału z Raciborza. Zatrzymanie przemytników poprzedzone zostało żmudną pracą operacyjną. Analiza poszczególnych przypadków pozwoliła na postawienie tezy, że proceder ten ma charakter zorganizowany. Trafiliśmy na ślad ludzi, którzy ten proceder prawdopodobnie organizowali. Doprowadził nas aż na Lubelszczyznę. Tam rozpoczęły się zatrzymania osób, które podejrzewane są o działalność w grupie - dodaje kpt. Klejnowski. Są to trzej mężczyźni w wieku od 37 do 48 lat oraz 28-letnia kobieta. Wszyscy są mieszkańcami Lubelszczyzny. Jest wśród nich także właściciel Biura Turystycznego. Prowadzona przez niego działalność gospodarcza ułatwiała kontakt z potencjalnym „klientem” chętnym do nielegalnej wędrówki w kierunku Unii Europejskiej. Wśród podejrzanych są także bezrobotni. Jeden z nich, będąc bez stałego źródła utrzymania, potrafił jednak jeździć np. wysokiej klasy mercedesem. W kilku miejscowościach przeszukano mieszkania tych osób. Zabezpieczono liczne dowody w postaci notatek, bilingów i telefonów komórkowych. W ręce śląskich pograniczników wpadły także dokumenty, co do których istnieje podejrzenie, że mogłyby być wykorzystane do nielegalnego przekroczenia granicy. Na jednej z posesji należącej do „biednej” rodziny, w której trzy dorosłe osoby i dwoje małych dzieci żyli ponoć jedynie z minimalnej emerytury babci, znajdował się okazały dom, a domownicy nie potrafili wyjaśnić, skąd w garażach wzięły się wysokiej klasy samochody. Sprawą zajmie się policja.
Prowadzone dochodzenie w sprawie przemytu ludzi pozwala już na tym etapie poznać schemat działania organizatorów. Ukazuje także, że był to niezwykle dochodowy interes. Każda osoba, która zdecydowała się na nielegalną podróż np. do Austrii, Włoch czy Niemiec płaciła po 1500 euro. Jak twierdzili cudzoziemcy zatrzymywani na próbie nielegalnego przekraczania granicy, płacąc tę kwotę mieli zapewnioną „opiekę” aż do kraju docelowego. W sfałszowane dokumenty byli zaopatrywani w Polsce. Tutaj w umówionym miejscu spotykali się z organizatorem, który kierował już ich dalszymi poczynaniami. Organizatorzy robili wszystko, aby udało się zmylić czujność Straży Granicznej. Najczęściej dla osób jadących na fałszywe dokumenty np. litewskie paszporty, wybierali podróż autobusem wiozącym grupę Litwinów. Inni organizatorzy, zajmujący się przemytem ludzi przez „zieloną granicę” wyszukiwali dogodnych miejsc do jej przekroczenia oraz organizowali środki transportu. Osoby puszczano w kierunku granicy a organizatorzy z ich rzeczami jechali legalnie na przejście graniczne, gdzie deklarowali turystyczny wyjazd zagraniczny - relacjonuje kpt. Klejnowski.
Funkcjonariusze Śląskiego Oddziału Straży Granicznej zatrzymali w 2004 r. ponad 1200 osób za przestępstwa graniczne. Ponad 150 przypadków dotyczyło nielegalnego przekroczenia granicy w oparciu o cudzy dokument. W 2003 r. takich przypadków było tylko 50.
(waw)