Pierwsza warka leżakuje
Ze zdolnością do produkcji nawet ponad 150 tysięcy hektolitrów piwa raciborski browar oficjalnie rozpoczął walkę o piwoszy. Jak się zakończy? Wszyscy w Raciborzu chcieliby, by miejscowe piwo zdobyło swoje miejsce na rynku.
Stary, liczący sobie już blisko 440 lat, książęcy browar w Raciborzu uniknął ostatecznej likwidacji. Od syndyka masy upadłościowej Browarów Górnośląskich w Zabrzu zakupił go, i to w drodze rokowań, bo przetargi nie przyniosły żadnych rezultatów, śląski przedsiębiorca Jerzy Łazarczyk. Nieruchomość zajmująca połowę wzgórza zamkowego w Raciborzu kosztowała ponad 400 tys. zł. 11 października, podczas oficjalnego otwarcia reaktywowanego browaru, Łazarczyk, również właś-ciciel browaru w Siemianowicach Śląskich, przyznał, że początkowo zamierzał wywieźć z Raciborza zakupioną w latach 90. kotłownię, a resztę browarnianych urządzeń sprzedać. Piwo miano nadal warzyć w Siemianowicach. Co stałoby się z Raciborzem? Tego nie wiadomo. Najprawdopodobniej browarniane budynku znalazłyby nowego właś-ciciela albo zostałyby zaadaptowane na inne cele.
To tradycja zdecydowała, że postanowiłem się ponownie warzyć piwo w Raciborzu - mówił podczas otwarcia właściciel browaru. Przybytek złocistego napoju poświęcił ostrogski proboszcz ks. Jerzy Hetmańczyk. Symboliczny klucz do bramy zakładu dostał prezydent Jan Osuchowski. Był w grupie osób, które namawiały J. Łazarczyka do zainwestowania w Raciborzu, kusił ulgami w podatkach, obiecał pomoc ratusza. Poskutkowało. Poczytuję to sobie za duży sukces kadencji - mówi prezydent.
O sukcesie przedsięwzięcia będzie można jednak mówić wówczas, gdy raciborskie piwo, sprzedawane pod marką „Racibor”, na stałe zagości na regionalnych stołach i miejscowych piwiarniach. Z różnych względów termin uruchomienia browaru musieliśmy przesuwać. Zdajemy sobie sprawę, że jesień to nie jest dobry czas na wchodzenie na rynek z nowym piwem. Wierzymy jednak, że się uda - mówi Wiesław Szuba - dyrektor browaru.
Uruchomienie zakładu kosztowało już blisko 2 mln zł. Najważniejsza inwestycja, to wymiana warzelni. Stara, eksploatowana jeszcze w latach 90., miała ponad sto lat. Pozwalała produkować rocznie 90 hl piwa. Nowa, choć używana, bo sprowadzana z Tymbarku, zdolność produkcyjną znacznie zwiększa. Stara pozostała fermentownia i leżakownia. Browar nie ma własnej rozlewni. Piwo z Raciborza będzie więc wożone do Zabrza, a tam wlewane do butelek.
Czy optymizm właściciela i dyrektora jest uzasadniony? Trzymam kciuki, bo browar stworzył kilkadziesiąt miejsc pracy. Jego sukces będzie dobrym znakiem dla Raciborza, gdzie dotychczas zakłady się raczej zamykało niż otwierało - mówi prezydent Osuchowski. Rynek piwowarski w Polsce dzielą między sobą Grupa Żywiec i Kompania Piwowarska. Obie dysponują nowoczesnymi browarami o ogromnych zdolnościach produkcyjnych i potężnymi środkami na promocję. Specjaliści od rynku widzą jednak miejsce dla małych, regionalnych browarów. Takowe świetnie funkcjonują na Zachodzie. Czas pokaże, czy podobnie będzie w Polsce.
O miejsce na rynku będzie niezwykle trudno - nie kryje obaw Marian Janczewski, były dyrektor raciborskiego browaru, obecnie związany z hurtownią napojów. Na rynku jest kilkadziesiąt marek piw, więc karty tak naprawdę rozdają piwosze. Może ich skusić reklama, smak piwa, najczęściej jednak umiarkowana cena połączoną z dobrą jakością. W przypadku „Racibora” dochodzi jeszcze element lokalnego patriotyzmu. Liczy na to browar, ale czy taki patriotyzm w ogóle istnieje, przekonamy się w ciągu najbliższych miesięcy. Wyjściem jest też produkowanie taniego piwa pod markami dużych sieci. Niewykluczone, że ten rynek uda się opanować. Jak by nie patrzeć, wyzwanie jest ogromne.
Na razie jesteśmy świadkami znacznej kampanii promocyjnej na lokalnym rynku. Butelka „Racibora” kosztuje 1,80 zł. Właściciel, w razie powodzenia inwestycji, obiecuje kolejne nakłady, w pierwszej kolejności w rozlewnię. W planach ma również uruchomienie restauracji zamkowej. Miejmy nadzieję, że wszystko się uda.
(waw)