Boją się o zbiornik
Radni powiatowi podjęli uchwałę, w której wyrazili swoje zaniepokojenie impasem w rozmowach władz państwowych z mieszkańcami Nieboczów. Podobną uchwałę chce podjąć Rada Miasta. Samorządowcy Raciborszczyzny chcą konsolidować gminy nadodrzańskie do lobbowania na rzecz jak najszybszej budowy zbiornika „Racibórz”. Nieboczowy są naszpikowane samowolami budowlanymi - komentowali nasi czytelnicy ostatni artykuł poświęcony temu problemowi.
Projektowany już od ponad stu lat zbiornik, który uchroni przed powodziami, takimi jak w 1997 r., całe dorzecze górnej Odry mógł mieć zapewnione finansowanie z funduszów Unii Europejskiej, ale jak na razie nic z tego nie wyjdzie. Władze państwowe nie zdążą przygotować odpowiedniego wniosku. Powód? Nie dogadały się z mieszkańcami Nieboczów. Nie chcą oni opuszczać swojej rodzinnej wsi i optują za realizacją tzw. wariantu społecznego, czyli korekty przebiegu obwałowań, tak by okalały one Nieboczowy. Na to nie godzi się państwo, bo wariant ten wiąże się z większymi kosztami budowy i zmniejszeniem pojemności zbiornika.W sprawie na razie trwa pat. Wojewoda śląski nie dogadał się z nieboczowianami. Na przeprowadzkę zgadzają się jedynie mieszkańcy Ligoty Tworkowskiej. Brak porozumienia oznacza konieczność wszczęcia procedury wywłaszczeniowej, a tej nie uda się przeprowadzić szybko. Oznacza to przesunięcie rozpoczęcia budowy w czasie. Nikt jednak nie jest w stanie powiedzieć, na jak długo.
Problem poruszono na ostatnich sesjach Rady Miasta i Powiatu. Samorządowcy zgodzili się, że poza wyrażeniem zaniepokojenia muszą skierować swoje działania na tworzenie silnego lobbingu na rzecz zbiornika. Mówiąc inaczej: konsolidować wokół sprawy inne nadodrzańskie gminy, głównie te duże, jak Opole czy Wrocław oraz parlamentarzystów. Nie wiadomo jednak, jak do tego się zabrać. Na tej najważniejszej kwestii dyskusje się zakończyły. Pozostało samo zaniepokojenie.
Po naszym ostatnim tekście na temat uporu mieszkańców Nieboczów otrzymaliśmy sporo telefonów od poirytowanych raciborzan, w tym byłych nieboczowian. Ci ostatni argumentowali, że wieś „jest naszpikowana samowo-lami budowlanymi”. Opór wynika głównie stąd, że za wiele zabudowań mieszkańcy nie dostaną odszkodowań, bo formalnie nie istnieją. Nie ma ich na mapach, gdyż zostały wzniesione bez wymaganej zgody urzędów. Mówili też, że całą akcją sprzeciwu kieruje grupa kilkunastu osób, która na innych, chcących się wyprowadzić, wywiera silną presję. Wskazywano na mało zdecydowane działania władz państwowych.
(waw)