Rzeczne dinozaury
Liczą sobie tysiące lat. Są nieraz ogromne. No i wszystkie czarne. Muszą mieć u nas swoje małe muzeum - przekonuje Jerzy Latton, tutejszy rzeźbiarz. Wykopują je dobrych kilkanaście lat, odkąd powstały żwirownie. Nikt ich nie potrzebuje. Lądują w wodzie, albo gdzieś na brzegu - mówi Latton. Mowa o czarnych dębach. Drzewa te rosły kiedyś w obszarach nadrzecznych, w przypadku Krzyżanowic i Roszkowa w dorzeczu Odry. W wyniku podmywania brzegów przez nurt były powalane i zasypywane przez osady już od początku holocenu, czyli od ponad 10 tys. lat, aż po czasy nowożytne. W nauce znane są jako czarne dęby. Proces gromadzenia się drzew w osadach rzecznych nasilał się w okresach wilgotniejszych i zimniejszych.
Nasze żwirownie to prawdziwa kopalnia dębów. Takich miejsc w Polsce jest niewiele. Powinniśmy zrobić małe muzeum, gdzie stanowiłyby atrakcję - przekonuje Jerzy Latton. Na Zachodzie to normalne. Pomysłodawca ma nadzieję, że władze gminy podchwycą ideę. Wie już nawet, gdzie dęby mogłyby stanąć. Najlepszy jego zdaniem jest skwer przy skrzyżowaniu dróg z Raciborza do Chałupek i do Urzędu Gminy w Krzyżanowicach, tuż naprzeciwko wjazdu na teren pałacu Lichnowskich. Ustawiłbym tu okazały egzemplarz i dał tabliczkę wyjaśniającą genezę czarnych dębów - dodaje Latton. Zrobimy wszystko, by taka ekspozycja powstała - powiedział nam wójt Leonard Fulneczek.Spacerując wzdłuż wyrobiska znaleźliśmy taki okaz. Ma 8,7 metra długości i 2,8 metra obwodu. Niedaleko leżą kolejne, ale mniejsze. Przy eksploatacji żwiru trafiają się bardzo często. Nieraz trafiamy na skupiska kilku lub kilkunastu drzew - powiedział nam kierownik krzyżanowickiej żwirowni.
Nikt ich nie chce. Trafiają więc do wody, inne rzucane są na brzeg. Przez lornetkę widać nieraz pnie wystające z wody żwirowni. Ostatnio ludzie biorą je na opał, ale tylko te małe. Duże trzeba by było ciąć, a to wcale nie jest takie łatwe. Bo gdyby było, stolarze braliby dęby do warsztatów i przerabiali na meble lub inne rzeczy. Ich obróbka jest jednak niezwykle kosztowna. Jako że długo leżały w żwirze, jego resztki w korze tępią piły.
Mimo to od czasu do czasu ktoś weźmie kawałek prehistorycznego dębu i przerobi np. na poręcz. Tego drzewa nie trzeba lakierować. Po odpowiedniej obróbce jest gładkie i świecące. Prezentuje się okazale - przekonuje Jerzy Latton. To świetny materiał dla rzeźbiarzy. Pracowaliby przy takim drewnie długo, ale co czarny dąb, to czarny dąb, a nie łatwa w obróbce lipa pomalowana potem na czarno - dodaje nasz rozmówca.
Czarne dęby, jak można się dowiedzieć z fachowych publikacji w internecie (np. http://science.eu.org/geografia/) występują często w piaskach i żwirach Wisły. Ich wydobywanie w żwirowniach w okolicach Krakowa pozwoliło na prześledzenie katastrofalnych zmian klimatycznych zachodzących pod koniec okresu wpływów rzymskich w IV w. i w następnym okresie wędrówek ludów w V w. Dębów z Krzyżanowic nikt jednak nie badał.
Dzięki datowaniom dendrochronologicznym, polegającym na analizie szerokości przyrostów rocznych drzew, możliwe było określenie z dokładnością do jednego roku początku i końca wzrostu pogrzebanych dębów. Badania dębów z doliny Wisły wskazują na to, że od początku naszej ery do około 330 r. mieliśmy do czynienia z sukcesywnym pojawianiem się nowych drzew i powalaniem starych. W obrębie doliny rzecznej prowadzona była intensywna działalność gospodarcza, o czym świadczą liczne fragmenty pni obrobionych siekierami - wyjaśnia dr Marek Krąpiec z Laboratorium Dendrologicznego Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, znany również z badań resztek drewna odkrytych podczas wykopalisk archeologicznych w Raciborzu przy ul. Rzeźniczej (o dębach czyt. na http://science.eu.org/geografia/czarne_deby.php)
Nie inaczej jak w dorzeczu Wisły było zapewne i górnym biegu Odry. Czarne dęby w latach 50. znajdowano między innymi w Odrze na wysokości zamku. Regulowano wtedy koryto rzeki. Badania dębów dostarczają naukowcom wielu cennych informacji.
W okresie pomiędzy 330 a 375 rokiem występuje brak nowych drzew na bezleśnej już równinie zalewowej Wisły, spowodowany zapewne gwał-townymi i częstymi powodziami. Po roku 375 następuje poprawa warunków klimatycznych pozwalająca na szybkie wkroczenie drzew w doliny rzek. Kolejny okres wilgotny z licznymi powodziami rozpoczyna się w połowie V w. Jest on najbardziej czytelny w dolinach rzek na terenie Polski i Niemiec, nie mający analogii w ciągu ostatnich 2500 lat. Ówczesne powodzie można porównać z katastrofalną powodzią z 1997 r. w południowej Polsce. Te dwa okresy ekstremalnych zmian klimatycznych, zanotowane w dolinie Wisły oraz innych rzek w Europie Środkowej, musiały wywierać wielki wpływ na ówczesnych mieszkańców tych ziem. Spowodowały one najpierw odsunięcie siedzib od dolin rzecznych i rozrzedzenie osadnictwa nad górną Wisłą, a następnie odpływ ludności. Powrót ludności na te tereny wiążą oni z przybyciem Słowian w V/VI w. Ponowne przejawy działalności ludzkiej w dolinie rzeki pewnie stwierdzone i wydatowane dendrochronologicznie pojawiają się dopiero w VII wieku - twierdzi dr Krąpiec.
Dęby to tymczasem nie jedyni świadkowi historii. Na taśmie transportującej żwir nader często trafiają się kości i zęby mamutów oraz słoni leśnych, nieraz piękne okazy, niezwykle cenne z naukowego punktu widzenia. Ludzie zabierają je do domów, potem przehandlują. Nikt nie chce się przyznawać do znaleziska, bo zgodnie z prawem jest ono własnością Skarbu Państwa. Państwo nawet o swoją własność wcale nie zabiega. Nie ma pieniędzy na badania i analizy. A szkoda, bo ludzie w tych rejonach znajdują także resztki naczyń i prastare pięściaki, które służyły ludziom pierwotnym jako narzędzia. Kilka lat temu wielką sensacją było odkrycie tzw. pięściaka z Owsiszcz. Znalazł go uczeń II LO i oddał do Muzeum. Na miejsce znaleziska zjechała ekipa archeologów z Wrocławia natrafiając na resztki osady. Sam pięściak został szeroko opisany w pismach naukowych.
Grzegorz Wawoczny