„Byzuch” na kółkach
Uznaliśmy, że jesteśmy za starzy by pracować, a za młodzi by kłaść się na cmentarz - mówią z uśmiechem dwaj raciborzanie z Niemiec, którzy postanowili odwiedzić swoje rodzinne miasto jadąc do niego na rowerach.
Czasy wyraźnie się zmieniają. Kiedyś Niemcy przyjeżdżali do Raciborza tylko samochodami, a teraz coraz częściej wybierają zwykłe dwukołowce, bo bardziej pasjonujące i zdrowe dla ciała. Niedawno zawitała do nas rowerowa wycieczka z Märkische w Północnej Nadrenii-Westfalii, a w minionym tygodniu dwóch raciborzan z Berlina: Ginter Libera i Wilhelm Przybyła, obaj rocznik ’40.Wyjechali, 6 sierpnia, z Berlina do Łęknicy, Bolesławca, Złotoryi, Jawora, Świdnicy, Dzierżoniowa, Ząbkowic, Paczkowa, Nysy, by odbić na Górę Świętej Anny i stamtąd przez Zdzieszowice i Kędzierzyn Koźle dojechać do Raciborza. Wzdłuż niemieckich autostrad zrobili 150 km na dzień, potem - wskutek przeforsowania - dzień przerwy. Na polskich drogach przejeżdżali dziennie mniej, raz 111 km, potem już od 80-90 km. Mówią, że brakowało ścieżek wzdłuż głównego pasa ruchu. Jazda była więc bardziej niebezpieczna i trzeba było uważać.
Do rodzinnego Raciborza zawitali w połowie minionego tygodnia. Zamieszkali w kempingu pod Oborą. Dokładnie, dzięki rowerom, zwiedzili miasto. Zostali na Zjeździe Raciborzan z nadzieją, że spotkają kolegów. Wyjechali 25 sierpnia w ponad 600 km drogi powrotnej.
Ginter Libera, pochodzi z ul. Rybnickiej, opuścił Polskę w 1959 r. Najpierw pojechał do Poczdamu w NRD, potem do Berlina Zachodniego. W RFN założył rodzinę. Pracował w firmie zajmującej się wyposażaniem banków. Dziś jest wdowcem na zasił-ku przedemerytalnym. Nadal też wychowuje syna. To on wpadł na pomysł zorganizowania wycieczki rowerowej do Polski. Myślałem o tym już w 2002 r., ale nie znalazłem chętnego. Dopiero Wilhelm w tym roku się zgodził - wyznaje.
Wilhelm Przybyła pochodzi z Ostroga. W Polsce był górnikiem i betoniarzem. W Niemczech z rodziną mieszka od 1976 r. Tam zdobył fach płytkarza. Również przebywa na zasiłku przedemerytalnym.
Obaj są zadowoleni z pobytu w rodzinnym mieście. Dużo się zmienia - mówią. Władzom miasta radzą jednak, by bardziej postarały się o rozwój bazy turystycznej. Brakuje kempingu z prawdziwego zdarzenia. Ten pod Oborą, jak na standard, który oferuje, jest ich zdaniem zbyt drogi. A to może zniechęcać gości z Niemiec i innych krajów.
(waw)