Pierwszy teatr po wojnie
Jagiełły organizowano już działalność kulturalno-rozrywkową. Młodzież chętnie przychodziła na spotkania i zabawy taneczne. Inicjatorem i organizatorem był Z. Fyrlej z Katowic. Powstał pierwszy po wojnie teatr amatorski „Wici”. Reżyserią zajmował się Ryszard Niewrzoł. On też był duszą całego towarzystwa. Wprowadzał często na spotkaniach wiele humoru, uczył nas piosenek z porcelanową gitarą w ręku - wspomina 79-letnia Łucja Korczok.
Bardzo szybko 31-osobowy zespół przygotował pierwsze przedstawienie „Wesele Śląskie”. Na ocalałym fortepianie akompaniowała zespołowi M. Seifert. Natomiast Łucja grała rolę panny młodej. Dziś nie pamięta już nazwiska swojego scenicznego partnera, ponieważ do obsady głównych ról sprowadzano osoby spoza Raciborza, znające dobrze język polski. Premiera odbyła się w styczniu 1946 r. Wszyscy występowali w oryginalnych strojach śląskich i górniczych, które w domach zdołano uratować od pożogi wojennej. To widowisko w trzech aktach wzbudziło duże zainteresowanie wśród raciborzan. Występ odbył się także w Kuźni Raciborskiej. Łucja Korczok pamięta wyjazd do Krakowa starym samochodem ciężarowym, krytym jedynie „plandeką”. Ponieważ była to pora zimowa, aktorzy - amatorzy owinięci byli w koce. Trudy podróży wynagrodziły im uznanie i gorące brawa publiczności. Kiedy w połowie 1946 r. wracali z wojny i niewoli sowieckiej młodzi mężczyźni, wielu członków zespołu teatralnego założyło rodziny. Wtedy zabrakło już czasu na dalsze próby i występy. Teatr amatorski przestał istnieć - opowiada Łucja. Z tamtych czasów zachowała się pożółkła fotografia wykonana przez Franciszka Jasnego. Dzisiaj rozpoznaje na niej niektórych znajomych z dzielnicy Proszowiec i Stara Wieś: Otylię Raczek, Otylię Głąbik, Angelę Trompetę, Annę Nogę, Feliksa Wyrobka, Reinholda Białdygę, Roberta Białdygę, Antoniego Głąbika, Gerarda Mikę, Ericha i Gerarda Jambora.
Mimo trudnego okresu powojennego, młodzież chętnie garnęła się do organizowanej w „Notburdze” działalności kulturalnej. Było to wówczas jedyne miejsce spotkań towarzyskich - twierdzi Łucja Korczok.
K. Niewrzoł