Dbałem jedynie o dobro pacjenta
Pojawienie się powyższego artykułu stanowi pewien jubileusz. Już od pół roku opisywanie zdarzeń związanych z moją osobą podnosi poczytność Nowin - gratuluję.
Co do opisywanych w treści faktów to pragnę wskazać, że kwoty 200 i 800 zł wykazywane w artykule jako strata Kasy Chorych, to ceny wykonanych świadczeń u ubezpieczonych, a więc mających prawo do bezpłatnych zabiegów ludzi. Aby wykonać jakiś zabieg należy brać pod uwagę koszty jego wykonania. Są nimi w przybliżeniu: koszty materiałów medycznych i leków, koszty związane z zatrudnieniem personelu oraz koszty utrzymania obiektu, w którym wykonuje się powyższe świadczenia medyczne, a który musi spełniać odpowiednie standardy - jest więc drogi w utrzymaniu. W 2002 roku w Lecznicy wykonano 1500 zabiegów chirurgicznych z różnych dyscyplin medycyny zabiegowej. Jest to porównywalne z wynikami przeciętnego szpitala powiatowego w Polsce. Zakwestionowane zabiegi stanowią 3% wszystkich wykonanych operacji. Miesięczny koszt wykonywania tych zabiegów wynosił przeciętnie 100 000 zł . Kwota 31 000 zł, na jaką czuje się oszukana Kasa Chorych stanowi więc 2,5% kosztów utrzymania Lecznicy. Oszukuje się z reguły z chęci zysku - pytam, gdzie jest ten zysk?
Liczbę 46 pacjentów można przedstawić, jako liczbę zabiegów wykonywanych w Lecznicy przez tydzień. Problemem Lecznicy w 2002 roku był nadmiar chętnych do zabiegu chorych. Podobnie działo się w latach poprzednich. Nigdy chęć zysku nie była powodem moich działań. Za tzw. nadwykonania, czyli wykonanie zabiegów ponad wyznaczony przez Kasę limit musiałem oddać w 2001 roku Kasie kwotę ponad 150 000 zł. To był warunek umożliwiający wykonywanie zabiegów w 2002 roku. Pieniądze oddałem, a przecież pokryłem koszty leczenia tych chorych. Na wykonywaniu zabiegów w interesie pacjentów straciłem więc prawie 270 000 zł. Sporna kwota 31 000 zł to 11 % tego, co oddałem Kasie w roku 2001 za prawidłowo przeprowadzone zabiegi.
Gdyby ci, zakwestionowani przez Kasę chorzy leczyli się w szpitalu w Raciborzu, to Kasa Chorych musiałaby wydać na ich leczenie 77 500 zł, a więc 60 % więcej, niż wydała w Lecznicy.
Kasa Chorych natychmiast, bo już w lutym odebrała sobie należność za wszystkie zakwestionowane zabiegi. Odebrała tak gorliwie, że 17 pacjentów policzyła podwójnie. Prawda wyszła dopiero podczas dochodzenia prowadzonego przez raciborską policję w 5 miesięcy po zaistniałym fakcie. Zabrane bezprawnie pieniądze Kasa Chorych oddała w lipcu po interwencji policji, ale bez należnych odsetek. Pomimo przytoczonych faktów Kasa Chorych, a obecnie Narodowy Fundusz Zdrowia nadal czuje się oszukany i nie wycofał pozwu.
Przed miesiącem redaktor Judyta Watoła w Gazecie Wyborczej opisała sposób w jaki rozwiązał problem refundacji operacji w Instytucie Kardiologii wiceprezes Narodowego Funduszu Zdrowia. Ponieważ Instytut wyczerpał już limit zabiegów, które były przewidziane do wykonania u pacjentki polecił wykonać potrzebny zabieg operacji zastawki, a do Funduszu wysłać sprawozdanie o wykonaniu zabiegu wszczepienia rozrusznika serca. I tak to publicznie płatnik za usługi medyczne na Śląsku rozwiązuje niedogodności wynikające z wad systemu w sposób, za który mnie pozbawił dorobku całego życia i za co zostałem przykładnie ukarany.
Kara pierwsza - upublicznienie wyników kontroli: zanim jeszcze otrzymałem informację o wynikach kontroli powyższe dokumenty trafiły na początku stycznia do byłego dyrektora szpitala Romana Gnota, oraz do polityków SLD. Na sesji powiatu w styczniu br. radna Sejmiku Samorządowego pani Jadwiga Hyrczyk podała je do publicznej wiadomości w formie afery. Poinformowano również odpowiednich dziennikarzy, szczególnie Dziennika Zachodniego, Trybuny Ślaskiej, Nowin Rybnickich, którzy otrzymywali materiały komisji kontrolnej Kasy Chorych w bardzo szczegółowej formie, bez oglądania się na ustawę o ochronie danych osobowych.
Kara druga - Śląska Regionalna Kasa Chorych rozwiązuje umowę z Lecznicą z dniem 31. 01. 2003 r. Decyzję o tym fakcie otrzymuję w dniu wypowiedzenia umowy. Jednocześnie stosuje wobec Lecznicy karę umowną i odbiera z pieniędzy za wykonanie procedur w styczniu zwrot kosztów nieuznanych procedur. Razem w kwocie ponad 50 000 zł. Moje odwołania z przedstawieniem opinii prawnika prof. Popiołka z Katowic o nieprawidłowej formie wypowiedzenia umowy i jej nieskuteczności nie zostają przez Kasę uwzględnione. Wypowiedzenie umowy zastaje mnie z długiem w rachunku bieżącym w wysokości 120 000 zł. Pieniądze musiałem wydać na pokrycie kosztów zabiegów wykonywanych w styczniu.
Kara trzecia - Śląska Regionalna Kasa Chorych rozlicza wykonanie umowy na koniec stycznia br. Nie uwzględnia nadwykonania procedur i żąda zwrotu dodatkowo 30 000 zł. W razie niewywiązania się z płatności w ciągu dwóch tygodni oświadcza, że zatrzyma pieniądze z realizacji innych umów: Poradni Chirurgicznej i Praktyki Lekarza Rodzinnego.
Kara czwarta - sprzedaję budynek przy ulicy Klasztornej i dodatkowo zadłużam się w bankach aby pokryć dług w rachunku bieżącym i utrzymać świadczenia dla chorych, którzy leczą się w Poradni Chirurgicznej i Praktyce Lekarza Rodzinnego.
Kara piąta - Śląska Regionalna Kasa Chorych kieruje do Prokuratury w Raciborzu doniesienie, że padła ofiarą oszustwa z mojej strony i jest z tego powodu stratna finansowo. Prócz tego odpowiednie czynniki dbają, aby w prasie pojawiały się okresowo informacje na ten temat.
Kara szósta - zostaję przesłuchany od razu w charakterze podejrzanego. Pobiera mi się odciski palców, robi zdjęcia na obrzydliwym zydlu - przechodzę zaplanowane upokorzenie dokładnie jak w filmach gangsterskich.
Kara siódma - będzie proces. W opinii społecznej staję się oszustem i to jeszcze groteskowym, bo nie wiadomo z jakiej przyczyny operuję krótkie wędzidełko języka, a sprawozdaję wykonanie operacji krótkiego wędzidełka prącia. Nic, tylko się powiesić!!!
Drodzy Pacjenci! Nie dajcie się oszukać. Jedynym motywem mojego działania było i jest Wasze dobro. Starałem się uchronić Was przed wadami systemu świadcząc usługi na najwyższym możliwym poziomie i respektując Wasze prawo do dostępności do świadczeń i nieodpłatności ich wykonania oraz do wolnego wyboru lekarza i ośrodka, w którym te świadczenia mają być wykonane. Straciłem w konsekwencji dorobek życia i opinię dobrego lekarza. Lecz jeżeli będziecie wspominać leczenie na Klasztornej dobrze w porównaniu z tym, co oferuje się Wam obecnie - to było warto.
Z poważaniem
Stanisław Płonka