Wojna cenowa
Czerwiec i wrzesień to dla księgarzy okres totalnej mobilizacji. W powiecie raciborskim gra toczy się o blisko 2 mln zł, które rodzice wydadzą na podręczniki dla swych pociech. Kto ugryzie jak największy kawał tego tortu, może zaliczyć rok do udanych. Na walce pomiędzy księgarniami wygrywają klienci, którym oferuje się coraz większe upusty.
Od 1 września do szkół podstawowych, gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych w powiecie raciborskim pójdzie blisko 1900 uczniów. Ta armia scholarów musi mieć podręczniki. Jeśli przyjąć, że średni koszt jednego kompletu wynosi około 150 zł, to łączna suma wydatków powinna sięgnąć ponad 2,8 mln zł. To jednak tylko teoria, bo w obiegu znajdują się podręczniki używane, część młodzieży korzysta z wyprawek socjalnych a inni z książek starszego rodzeństwa. Ostrożnie szacując raciborski rynek podręczników można założyć, że rodzice będą musieli wydać do 2 mln zł.Czerwiec i wrzesień to dla księgarzy podręcznikowe żniwa. Zakupów podręczników dokonuje się bowiem w jednym albo drugim miesiącu. Jeśli uwzględnić, że sprzedaż książek do nauki potrafi mieć 40 proc. udział w ogólnej rocznej sprzedaży księgarni, to widać, że jest o co walczyć. Jeśli średnia marża wynosi 20 proc., to widzimy dalej, że bój idzie o około 400 tys. zł czystego dochodu. Nie całą śmietankę spijają jednak księgarnie. Sprzedażą nadal zajmują się szkoły i to im od lat przypada kawałek podręcznikowego tortu.
W walce o klienta nie ma żartów. Widać to po promocjach. Sowa z ul. Długiej już w czerwcu drukowała w lokalnej prasie kupony rabatowe. Oddając go klient mógł liczyć na 15 proc. zniżki. Przyszło kilkuset klientów - mówi właściciel, Dariusz Biel. Jako jedyny zdecydował się na handel podręcznikami używanymi. Jego pracownicy spisują, czego wymagają szkoły i konfrontują to z dysponendami wydawniczymi. Jeśli jakiś tytuł nie ma wznowienia, wówczas może trafić na półkę do ponownej sprzedaży. Korzyści są obopólne. Rodzic sprzedaje stare książki i ma pieniądze na nowe lub też stare. Budżet domowy nie cierpi tak bardzo, jak przy kupnie nowych. Księgarnia zyskuje klientów, bo na rynku jest bieda. Najczęściej ludzie biorą używane, a jeśli brakuje jakiegoś tytułu, lub też wyszło wznowienie, wówczas dokupują nowy. Podręcznik używany jest o połowę tańszy. Księgarnia na prowadzeniu tego interesu zyskuje 30 proc. marży. Za aktualne, używane podręczniki płaci z góry. Ostatnio ludzie zamawiają komplety używanych, bo przez lipiec i sierpień ktoś może je przynieść do sprzedaży. Jak nie będzie, trudno, we wrześniu kupią nowe.
Kiermasze używanych książek prowadzą też szkoły. To dla uczniów dobre rozwiązanie, szczególnie na wsiach. Tytuły się nie zmieniają, więc klasy po prostu wymieniają się podręcznikami.
Ostatnio do batalii przystąpiła Oficyna z ul. Odrzańskiej. Do skrzynek pocztowych trafiły talony promocyjne ważne do 15 sierpnia. Przy zakupie całego nowego kompletu WSiP-u zniżka wynosi 12 proc., przy innych wydawnictwach 15 proc. Na podręczniki i pomoce szkolne, w tym atlasy geograficzne księgarnia daje 10 proc. rabatu.
Walka cenowa odbywa się kosztem księgarń. Ich marża wynosi od 20 do 30 proc. Dając upusty pozbawiają się zarobku. Lepiej jednak zarobić mniej niż wcale, jeśli to konkurencja przyciągnie większość klienteli.
Na rynku operują także szkoły, czemu księgarze oficjalnie się sprzeciwiają widząc w tym nieuczciwą konkurencję. Sprawa stanęła nawet na sesji Rady Miasta w Raciborzu. Problem poruszył radny Ryszard Frączek, którego siostra prowadzi Oficynę. Interpelacja odbiła się szerokim echem w szkołach. Frączek przyznaje dziś, że ze szkodą dla Oficyny. Część nauczycieli postanowiła ją zbojkotować, co ma znaczenie zważywszy, że zakupy podręczników to nie jedyne, jakie czynią szkoły lub rodzice. Idzie bowiem o książki na różnorakie nagrody, finansowane przez komitety rodzicielskie.
Jak handlują szkoły, to temat tabu. Wystarczy jednak przejść się po placówkach, gdzie na wywieszonych listach widnieje adnotacja „zakupuje nauczyciel”. Prowizja od wydawnictwa jest wtedy niższa i wynosi 15 proc. Książka najczęściej jednak ma cenę detaliczną, taką samą, jak w księgarni. Nieraz, niestety, wyższą. Rodzice różnie podchodzą do tego tematu. Jednym, szczególnie na wsi, to na rękę. Nie muszą jeździć do miasta z kartką w ręku, na której dziecko, często niewyraźnie, wypisze jakieś tytuły. W mieście jest inaczej. Wielu rodziców woli decydować samych, choćby z tego powodu, że szukają podręczników używanych. Część korzysta z oferty hipermarketów, gdzie ceny są czasami niższe niż w małych księgarniach.
Gdzie trafia prowizja z handlu w szkołach? Oficjalnie najczęściej na konto szkoły, która zarobione pieniądze przeznacza na działalność placówki. Czy zyskują na tym nauczyciele? Księgarze, mimo iż gremialnie protestują przeciw belfrom-konkurentom, nie chcą tego komentować. W praktyce nikt nie jest w stanie tego skontrolować, choć ostatnio urzędy skarbowe kontrolowały niektóre placówki.
Ile muszą wydać rodzice na kształ-cenie pociech (podręczniki nowe)? W klasie 1-3 podstawówki od 100 do 140 zł, w klasie 4-6 od 100 do 300 zł, w gimnazjum od 150 do 300 zł i w szkole ponadgimnazjalnej od 150 do nawet 400 zł. W budżetach domowych to spory wydatek. A niestety nie obejmuje on jeszcze książek do nauki języków obcych, słowników, ubrań, zeszytów, strojów, piórników, przyborów i innych rzeczy, w które współczesny żak powinien być uzbrojony, z komputerem włącznie.
Grzegorz Wawoczny