Ciągła walka o siebie
Znalazł uznanie wielotysięcznej publiczności i rozpoczął pracę nad solową płytą, jednak jak mówi, to bardzo trudne, nie ze względu na umiejętności wokalne, ale wymogi rynku, które dla artysty nie zawsze są łatwe do zaakceptowania.
Dawid Koczy z Krostoszowic, znany solista zespołu Miraż działającego przy Młodzieżowym Domu Kultury w Raciborzu, do programu Michała Wiśniewskiego „Jestem jaki jestem” trafił dość przypadkowo. Najpierw były eliminacje do „Drogi do gwiazd”, w których brał udział, a kiedy telewizja TVN poszukiwała zdolnych wokalistów do kolejnego programu, zwrócono się właśnie do niego. Oczywiście do Warszawy jechał z mieszanymi uczuciami, o czym mogliśmy się przekonać podczas pierwszej rozmowy przeprowadzonej z nim jeszcze przed emisją programu. Tam okazało się jednak, że spośród 6 osób, rywalizujących w pierwszej grupie, był bezkonkurencyjny i dotarł do ścisłego finału. Chociaż, jak sam mówi, do końca przygodę z telewizją traktował jako zabawę, to nie ukrywa, że oprócz wizyty w domu dziecka i nagrań studyjnych, przejście do kolejnego etapu sprawiało mu największą radość. Sukces wymaga od niego ciągłego zaangażowania i pracy. Jest to szczególnie trudne dla tegorocznego maturzysty, który na egzaminy docierał nad ranem, a zaraz po nich wracał do stolicy. Maturę zdałem otrzymując prawie wszystkie możliwe stopnie - wspomina. Pierwsze poważne wyzwanie w karierze artystycznej to nagranie profesjonalnego teledysku, który jest dziełem holenderskiego reżysera. Warunki były bardzo dobre i co warte podkreślenia byliśmy pod opieką prawdziwych fachowców. Realizacja nagrania odbywała się w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą. Pracowaliśmy całą noc i nie ukrywam, że przy panujących temperaturach było to dla mnie bardzo męczące - opowiada Dawid. Pytany o opinię na temat gwiazdy zespołu „Ich Troje”, podobnie jak o reakcję rodziny na jego sukces, odpowiada niechętnie. Odbieram Michała pozytywnie i muszę przyznać, że w dwóch przypadkach zaskoczył mnie jako zdolny kompozytor. Jednym z bardzo dobrych utworów jest piosenka, którą napisał dla swej żony - mówi Dawid. Wbrew pozorom kontakt gwiazdora z finałową trójką (oprócz Dawida znalazł się tam Maciek Starnawski - zwycięzca programu oraz Paula Ignasiak) nie był częsty. Każdy miał własny harmonogram zajęć. Były zdjęcia do kolorowych czasopism, ciągłe wizyty u fryzjera i stylisty oraz u projektanta, którym w przypadku Dawida był Michał Starost. Obecnie dbanie o własny wizerunek jest znacznie trudniejsze. Program się skończył, my natomiast musimy w dalszym ciągu być do pełnej dyspozycji - dobrze ubrani, w odpowiedniej formie i wypoczęci - podkreśla Dawid. Obecnie wraz z pozostałymi uczestnikami programu pracuje nad solową płytą Maćka Starnawskiego. Dawid zaśpiewa na niej dwa utwory. Nagranie własnego krążka, który ma się ukazać w październiku, rozpocznie jeszcze w tym miesiącu. Zaznacza, że w jego przypadku jest to najtrudniejsze, bowiem repertuar, który zaproponował wytwórni jest bardzo wymagający. Oczywiście dobry wokalista znajdzie się w każdym rodzaju muzyki, jednak ja chcę wykonywać muzykę w stylu Depeche Mode, Him czy Nicka Cave’a. Przebicie się z własną propozycją jest jednak nie lada wyczynem. To jest bezustanna walka o siebie. Potrzeby rynku są takie a nie inne. Mnie nie chodzi o to by nagrać komercyjną - dobrze sprzedającą się, ale słabą warsztatowo płytę. Marzę o dobrej płycie, która właśnie przez swoją wartość stanie się komercyjną. Nie chciałbym popełnić błędu niektórych uczestników „Idola” - kontynuuje Dawid. Wielkim osiągnięciem, szczególnie w dzisiejszych realiach, jest dla młodego artysty samo podpisanie zawodowego kontraktu z wytwórnią płytową. W przypadku Dawida umowa z Universal Music Polska (nagrywają tutaj m.in.: Kasia Kowalska, Maryla Rodowicz, Natalia Kukulska) dotyczy nagrania trzech płyt, natomiast kontrakt z telewizją TVN obejmuje 1,5 roku. Dziewiętnastolatek z Krostoszowic, wśród reflektorów, zgiełku i podziwu publiczność miewał także ciężkie chwile. Najgorzej przeżył swoją nieobecność na Pierwszej Komunii św. siostrzeńca, o czym głośno poinformował telewizyjną publiczność. Nie ukrywa również innych poglądów i wartości. Podkreśla, że dojście do finału było zasługą głównie rodziny oraz Elżbiety Biskup, instruktorki z Raciborza, która od lat kształci go wokalnie. Przetrwałem dzięki tym ludziom, bowiem oni sprowadzali mnie na ziemię i przypominali o pokorze. Z pewnym współczuciem przyglądam się osobom, które bardziej kochają siebie niż muzykę, którą wykonują. Męczy mnie nadmierna spontaniczność i wydaje mi się, że ludzie mają dość sztuczności, oczekują od muzyka czy artysty nieco więcej - dodaje Dawid.
(raj)