Sezon na epidemie
W dobie zagrożenia SARS ludzką wyobraźnię znów porusza jedynie śmiertelny wirus. Zapominamy o innych, pospolitych chorobach zakaźnych, równie groźnych, zarówno do przebycia jak i w powikłaniach. Miniona zima upłynęła pod znakiem ogromnej liczby zachorowań na grypę. Znać o sobie dała świnka. A co będzie jeśli rzeczywiście ziszczą się apokaliptyczne prawie zapowiedzi jesienno-zimowej inwazji SARS?
Epidemia: gwałtowny wzrost wys-tępowania choroby w danym miejscu i danym czasie pod wpływem tego samego i zwykle pojedynczego czynnika sprawczego - tak brzmi definicja zjawiska, które coraz częściej budzi nasz strach. Na początku tego roku nie ogłoszono co prawda oficjalnie epidemii grypy, ale bacząc na liczbę zachorowań, nietrudno oprzeć się wrażeniu, iż z czymś takim mieliśmy właśnie do czynienia. Po spokojnym roku 2002, tylko w trzech pierwszy miesiącach tego roku odnotowano 3176 zachorowań z powodu wirusa, który przywędrował ponoć z poblis-kich Czech. Mimo to choroba nie osiągnęła jeszcze swojego historycznego apogeum. W całym 1999 r. chorowało bowiem ponad 7,2 tys. mieszkańców Raciborszczyzny.Statystyka nie obejmuje trudnych do uchwycenia pogrypowych powikłań, niezwykle groźnych dla życia, głównie dla osób starszych. Być może dokładna analiza, obejmująca również śmiertelność, przekonałaby większość ludzi, szczególnie z grupy ryzyka, że warto poddać się szczepieniu mogącemu skutecznie ochronić przed pogrypową niewydolnością nerek, zapaleniem mięśnia sercowego, rdzenia kręgowego, mózgu, czy też opon mózgowo-rdzeniowych.
Grypa staje się dziś problemem. Mówi się o niej dużo, ostrzega przed negatywnymi skutkami, ale podejście chorych jest nader często rażąco niefrasobliwe, wynikające nieraz z obawy o utratę pracę. Zamiast leczenia w domowym łóżku maskuje się bowiem jej objawy z wiarą, że dalej jakoś to będzie. Grypa jest więc poniekąd chrobą społeczną. Nie pobudza też tak mocno wyobraźni, jak osławiony już wirus SARS.
W tym miejscu możemy się oczywiście zastanawiać, co by było gdyby powodem zachorowań była jakaś śmiertelna odmiana wirusa? Można przypuszczać, że to powszechne bagatelizowanie grypy stałoby się źródłem problemów. Część chorych, sądząc, że cierpi na coroczne, typowe grypowe zachorowania, w ogóle nie trafiłoby do lekarza. Ich czujność wzmogłyby zapewne dopiero doniesienia o rozwoju epidemii SARS w Europie, a to mogłoby być już za późno. Przed lekarzami stanąłby problem identyfikowania śmiertelnie chorych, być może zainfekowanych podczas pracy na Zachodzie. Wiemy, że w ciągu kilku tygodni zwykła grypa potrafi zaatakować na Raciborszczyźnie kilka tysięcy osób. Zarażliwość SARS byłaby prawdopodobnie mniejsza, ale nie na tyle, by zahamować rozwój paniki i to w okresie corocznych, wzmożonych zachorowań.
Te wszystkie dywagacje powinny być dziś przedmiotem analiz strategów zarządzania kryzysowego. Władze państwowe na pewno liczą się z ryzykiem, ale nie przekłada się to wprost na profilaktykę wśród społeczeństwa. W Raciborzu bez echa przeszedł wprowadzony na krótko zakaz wstępu na oddział noworodków, kiedy w marcu i kwietniu stało się głośno o SARS, a choroba pojawiła się w Europie Zachodniej. Jakie zakazy obowiązywałyby podczas epidemii, by nie rozprzestrzeniać choroby? Tego nie wiadomo.
Tymczasem lekarze starają się nadal uświadomiać, że póki co, strach przed grypą nie może wynikać li tylko z możliwości powstania niezwykle zjadliwej mutacji wirusa, ale przede wszystkim z faktu, że pogrypowe powikłania niejedną osobę pocięgnęły do granicy śmierci.
Miniony rok, jak przekonują statystyki Sanepidu, upłynął pod znakiem świńki - ostrej wirusowej choroby zakaźnej, przebiegającej z gorączką i bolesnym obrzękiem gruczołów ślinowych, najczęściej przyusznych. W 2001 r. zachorowało na nią 23 na 100 tys. mieszkańców. W 2002 r. już 164. Wzrost zachorowań oszacowano na 625 proc. Obok danych można by przejść obojętnie, gdyby nie ostrzeżenia lekarzy, iż częstym powikłaniem po śwince, zwłaszcza u osób w wieku dojrzałym, jest zapalenie trzustki i jąder.
W minionym roku odnotowano także wzrost zachorowań na zatrucia pokarmowe, głównie z powodu infekcji bakteryjnych, biegunki u dzieci do 2 lat, świerzb oraz zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Na tę ostatnią groźną chorobę zapadalność w 2001 r., liczona na 100 tys. mieszkańców, wyniosła 3,34, rok później już 4,20. W praktyce zachorowały cztery osoby. Podłożem była infekcja wirusowa. Pocieszeniem jest spadek zachorowalności na wirusowe zapalenie wątroby typu B i C.
Choroby zakaźne są w Polsce przyczyną blisko 3.000 zgonów rocznie. Lekarze ostrzegają, by nie bagatelizować ostrzeżeń przed mogącymi nastąpić wzrostami zachorowań wywołanych różnymi wirusami. Jedynym panaceum bardzo często okazuje się jedynie profilaktyka.
G. Wawoczny