Nie wie sam Pan Bóg
Stary, brązowy maluch załadowany skrzynkami. I samochód, i kierowca są znani wszystkim handlującym na małym targowisku obwoźnym w pobliżu supermarketu Minimal w Raciborzu.
Lidia Kupiś, kobieta w średnim wieku, ma zaspane oczy, zniszczone ręce. Stoi na targowisku od wczesnej wiosny (z sadzonkami warzyw i kwiatów) aż do późnej jesieni (z warzywami). Handlem w rodzinie pani Lidii zajmowali się: babcia, ojciec, brat i teściowie. Gdy byłam mała, tata zabierał mnie z przymusu, bo mu matka kazała - opowiada chętnie. Jeździliśmy wtedy z warzywami na jakieś osiedle do Kietrza. Ojciec sprzedawał, a ja bawiłam się z dziećmi. Po drodze w Pietrowicach wysadzaliśmy babcię, a w drodze powrotnej ją zabieraliśmy. Jak już byłam starsza to podawałam ludziom towar, a potem zaczęłam liczyć. Lubiłam jeździć z tatą, bo zawsze kupił mi lody, cukierki i oranżady. Trochę później zaczęliśmy jeździć na targ do Jastrzębia. Wtedy stałam się samodzielna.Kilka lat temu pani Lidia jeździła do Pietrowic Wielkich. Stała tam obok sklepu. Bardzo dobrze wspomina te czasy. Jeździłam zawsze rano, jak ludzie wracali z kościoła. Szybko mi szło. Po godzinie wszystko sprzedałam. Ludzie zaczęli się ze mną umawiać na konkretne dni, ale po jakimś czasie właściciel Prosatu wezwał policję. Chcieli, żebym pokazała im pozwolenie na handel, a takiego nie miałam. Zawsze jak tam przyjeżdżałam, oni zjawiali się po kilku minutach, więc zrezygnowałam. Na małym targu pani Lidia sprzedaje od ośmiu lat. Nie, nie na tym samym miejscu. Kiedyś stała w środku, ale musiała się wynieść na zewnątrz. Nie żałuje tej zmiany. Na nowym miejscu idzie jej lepiej. W sezonie zaczyna swój dzień bardzo wcześnie, jako jedna z pierwszych, żeby zająć sobie miejsce. Gdy się wyłoży z towarem, jedzie do domu zjeść śniadanie i obudzić dzieci. Kto pilnuje skrzynek? Sąsiedzi. Jeśli jest klient, to obsłużą. Nawet, jeśli sprzedają taką samą pietruszkę i sałatę. Pani Lidia mówi, że wśród dobrych sąsiadów nawet w złą pogodę miło się stoi. Niestety, stoją nie tylko tacy. Na targ wraca około godz. 7.30. Sprzedaje najwyżej do 14.30. Później już nikt na targ nie przychodzi. Po powrocie do domu robi obiad. Ale częściej ,,zupki chińskie” i na pole! Trzeba przygotować towar na następny dzień. Jest z tym wiele roboty i każdy ma swoje zadanie: ja, dzieci, oraz mąż, który wróci z pracy. To bardzo długo trwa. Trzeba wszystko zwieźć z pola, umyć… to właśnie zajmuje najwięcej czasu. Wszystko musi być czyściuteńkie, bo inaczej tego się nie sprzeda - mówi z przekonaniem. Przygotowywanie często trwa do północy, a o 5.00 znów na targ i tak na okrągło. Niekiedy nawet w niedzielę trzeba iść na pole po towar, ale jak się ściemni, jak sąsiedzi nie widzą. Wtedy tylko na to pole, co jest przy domu, na to dalsze - rano, w poniedziałek. Wtedy można jechać na targ trochę później, bo klientów nie ma wielu i mało kto stoi. Chociaż w przyszykowanie warzyw trzeba włożyć wiele pracy, pani Lidia nigdy nie myślała o handlowaniu cudzym towarem. Swojego jestem zawsze pewna. Wiem, jaki jest i nie muszę się martwić, że ktoś przyjdzie mi nazdać. Choć stara się być uprzejma dla wszystkich klientów, nie wszyscy na to zasługują. Miałam takie klientki, które tydzień po zakupach przychodziły ze skargą, że źle im wydałam. Żądały reszty. Próbowały wyłudzać od innych osób. Pamiętam też taką kobietę, która przy płaceniu wrzuciła monetę w szparę skrzynki z towarem i zapewniała mnie, że upuściła złotówkę. Na koniec dnia okazało się, że to była 5- groszówka. Następnym razem próbowała tego samego u sąsiada, ale on już wiedział. Osoby, które coś kupiły, a za chwilę chciały zwrócić, bo gdzieś widziały rzecz taniej albo chciały, żebym oddała im różnicę cen - to codzienność... Czego ja tam nie przeżyłam! - wzdycha. Niby ludzie ze wsi, ale myślą, że to wszystko samo rośnie na polu, wystarczy tylko wysiać, a potem wyrwać! Że nie wiadomo, jaką fortunę zarabiam, a to wszystko za marne grosze sprzedaję. Z roku na rok wszystko jest tańsze, tylko nasiona idą do góry! Za chwilę przestanie się to w ogóle opłacać - mówi zdenerwowana. Mały targ z roku na rok się zmniejsza, bo plac, na którym toczy się handel, został przeznaczony pod budowę bloków. Wiadomo, że któregoś dnia zniknie. Kiedy? Lidia Kupiś tego nie wie. Czy i gdzie zostanie przeniesiony? Tego nie wie sam Pan Bóg.
Beata Gawliczek