Pomogły odciski
Po kilku miesiącach udało się zidentyfikować ofiarę wypadku motocyklowego z maja ubiegłego roku. Okazał się nim notowany i karany za kradzieże mieszkaniec Rybnika.
To był niezwykle groźny wypadek. 22 maja wieczorem kierujący motocyklem jawa stracił nad nim panowanie, uderzył w płot posesji a następnie w drzewo. Siła uderzenia była tak duża, że nie miał najmniejszych szans na przeżycie. Ofiarę pogrzebano na cmentarzu Jeruzalem. Na grobie nie znalazły się jednak żadne dane mężczyzny. Od maja do lutego tego roku nie udawało się bowiem zidentyfikować nieszczęsnego motocyklisty.22 maja nie znaleziono przy nim żadnych dokumentów. Była jedynie torba z narzędziami, służącymi najprawdopodobniej do włamań. Policja miała podejrzenia, że to złodziej jadący prawdopodobnie na jakiś skok, ale nie przemawiały za tym żadne dowody. W prasie publikowano komunikaty, które miały pozwolić ustalić dane mężczyzny. Niestety, bez skutku.
Tropem mógł być również motocykl. Jawa została wyprodukowana w 1989 r. Kilka bądź nawet kilkanaście razy zmieniała właściciela. Dochodzenie krok po kroku zatrzymało się w 2000 r. Ostatni zarejestrowany właściciel sprzedał motor, a kolejny nie dopełnił już obowiązku rejestracyjnego, sprzedając pojazd innej osobie bez żadnych formalności. Kolejni czynili podobnie. Jednego z posiadaczy udało się znaleźć w więzieniu. Nie pamiętał komu i za ile sprzedał.
W lutym Centralne Laboratorium Kryminalistyczne poinformowało kuźniański Komisariat, że pobrane od ofiary odciski palców pasują do tych pobranych wcześniej od 48-letniego mieszkańca Rybnika, a przynajmniej tam ostatnio zameldowanego. Mężczyzna był wcześniej karany za kradzieże z włamaniem. Jak ustalono później, od kilku dobrych lat pędził włóczęgowski żywot, nie utrzymując żadnych kontaktów z rodziną mieszkającą prawdopodobnie w Małopolsce.
Policja chce ustalić krewnych i poinformować o miejscu pochówku. Z powziętych informacji wynika, iż zmarły miał żonę.
(waw)