To już 150 lat!]
Imponuje wszystkim niezwykłą pobożnością i mądrością ale także serdecznością, doskonałą pamięcią i poczuciem humoru. Mimo podeszłego wieku czuje się dobrze. Jedynie nogi odmawiają czasem posłuszeństwa.
Urodził się 16 czerwca 1914 r. w Chwałowicach. Miejscowość ta wówczas należała do parafii w Jankowicach Rybnickich. Tam też przyjął sakrament chrztu św. W 1921 r, rodzina przeprowadziła się do Boguszowic pod Rybnikiem, gdzie Alojzy przystąpił do I-szej Komunii Świętej.
Jak wspomina, był najmłodszym dzieckiem w 10-osobowej rodzinie. Miał 4 siostry i 3 braci. Wszyscy już zmarli. Najstarszy brat wstąpił do seminarium franciszkańskiego, ale pod koniec I wojny światowej został wcielony do wojska i w 1918 r. zginął. Brat Józef podczas ostatniej wojny został aresztowany w Krakowie i wywieziony na Sybir. Po powrocie zachorował i zmarł. Ale o. Motyka cieszy się z tego, iż 28 razy został wujkiem. Niektóre dzieci sióstr czy braci a także ich potomkowie czasem odwiedzają go w klasztorze.Najstarsza siostrzenica ma już 82 lata. Gdy się spotykali, z uszanowaniem nazywała o. Motykę wujkiem. Bardzo mi to schlebiało - wspomina ojciec z uśmiechem na twarzy.
Droga do kapłaństwa rozpoczęła się u Niego już w wieku 11 lat. Jako ministrant spotkał się z przybyłym gościnnie do parafii werbistą o. Sąsałą. Szczera rozmowa i zachęty tego wspaniałego duszpasterza spowodowały, iż w moim sercu i umyśle już wtedy zrodził się zamiar zostania księdzem - wspomina o. Motyka. Po ukończeniu V klasy szkoły podstawowej od razu wstąpił do Zgromadzenia Ojców Werbistów w Rybniku. Po roku został przeniesiony do domu zakonnego w Górnej Grupie koło Grudziądza. Wrócił jednak do rodzinnej miejscowości i maturę zdał w rybnickim gimnazjum. Potem wyjechał do Domu Seminaryjnego św. Gabriela koło Wiednia.
Tam przebywał w nowicjacie i studiował dwa lata filozofię. W 1936 r. został skierowany przez przełożonych na studia teologiczne do Rzymu. Po pół roku zachorował na gruźlicę. Musiał przerwać studia i poddać się intensywnemu leczeniu. Na półtora roku wyjechał do Szwajcarii. Pod koniec 1938 roku wrócił do domu św. Gabriela koło Wiednia. W sierpniu 1939 r. spotkało go kolejne, trudne doświadczenie. Konsul polski zarządził wtedy, aby wszyscy Polacy opuścili Wiedeń z powodu niebezpieczeństwa wojny. Wówczas seminarzysta Alojzy Motyka wyjechał z kolegami do Teteringen w prowincji holenderskiej o. werbistów. W grudniu 1939 r. tam właśnie otrzymał święcenia diakonatu z rąk chińskiego biskupa Tomasza Tien, który w tym czasie był konsekrowany w Rzymie. Również w klasztorze na terenie Teteringen 16.06.1940 r. o. Motyka w dniu rocznicy swoich urodzin otrzymał święcenia kapłańskie.Był to czas wojny. Na uroczystość prymicyjną w swojej rodzinnej miejscowości musiał jeszcze kilka lat poczekać.
Jako neoprezbiter rozpoczął pracę w macierzystym domu swojego zgromadzenia w Steylu - Holandia.Tuż po wojnie został kapelanem w obozie byłych żołnierzy polskich w Rehden koło Osnabrüg w półn.-zach. Niemczech.Do Polski wrócił w maju 1946 r. i dopiero wtedy mógł odprawić swoje prymicje w rodzinnych Boguszowicach. Pracował w Domu Ojców Werbistów w Górnej Grupie, ucząc licealistów historii Kościoła oraz języków: greckiego, łacińskiego i niemieckiego. Do klasztoru w Pieniężnie został przeniesiony w 1949 r. aby w Wyższym Seminarium Duchownym o. werbistów prowadzić między innymi wykłady z logiki, psychologii i metafizyki. Natomiast dodatkowo w soboty i niedziele obsługiwał duszpastersko parafie w Płoskinii i Tolkowcu. Po wielu latach w 1980 r. o. Alojzemu Motyce powierzono pracę kapelana klasztoru Annuntiata w Raciborzu. Działalność w tej placówce to przedewszystkim praca nad formacją duchową postulantek i sióstr zakonnych. A więc odprawianie codziennie mszy, nabożeństw, wykłady z dziedziny powołań i misji. Od razu też aktywnie włączył się do współpracy z parafią Matki Bożej, gdzie jeszcze obecnie często odprawia msze niedzielne i głosi słowo Boże.
1. 09. 1998 r. o. Motyka przeszedł na emeryturę a jego obowiązki przejął o. Józef Tyczka SVD. Teraz mieszkając nadal w Annuntiata wspomaga, a w razie potrzeby zastępuje nowego kapelana. Siostry darzą go sympatią i wspaniałą opieką. A on odwzajemnia się dobrym słowem, często poradą, uśmiechem i niezwykłym poczuciem humoru. Kiedy zapytałem go o hobby i ulubione zajęcia w wolnym czasie odpowiedział: „Kiedyś w młodości uprawiałem sport. Lubiłem grę w siatówkę i palanta. Teraz jeszcze zagrałbym kartami w tzw. kierki, ale nie mogę znaleźć partnerów. Nauczył mnie tego komendant w obozie repatriacyjnym”.
S. Bożena - przedstawicielka młodszego pokolenia zakonnic powiedziała: „O. Motyka jest człowiekiem bardzo pobożnym, co emanuje na otoczenie. Nadal angażuje się w życie klasztoru. Nikomu nie odmawia jakiejkolwiek posługi duszpasterskiej. Widzimy go często w kaplicy rozmodlonego, odprawiającego drogę krzyżową. Żyje Bogiem i ten autentyzm udziela się innym na zewnątrz”.
Podczas naszej rozmowy o. Motyka zza swojego wysłużonego biurka spoglądał na regał z równo ułożonymi książkami, na których opierały się między innymi obrazki błogosławionych: o. Arnolda Janssena - założyciela zgromadzenia werbistów oraz trzech spośród 108 męczenników II wojny światowej, wyniesionych na ołtarze przez Jana Pawła II podczas ostatniej wizyty w Polsce. Są to: o. Józef Mzyk, o. Stanisław Kubista, brat Grzegorz Frąckowiak i o. Alojzy Liguda, który był wykładowcą seminaryjnym o. Alojzego Motyki.Wskazując na zdjęcia powiedział: „Ich pobożność, pracowitość i odwaga mogą być doskonałym wzorem do naśladowania, również dla nas katolików XXI wieku”.
Krystian Niewrzoł