Nie zaglądałem do swojej teczki
Grzegorz Wawoczny - Kiedy rozmawialiśmy kilka miesięcy temu zapewniał Pan, że cieszyłby się z wyboru na prezydenta w wyborach bezpośrednich, bo jest to równoznaczne z szerokim poparciem mieszkańców, zielonym światłem do realizacji programu wyborczego. Teraz daje się słyszeć pogłoski, że poseł Markowiak chce zasiąść ponownie w fotelu prezydenta miasta. Złoży więc mandat i wystartuje w wyborach bezpośrednich unikając przy tym lustracji ...
Andrzej Markowiak - Jednoznacznie dementuję. Nie będę kandydował na stanowisko prezydenta Raciborza. Doszły do mnie słuchy, że złożenie mandatu byłoby moją ucieczką od lustracji, której się rzekomo obawiam. W tej sytuacji chcę jeszcze raz podkreślić, że nie zrzeknę się mandatu. Wyborcy obdarzyli mnie zaufaniem i nie mogę teraz powiedzieć, że posłowanie mi się znudziło. Byłoby to niepoważne i nieuczciwe wobec wyborców.
GW - Jako dawny działacz „Solidarności” o lustracji wypowiadał się Pan stosunkowo rzadko ...
AM - Kiedy niedawno Gazeta Wyborcza przez pomyłkę podała, że mam na koncie ponad 1,1 mln zł, to mimo sprostowania, a nawet możliwości zajrzenia w internecie do oryginału mojego oświadczenia, nie wszyscy uwierzyli, że odłożyłem 100 tys. zł. Z moimi zapewnieniami na temat współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa byłoby podobnie, tym bardziej, że komuś zależy na tej sensacji, bo wszystko można w jakiś sposób wykorzystać. Osobiście zaś sądzę, że przy tak przerzedzonych archiwach, lustracja nie ma sensu, a już za ponury żart historii uważam, że podejrzewa się dawnych działaczy opozycji demokratycznej, podczas gdy partyjni aparatczycy są oczyszczani i zajmują eksponowane stanowiska, a prześladowcy z SB są na tzw. zasłużonych emeryturach. Dla wielu dawnych opozycjonistów to szczególne poniżenie. Kiedyś proponowano mi stosunkowo szybki dostęp do mojej teczki z czego jednak nie skorzystałem, bo obawiam się, że znajdę tam dowody „aktywności” moich obecnych kolegów i przyjaciół, w przeszłości przymuszonych do działań wbrew swojej woli. Skoro zaś lustracja posłów jest nakazana przez prawo, to uważam, iż powinni jej również podlegać prezydenci i starostowie. Taki zapis, przypomnę, nie przeszedł tylko jednym głosem. Natomiast w mojej sprawie nie jest prowadzone żadne postępowanie lustracyjne, bo gdyby tak było to, zgodnie z obowiązującą ustawą, byłbym powiadomiony przez Rzecznika Interesu Publicznego*.
GW - Zaangażuje się Pan w kampanii wyborczej do samorządów?
AM - Wraz z wójtem Krzyżanowic Wilhelmem Wolnikiem i wieloma innymi liderami koalicji „Razem dla ziemi raciborskiej” pracujemy nad programem wyborczym dla powiatu. To trudna praca, bo chcemy znaleźć pomysł na rozwój naszej ziemi, taki, by ludzie go zrozumieli, wiedzieli czego oczekiwać i z czego rozliczać powiatowe władze, oczywiście przy świadomości, że powiat, w przeciwieństwie do gmin, tak naprawdę ma małe możliwości.
GW - Czy to oznacza, że sprawy miejskie Pana nie interesują?
AM - Interesują, ale wszystkiego nie da się zrobić. Trzeba zaufać moim dawnym współpracownikom, którzy też są świetnymi fachowcami i z pewnością opracują dobre programy. Rzecz jasna służę swoją radą. Na moje poparcie może też liczyć Towarzystwo Miłośników Ziemi Raciborskiej, z którego list zawsze kandydowałem.
GW - Koalicja, która wybrała Pana w 1998 r. na prezydenta, czyli TMZR, Ruch Samorządowy „Racibórz 2000”, Unia Wolności, a obecnie również Platforma Obywatelska mają już kandydata na urząd najważniejszej osoby w mieście. Pan, kiedy trwały jeszcze uzgodnienia w tej kwestii, miał swoją kandydaturę. Czy osoba obecnego wiceprezydenta Mirosława Lenka spełnia Pana oczekiwania?
AM - Mogę dziś powiedzieć, że jest to kandydat dobry, zarówno pod względem poziomu wykształcenia i umiejętności zjednywania sobie ludzi, doświadczenia samorządowego jak i kultury osobistej.
GW - Nie ma jednak ludzi idealnych. Co się Panu nie podoba w Mirosławie Lenku?
AM - Chęć dogodzenia wszystkim. W praktyce jest to niemożliwe, a w pewien sposób zaburza ciąg decyzyjny. M. Lenk obawia się podejmować decyzje niepopularne, ale jeśli wygra wybory, to będzie musiał to robić.
GW - Pokusi się Pan o ocenę znanego oficjalnie kontrkandydata, czyli Jana Osuchowskiego z SLD?
AM - To człowiek zacny. Ze względu na wiek - ponad 65 lat i zajmowane kiedyś stanowisko prezydenta naszego miasta należy mu się więc szczególny szacunek. Kandydatów na prezydenta trzeba jednak oceniać pod względem przydatności, a w tym przypadku nie zawaham się powiedzieć, że jego wybór byłby dla Raciborza nienajlepszy. Zmienił się ustrój i warunki kierowania miastem. Za czasów Jana Osuchowskiego rola prezydenta ograniczona była prawie wyłącznie do administrowania, a decyzje zapadały gdzie indziej. Dzisiaj jest to samorząd w pełnym tego słowa znaczeniu. Od nowej kadencji będzie to jednoosobowe zarządzanie miastem i to przez kilkanaście godzin dziennie. Używając przenośni, Jan Osuchowski był świetnym pilotem kukuruźnika, a dzisiaj chce po raz pierwszy zasiąść za sterami odrzutowca. Czy chciałby Pan być jego pasażerem? To jest właściwie pytanie do wszystkich wyborców.
GW - Kto wygra wybory?
AM - Myślę, że Mirosław Lenk.
Przed wyborami poseł Andrzej Markowiak złożył oświadczenie, w którym zaprzeczył współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa.