Policja w niezgodzie z gestapo
Zdaje mi się było to 29.V.39 r. wieczorem koło 11 godziny. Po kinie spacerujemy z dr Augustynym Kośnym po trotuarze na ulicy Poczdamski, niedaleko od naszego domu. Naraz nadjedzie ku nam taksa, zdaje mi się, że w tejże widzę pewnego znajomego urzędnika z gestapo, który był raz u kolegi u góry i obaj wypijając butlę koniaku rozpoczyli mi się uskarżać i spowiadać. Parę dni później przyszedł nawet tyn kolega do mnie w nieobecność Dolla pożyczyć sobie 20 marek, które mu pożyczyłem. Gdy się zbliżam do samochodu myśląc, że może coś chce ode mnie, spytać się albo powiedzieć, gdy jestym na 5 kroków od samochodu, rozpoczyna we mnie strzelać z pistula. Oddał trzy strzały w moim kierunku nie trafiając mnie na szczęście. Po oddaniu tych strzałów taksa oddaliła się spiesznie.
Policjant doskoczył do mnie pytając co się stało. Mówię, że gdoś strzelał na mnie z taksy. Musiałem na rewirze podać protokół, w którym oświadczyłem, że nie poznałem sprawce ani twarzy nie pamiętam. Zrobiłym to naumyślnie wiedząc, że policja zielona żyje w niezgodzie z gestapo, a bardzo radzi śledzą i meldują do wyższych władz „pozaplanowe” wybryki gestapoków. W ogóle policja zielona w Berlinie uważa gestapo za brudną konkurencję, składającą się z byłych zbrodniarzy, których ona by już dawno do kozy wtykała, a dziś ci to zbrodniarze sami udawają policjantów.
Na drugi dzień po tym wypadku, który się dostał nawet do berlińskiej prasy, dałem przez Dolla znać tymu jego kolegowie, że chciałbym go widzieć. Przyszedł taki zawstydzony przepraszając mnie, tłomacząc się, że był pijany. Nawet bardzo mi dziękował, że go nie podałem zielonej policji. Może to było dwa dni a dowiedziałem się przez niego, że już wypisano mój formularz, tak zwany Uberweisung formular (formularz przekazania) do obozu koncentracyjnego Buchenwald. Przeprowadził to jednak referent dla sprawy mniejszości u Himmlera, tak że czekano jeszcze na podpis Brachta, zastępcy Himmlera. Bracht był gdzieś w Monachium, tak że miał przyjechać 6 lub 7.VI. Za to miałem widoki być aresztowany 7.VI. 1939 r. i odtransportowany do Buchenwaldu. wobec tego czekać nie było czego. Pomimo to jeszcze rozważywałem co by robić.
Plany ucieczki
Wszyscy koledzy i przyjaciele parli na mnie, żeby się wynosić. Konsul Generalny Kara proponuje mi fałszywy paszport. Ja sobie ustaliłem pewną a skomplikowaną rutę (marszrutę). Rano o godz. 7 wyjazd z Gorlitzer Bahnhof do Opawy (Troppau) a stąd samochodym, który listownie obstalowałem w Opawie, chciałem pojechać na zieloną granicę i przy Markowicach przejść zieloną granicę. Wszystko było najdokładniej przygotowane na 6.VI.1939 r. W niedziele 4.VI. nie mogłem znaleźć spokojnego miejsca. Pryzpadkowo w mieście trafiłem jedną z naszych stynotypistek, z którą poszedłem do kina, gdzie widziałem tyn straszny film z wojny hiszpańskiej „Legion Condor”, w którym pokazują straszność bombardowania z samolotów w Hiszpanii. W nocy oka nie zmrużyłem, co taki byłem zdynerwowany.
Wieczorym umówiłem się ze studentem Gołkiem, że rano wyjedziemy z Berlina do Królewca i ja w Chojnicach zlezę z pociągu. Nie chciałem czekać do 6.VI i jakoś mi coś szeptało, że co postanowiłem to niebezpieczne. Gdy w nocy przychodzę do domu leży tu list Gołka, że on nie może, bo ma strach i narzeczona mu nie pozwala. Byłem w kłopotach, bo sam jechać to głupio, bo złapią mnie gdzie, to nikt nie będzie wiedział, gdzie się podziałem.
Mieszkałem obok Niuty Szczepaniakówny siostry p. Szczepaniaka, poszedłym do niej gorsząc się niemało na Gołka. Ona natychmiast powiada: to ja z wami jadę. Nie chciałem narażać kobiety, za to odmówiłem przyjęcia jej oferty. Gdy tak symulujemy wspomniało się Szczepaniakównie, że p. Narożeński, który mieszkał w tylnim domu w tym samym podwórzu, wyjeżdża samochodym do Złotowskiego z polskim nauczycielem. Długo nie rozważając siadam do samochodu z małą walizeczką i jadę z niemi aż do Piły (Schneidemuhl). Jazda była dobra dopóty nie trza było zmieniać opony, przez co już nie można było zdążyć do zamierzonego pociągu pospiesznego.
Pociąg pod specjalnym nadzorem
Aż dwie godziny trza było mi czekać w poczekalni na następny pociąg. Były to męki Tantalusa siedzieć obok stołu, za którym dwaj agenci gestapo grają w karty na 66 od czasu do czasu spoglądając na mnie. Ja jak tylko mogłem udwałem spokojnego rozwiązując krzyżówki z gazet ilustowanych. Nawet piwo i koniak piłem wiedząc, że w opisach moich personalii jest wyraźnie podane, że nie pije ani piwa, ani wódki, ani nie pali. Te dwie godziny wydawały mi się całemi dniami. Aż nareszcie przyjeżdża pospieszny pociąg i to tyn do Olsztyna, co się odwraca z Malborka. Tyn do Królewca dokąd miałem bilet nadjeżdża 10 minut za tym olsztyńskim. Widziałem, że jedyn z tych agentów spoglądał za mną i obserwował dokąd biorę bilet. Za to wiedział, że bilet mam do Królewca i gdybym był siadł do pociągu olsztyńskiego, były minie miał, że mam niedobre zamiary. Udawając największy spokój czekam na przyjazd pociągu królewieckiego. Za to na tyn siadam i jadę w kierunku Chojnic.
Gdy pociąg się ruszył już byłem w pół bezpieczny. Siednę do wagonu, gdzie jeszcze siedziały trzy osoby. Jak teraz się wydostać z pociągu w Chojnicach? Przy drzwiach stoi agent tajne policji czy nawet gestapo. Pomimo to krótko przed odjazdym biorę płaszcz na rękę i walizeczkę, idę do drzwi, które poprzednio zapomniał zamknąć polski kolejarz i wysiadam na peron, idę do policjanta czy celnika, dziś już nawet nie pamiętam gdo to był, przedstawiając się jemu kim jestym. Kiedy już czułem pod nogami wolną polską ziemię, miałem takie uczucie radości, spokoju, odprężenia, że ledwo się na nogach trzymałem.
na polskiej ziemi
Jak najprędzy się chciałem dostać do biura, aby się móc wypłakać z radości. Tak mi łzy płynęły z radości, że nie wiem skąd tyle sie może nabrać w głowie. Urzędnicy zimni, jakby bez duszy i ludzkiego uczucia, patrzą zdziwieni i z pogardą na mnie domagając się protokółu i rewizji celnej, którą też przeprowadzono z przepisową dokładnością. Już w pierwszy godzinie dostałem należytą lekcję i dano mi odczuć, co to był w Polsce tyn zdechły biurokratyzm. Na szczęście przed pewnym zwariowaniem lub załamaniem się moich nerwów ochroniło mnie to, że był tam przy cle urzędnik Drukarczyk, brat mego kolegi w Berlinie. Tyn się mną zajął, zaprowadził mnie do rodziny, gdzie odpoczyłem.
Nadszedł też miejscowy komendant policji, kapitan, nazwiska też nie pamiętam, który mnie powitał po ludzku i oznajmił, że dziś jeszcze nie mogę wyjeżdżać dalej, dopiero jutro, bo pan starosta Charwot już nie urzęduje. Było parę minut po godz. 4 po południu a pociąg o godz. 1/2 7 odjeżdża do Warszawy, dokąd byłbym dojechał jeszcze tej nocy. Proszę, żeby mi wystwił jakąś przepustkę i zwolnił mnie do dalsze jazdy. Tyn uprzejmy kapitan telefonuje, ale nic, pan starosta dziś już nie urzęduje i basta.
Urzędolenie
Na drugi dzień na policji naturalnie długi protokół z wszelkiemi szykanami i ciekawostkami, których zwyczajem jest się dowiadywać o pospolitych paserach i złodziejach. Po może 1 1/2 godzinnym urzędoleniu na policji musiałem w przedpokoju p. starosty czekać aż dwie godziny na jego majestatu p. starosty zejście do biura. Po dalszym półgodzinnym zareferowaniu p. staroście sprawy przez komisarza policji, raczy p. starosta mnie przyjąć i z wielkim gestem wielkopańskim wypłacić mi 19 złotych 20 groszy na bilet III klasy z Chonic do Warszawy. Następnie raczył p. starosta oddać mnie swymu referentowi bezpieczeństwa p. Graszewskiemu w celu dalszego urzędolenia nad moją osobą.
Przekonałem się, że p. referent to nawet uprzejmy człowiek, z którym można gadać po ludzku. Taki to już u nas jest tryb załatawiania sprawy, tłomaczy się p. referent, to już trudno. W urzędach trza mieć czas i cierpliwość. Wszystko pięknie i dobrze, ale ja pomimo, że państwo Drukarczycy mnie bardo serdecznie przyjęli, ugościli i nawet nieźle się wyspałem, to zaledwie na nogach stałem. Bałem sie, że się obalę i będzie ze mną koniec. Z powodu urzędolenia pana starosty mogłem wyjechać całe 24 godz. później. Musiałem się zatrzymać w Chojnicach całe 30 godzin, aby mi wręczono papierek, którego nawet nigdzie nie potrzebowałem, bo wszędzie mnie znano, no i 19,20 zł na bilet III klasy do Warszawy.
W stolicy
Nocą o 12 godz. przybyłem do Warszawy na Dworzec gdański, tam gdzie jeszcze nigdy nie byłem. W Warszawie na dworcu niesamowity bałagan, nie wiadomo mi dlaczego. Taksa przywiozła mnie do hotelu „Terminus” na Hożej, gdzie zawdy zamieszkałym. Z pociągu z Chojnic wysiadłem o godz. 1/2 3 po południu 5.VI.1939 r.
Telegram wysłany z Chojnic do Niuty Szczepaniakówny w Berlinie „Examen bestanden (egzamin zdany) Arka” przyszedł już o godz. 5, kiedy sobie jeszcze głowy kręcili, jak by mnie najbezpieczniej wywieźć do Polski. Ponieważ nikomu nie mówiłem o moich zamiarach (jak tylko Gołkowi i Niucie, którzy milczeli) wszyscy byli niemało i mile zaskoczeni, że już jestym na miejscu.
Opracowanie R.K.