Celne oko leśnika
Dziś jest dużo więcej strzelców i na uczestnictwo w zawodach trzeba poświęcić znacznie więcej czasu niż kiedyś - mówi 42-letni Andrzej Haider, właściciel prywatnego tartaku w Rudach, z wykształcenia i z dziada pradziada leśnik. Na ścianach małej kanciapy szefa zakładu przerobu drewna wisi pełno oprawionych w ramkę dyplomów za zdobycie czołowych lokat w zawodach strzeleckich dla myśliwych. W tej okolicy na polowania chodzi wielu mieszkańców. Niewielu może się pochwalić tak celnym okiem, jak Andrzej Haider. Zauważono to już w wojsku. Po pierwszych zajęciach na strzelnicy poborowy z Rud dostał przepustkę i, czym wzbudził zdziwienie, po dwóch tygodniach służby zjawił się na kilka dni w domu.
Za ojcem Ryszardem poszedł do technikum leśnego w Brynku. Tam zaczęła się nauka strzelania. W 1978 r. przyszedł czas na pierwsze zawody. Miejsce zająłem odległe, ale pierwsze kroki poczyniłem - mówi nasz bohater. W strzelaniu myśliwskim rozgrywa się sześć konkurencji. Jest strzelanie ze śrutu do rzutek oraz kulą do makiet dzika, rogacza i lisa. Używa się więc dwóch rodzajów broni, popularnej śrutowej dubeltówki i sztucera.
Najczęstsze wyjazdy zaczęły się w latach 90. Niekiedy jeździłem na nie co tydzień. Rok 1994 to było apogeum. Na Mistrzostwach Polski z całą reprezentacją Katowic zdobyłem tytuł mistrzowski, indywidualnie srebro. Razem z kolegami zdobyliśmy tak dużą liczbę punktów, że jeszcze do dziś nikomu nie udało się nas pobić - opowiada Andrzej Haider. Dziś po tych dobrych czasach pozostały dyplomy oraz duma, w tym dla syna i ojca.
Prowadzenie własnej firmy oraz rodzina nie pozwalają już, by na strzelanie poświęcać już tyle czasu, co kiedyś. Kalendarz zawodów jest bardzo napięty. Trzeba by było co tydzień jeździć w różne zakątki kraju. Nie znaczy to jednak, że ci, którzy w nich nie uczestniczą stracili całkowity kontakt z czołówką. Niedawno na zawodach Ligi Krajowej zajął piąte miejsce. Gdybym miał czas na przygotowanie się do zawodów rangi mistrzowskiej, to z pewnością możliwe byłoby nawiązanie rywalizacji z czołówką - dodaje nasz rozmówca.
Strzelanie myśliwskie nie jest tanie. Zakup dobrej broni to wydatek od minimum tysiąca złotych w górę. Na szczęście droga broń nie jest wcale celniejsza od tej tańszej. Do dobrego strzelania potrzeba cierpliwości, chęci do nauki no i tzw. „celnego oka”. Jeśli mamy już broń, oczywiście z pozwoleniem, potrzeba jeszcze pieniędzy na naboje. Za 25 sztuk trzeba zapłacić 18 zł. Cóż, przyjemność kosztuje.
(waw)