Made in Połomia
Ósma rano. Wchodzę do domu państwa Maciończyk, gdzie już też czekają Zofia i Henryk Gajda.
Cicho, cicho baby - woła pan Bernard Maciończyk. Bo mi ciasto uciecze. Wlazować bo zima idzie, upadnie!
Już od 6.00 pan Bernard wyrabiał ciasto. Szykowali wielką imprezę, więc święcelników zrobili aż cztery sztuki.
Proszę sobie zobaczyć jak piyknie wyruszane - chwali się od razu.
To podstawa tej potrawy.
Jak ciasto rośnie dzieci musicie być cicho, nie wadzić się, nie skokać i zawsze przeżegnać - mówiła moja starka. Stosowałam się więc do tej procedury. Ciasto urosło wspaniale.
Skąd do Połomi przywędrował święcelnik, mało już dzisiaj ktoś wie. Jedni mówią że z Czech, inni że z gór.
Nieważne paniczko, ważne że smakuje - śmieje się pan Henryk. Moja matka Anna Gajda robiyła takich świyncylników i 20. Przeważnie we Wielki Piątek, bo wuszt wtedy zakozany, więc pewne było, że sie tego żodyn nie chyci. Dlo pewności kładła ich jednak wysoko na szrank.
No dobra, ciasto urosło robiymy dali, piekorz czeko - poganiał pan Bernard.
Przepis (1 święcelnik):
1 kg mąki (wrocławskiej i tortowej najlepiej po połowie)
1/4 kg cukru
szczypta soli
kostka drożdży 100 g
2 jajka
0,5 kostki margaryny lub masła
1 litr mleka
kiełbasa surowa
boczek surowy
szynka wędzona
Przygotowanie ciasta:
Kostkę drożdży zalać letnim mlekiem (ok. 100 ml), do tego dodać szczyptę cukru i szczyptę mąki (wtedy się fajnie ruszo). Przełożyć do miski, bo inaczej „uciekną”. Do tego przesiać mąkę, wlać roztrzepane jajka, rozpuszczoną margarynę, 0,5 litra mleka, wsypać 1/4 kg cukru i szczyptę soli. Dobrze wyrobić i poczekać aż urośnie (trzymać w ciepłym pomieszczeniu, można przy nagrzanym piekarniku).