Uczucia zastępcze
Dzisiaj parę słów na temat pewnej umiejętności, której uczymy się przez całe dzieciństwo i jeszcze trochę. Umiejętność okazywania uczuć jest być może najważniejszym czynnikiem decydującym o tym, jak dobrze będziemy czuć się wśród ludzi - i jak dobrze oni będą się czuli w naszym towarzystwie. Jest ona ważna także z innego powodu. Lekarze coraz częściej podkreślają, jak ważne jest znaczenie emocji dla naszego zdrowia. Wygląda na to, że stan emocjonalny człowieka wpływa na skuteczność działania jego systemu odpornościowego. Kiedy pojawiają się długotrwałe, przykre przeżycia - stajemy się bardziej podatni na choroby. Wynika z tego, że najkorzystniej jest, gdy przeżywane przez nas uczucia są od razu rozpoznawane - i otwarcie wyrażane na zewnątrz.
Teoretycznie, wszystko jest więc stosunkowo proste. Dlaczego więc tego nie robimy?
Tak się składa, że jednocześnie z opanowywaniem sztuki wyrażania uczuć, musimy opanować drugą umiejętność: ukrywanie uczuć. Ćwiczymy to prawie od momentu, kiedy tylko możemy sobą kierować. Bardzo nam w tym pomagają rodzice. „Nie maż się”, „nie bój się”, „nie ma powodu się złościć”, „powinieneś kochać babcię”, „powinnaś się wstydzić” itd., itp. Trochę to przypomina jeden z rysunków Mrożka. Reżyser na planie filmowym krzyczy przez tubę: „Słońce! Wschodzić, puszczać promienie! Wyżej!”
Nie mamy wpływu na to, że przeżywamy emocje. To co możemy zrobić, to ukryć ich istnienie przed innymi i (niestety!) przed sobą. Jako dzieci uczymy się tego bardzo szybko. Później, gdy dorośniemy - możemy, podobnie jak reżyser z rysunku Mrożka łudzić się, że to co się dzieje, jest pod naszą kontrolą.
Powstrzymywanie się od okazywania rzeczywistych emocji innym ludziom, to bardzo pożyteczna umiejętność. Powoduje, że nie obciążamy osób z otoczenia własnymi problemami, a nasze zachowanie jest ujęte w pewne reguły, staje się przewidywalne. Jest wiele sytuacji, w których okazanie prawdziwych uczuć może być groźne. Ktoś może być wściekły na to, że „padło na niego”, ale na policjanta wypisującego mu mandat raczej nie nakrzyczy. Nie jest jednak pewne, że odmówi sobie przyjemności zezłoszczenia się na siedzącą w samochodzie żonę. Tym bardziej, że to jej się spieszyło.
Często tak właśnie się dzieje, kiedy musimy przed kimś ukryć „złe” uczucia. One nie znikają. Przenoszone są na innych - niestety, najczęściej na tych najbliższych. Wbrew pozorom, to nie jest jeszcze najgorsze.
Najgorzej jest, gdy człowiek nie ma świadomości tego, jakie uczucia naprawdę przeżywa. Jak to możliwe?
Wyobraźmy sobie Adasia, który rozbił sobie kolano. Jego ojciec, który wie, że chłopaki nie płaczą, mówi mu na przykład: „nie bądź baba”, „zbij rowerek, to przez niego się przewróciłeś”. Młody człowiek już wie, że jak boli, to nie wolno płakać (bo to się nie podoba tacie). Wolno za to się złościć. Zanim dorośnie, zdobędzie wiele podobnych doświadczeń.
A jak to bywa z dziewczynkami? Mała Ewa pokłóciła się z bratem o to, kto ma teraz jeździć na rowerze. Mamie, która ich rozdziela, wyraźnie się to nie podoba. Ewa słyszy, że nie wolno jej się bić z bratem. Dziewczynki tak nie robią. Kiedy zaczyna płakać, mama wyraźnie zmienia ton. Zaczyna ją pocieszać. Ewa już wie, że kiedy się złości, nie wolno jej krzyczeć i walczyć o swoje - wolno za to płakać. Zanim dorośnie, odbierze wiele podobnych lekcji.
Warto o tym wiedzieć. Wszyscy pochodzimy od Adama i Ewy.
Roman Walczak