Uczuleni na topole
Na hasło „topole w Szonowicach” wszyscy w gminie mocno się wzdrygają, tak jakby mieli alergię, ale nie na drzewo, tylko na problem, który z ich powodu powstał. Alergia legła zresztą u źródeł problemu. To była komunistyczna polityka. Zielone topole wokół szarego betonu. Tak zadrzewiano kiedyś Polskę - mówi wójt Rudnika Hubert Miczko.
Drzewa, które rzeczywiście w PRL-u sadzono gdzie popadnie, zaczęły przeszkadzać ludziom. Rosną szybko, ostatnio obrastają pasożytniczą jemiołą, a przy wietrze łamią się ich gałęzie i zagrażają ludziom. Kiedy pylą działają alergizująco, co ma znaczenie o tyle, że gros topól posadzono wokół szkolnych boisk. Te wszystkie argumenty legły u podstaw decyzji rudnickich radnych. Trzeba ciąć wszystkie drzewa wokół szkół - ustalono na jednej z ubiegłorocznych sesji. Zarząd przystąpił do działania. Niestety, jego możliwości były ograniczone, bo wycinka kosztuje, a na przeprowadzenie jej w całej gminie w samorządowej kasie nie było pieniędzy.
Starczyło dla kilku placówek, a zabrakło dla Szonowic. Dyrekcja tej szkoły oszacowała, że pod piłę powinno pójść 46 drzew. Pieniędzy z Urzędu starczyło tylko na 13. Ustalono więc, że reszta powinna być wycięta w zamian za drewno. Innymi słowy kazano szukać firmy, która przeprowadzi prace, a jej zapłatą za robociznę i uprzątnięcie terenu będą ścięte drzewa. Znalazła ją sekretarka szkoły. Oświadczyła dyrektorce, że znalazł się szonowicki przedsiębiorca chętny do przeprowadzenia prac na tych warunkach. Ta wyraziła zgodę, zastrzegając, iż część drewna powinna pozostać w szkolnej kotłowni na opał.
W weekend w pierwszej połowie lutego przystąpiono do prac. Wycięto 42 około 40-letnie topole, niektóre suche całkowicie, inne uschnięte tylko częściowo. Pozostawiono 22 zdrowe. Sześć pni pocięto na kawałki, które następnie zniesiono do szkolnej kotłowni. Teren został uprzątnięty i wydawało się, że jest już po problemie. Tymczasem był to dopiero jego początek. Do mediów i na policję trafiły anonimy. Autor pisał o nielegalnej wycince drzew, na której to gmina zamiast zarobić straciła i to podwójnie; zapłaci za wycinkę, a zarobi ten, kto ją przeprowadził.
Formalnej zgody na wycinkę nie było - przyznaje wójt Hubert Miczko. Działanie dyrektorki określa jako „wyjście przed orkiestrę”. Rada Gminy co prawda kazała wyciąć topole, podobnie zarząd, ustalono na jakich zasadach ma to nastąpić, ale cały ten ciąg decyzji miał się zakończyć formalną decyzją wójta, której, niestety, nie było. Teraz jej nie wydam, bo ktoś powie, że tuszuję sprawę. Zresztą nie mogę zgodzić się na wycięcie drzew, których nie ma - dodaje wójt. Władze sugerują, że anonimy to element gry politycznej. Zbliżają się wybory samorządowe i komuś zależy na zdyskredytowaniu obecnej ekipy rządzącej. Topole robiły szkody i nikt ich nie chciał - słyszymy.
Dyrektorkę poparła Rada Sołecka w Szonowicach. „Rada pozytywnie akceptuje wycinkę topoli na terenie boiska szkolnego przy ZSO Szonowice. Drzewa te zagrażały bezpieczeństwu dzieci, były spróchniałe i mocno zaatakowane przez jemiołę. Topole uważane są za chwasty, ponieważ są szkodliwe dla zdrowia w okresie pylenia -wywołują alergię. Ze względu na ochronę zdrowia dzieci, Rada Sołecka widzi konieczność wycięcia pozostałych topoli. Miejsca, w których rosły należałoby zalesić innymi drzewa przyjaznymi zdrowiu” - napisała w swojej opinii. „Zarząd gminy akceptuje w pełni działania dyrektora, która przeprowadziła wycinkę bezkosztowo, a zadanie i tak winno być wykonane ze względu na zdrowie i bezpieczeństwo dzieci. W związku z powyższym zarząd wnioskuje o odstąpienie od wymierzenia kary dla dyrektora, ponieważ nie naraziła gminy na straty, bo drzewa wcześniej były przeznaczone do wycinki i musiałyby zostać wycięte po uzyskaniu środków na ten cel” - czytamy w protokole zarządu. Zakupiono też nowe sadzonki szlachetniejszych gatunków drzew, które wkrótce zostaną posadzone wokół boiska.
Zarząd jednak zbyt optymistycznie uznał, że cała sprawa przejdzie bez kosztów. Prawo o ochronie przyrody mówi, że za taką nielegalną wycinkę trzeba wnieść opłatę do Gminnego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. To fundusz celowy, którego środki mogą być wydane np. na nowe nasadzenia, edukację ekologiczną, czy też likwidację niskiej emisji, generalnie na nic innego, co nie ma związku z ochroną środowiska. Przepisy wymieniają wprawdzie przypadki zwolnienia z opłaty, ale w tej sytuacji żaden z nich nie ma zastosowania. Oznacza to, że gmina sama musi sobie zapłacić za wycięcie drzew. Ile? To zależy od obwodu pnia. Może to być jednak od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. O te pieniądze trzeba będzie uszczuplić inne wydatki i wspomóc inne wydatki.
Wydatkowaniu pieniędzy można było tymczasem zapobiec. Wystarczyło ogłowić topole. Tak zrobiono w Raciborzu. To gatunek, któremu można swobodnie obcinać gałęzie a nawet korzenie. Drzewo odrośnie, a po ogłowieniu nie stwarza już zagrożenia - dowiedzieliśmy się od jednego z przyrodników. Co do szkodliwości topól nie ma zgody. Jedni chcieliby je eliminować i sadzić szlachetniejsze gatunki, inni zachować.
Wiadomo natomiast, że można na nich zarobić. Za metr sześcienny drewna topoli można dostać około 300 zł - dowiedzieliśmy się w Ramecie. Robi się z niego trumny. Produkuje je również największa raciborska firma, ale tylko z sosny i na eksport. Sosna jest zaś od topoli o 30-40 proc. droższa. Ma to wpływ na cenę produktu. W Polsce potrzebny jest towar tańszy. Nasze trumny byłoby ciężko sprzedać- dodają w Ramecie. Nabywców znajdują więc te robione z topoli. Produkują je małe stolarnie, które okazyjnie i tanio kupują drewno. Dużym firmom trudno z nimi konkurować. Co ciekawsze, klepka topolowa jest często oklejana fornirą dębową, podwójne dno wypełniane piaskiem, a całość sprzedawana jako trumna dębowa.
Co stało się z szonowickimi topolami? Jak nam powiedział przedsiębiorca, który je wyciął, część dał na opał szkole i ludziom, którzy pracowali przy wycince. Reszta trafiła do stolarni. Nie wziąłem za usługę pieniędzy, ale też nie robiłem jej za darmo - usłyszeliśmy podczas krótkiej rozmowy telefonicznej.
Grzegorz Wawoczny