Czy dojdzie do zwolnień?
Na miejsce ZLA (część dawnego ZOZ-u obejmująca przychodnie rejonowe) ma powstać spółka pracownicza. Oznacza to, że w zamyśle władz powiatu świadczeniem usług ma się zająć nie publiczny zakład, a firma tworzona przez pracowników. Rada, przypomnijmy, dając w listopadzie ubiegłego roku zielone światło do przekształceń wprowadziła jednak do odpowiedniej uchwały zakaz redukcji zatrudnienia przez okres trzech lat. Chciały i nadal go chcą związki zawodowe działające w ZLA. Dla wielu pracowników jest to bowiem jedyna gwarancja pracy.
Na ubiegłotygodniowej sesji radni powiatowi zakaz jednak cofnęli. Postąpili zgodnie z interesami grupy pracowników, głównie lekarzy, którzy zapowiadają utworzenie spółki. „Uchwała Rady ograniczająca możliwość dostosowania zatrudnienia do realnych potrzeb praktycznie uniemożliwia zaistnienie przyszłej spółki” - napisali w piśmie do starosty, w którym czytamy również: „nie jest możliwe, by nieliczna grupa lekarzy utrzymywała na swych barkach wielokrotnie większy pozostały personel, o konieczności ograniczenia zatrudnienia wiadomo było od dawna”.
Nie ma więc przeszkód, by zredukować kadrę, ale nie wiadomo, czy przyśpieszy to proces przekształceń. W kuluarach mówi się, że ogromnym problemem są ubiegłoroczne straty, których, wedle wcześniejszych zapewnień dyrekcji, miało nie być. Podobny kłopot jest ze szpitalem, gdzie również w grę wchodzi prywatyzacja przychodni specjalistycznych. Powiat nie ma pieniędzy na spłatę zadłużenia służby zdrowia, więc szuka innych rozwiązań. Przy szpitalu udziały w nowej spółce miałyby być formą spłaty zadłużenia wobec pracowników. Nie rozwiązuje to jednak kłopotów do końca. Część długu nadal pozostanie i dyrekcja lecznicy będzie musiała sobie z nimi poradzić. Nie wchodzi bowiem w grę prywatyzacja lecznictwa zamkniętego, czyli szpitalnych oddziałów.
W przypadku ZLA sprawa wygląda inaczej. Firma działa na wielu nieruchomościach, które rodzą koszty, tak samo jak scentralizowana duża administracja, praktycznie niepotrzebna po przekształceniach. Najlepszym rozwiązaniem byłaby prywatyzacja poszczególnych przychodni. Na to jednak, jak zapewnił nas Henryk Siedlaczek, etatowy członek zarządu, powiat nie wyrazi zgody. Trzeba więc tworzyć duży podmiot, z wieloma udziałowcami, gospodarujący na tych samych przynoszących koszty nieruchomościach i wymagający centralnego zarządzania. Nawet jeśli powstanie, to pozostaje problem strat. Starostwo nie ma pieniędzy na ich pokrycie. Trudno liczyć, że weźmie je na siebie spółka, chyba że np. w zamian za zwolnienie z opłat czynszowych. Jednak nawet mimo tego tworzenie tak dużego prywatnego podmiotu jest zadaniem karkołomnym, tym bardziej, że natrafi na niszczącą konkurencję o wiele bardziej mobilnych i tańszych małych praktyk lekarza rodzinnego.
Pragnący zachować anonimowość radny powiatowy powiedział nam, że ZLA przypomina stary okręt pasażerski, w którego burcie pojawia się coraz więcej dziur. Załoga jest podzielona. Część chce dalej pływać, bo jakoś to będzie. Inni myślą o przejęciu jednostki i dopłynięciu do stoczni, gdzie mógłby być przeprowadzony remont. Już dziś jednak wiadomo, że armator zalega z opłatami, a remont też będzie kosztował. Poza tym nikt nie da gwarancji, że znajdzie się tylu nowych pasażerów, by dalsze żeglowanie w ogóle się opłacało.
Grzegorz Wawoczny