Dzieła starych oficyn
W raciborskich zinwentaryzowanych zbiorach, m.in. po kapitule kolegiackiej, w Muzeum czy Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej, znajduje się ponad dwieście starodruków i jeden inkunabuł, czyli książka z drugiej połowy XV w. - czasu narodzin drukarstwa. Rzecz idzie o dzieła św. Tomasza z Akwinu wydrukowane w 1475 r. w oficynie Güntera Zeinera, z ręcznie malowanymi inicjałami. Pozostałe starodruki reprezentują działające na przestrzeni od XVI do XIX w. oficyny z blisko sześćdziesięciu europejskich miast w: Holandii, Belgii, Niemczech, Czechach, Francji, Polsce, we Włoszech, Austrii. Od Lwowa przez: Wrocław, Ołomuniec, Opawę, Kraków, Kalisz, Weimar, Monachium, Moguncję, Wiedeń, Paryż, Trydent, Wenecję po Amsterdam, Berlin, Bazyleę czy Brukselę. Najliczniej reprezentowane są drukarnie z Augsburga, Kolonii, Pragi, Wenecji, Wiednia i Wrocławia.
Starodruki to wielkie bogactwo Raciborza. Wszystkie są importami, które trafiały do naszego miasta za sprawą kleru kapituły kolegiackiej, proboszczów miejskiej fary, opatów raciborskich klasztorów jak i bogatych mieszczan, wśród których nie brakowało, co ciekawe, znamienitych włoskich rodów kupieckich, takich choćby, jak rodzina Bordollo. Są to głównie księgi kościelne, czyli mszały, brewiarze, Biblie, komentarze do Pisma Świętego, Pisma Ojców Kościoła oraz dzieła historyczne. Drukowano je na papierze czerpanym, oprawiano w pergamin, skórę lub drogi materiał, ozdabiano klamrami, pięknymi inicjałami oraz bogatymi winietami kwiatowymi. Nazwisko autora i tytuł tłoczono na grzbiecie złotymi literkami. Książki nie były powszechne poza Kościołem. Mogli sobie na nie pozwolić tylko zasobni w gotówkę światli obywatele Raciborza.
Niestety to, co do dziś zostało stanowi tylko niewielką część zbiorów dawnych bibliotek. Bardzo bogaty księgozbiór miała z pewnością kolegiata przy kościele farnym oraz klasztory dominikanów, dominikanek i franciszkanów. W 1810 r., kiedy Prusy przeprowadzały likwidację majątków zakonnych, klasztorne starodruki rozparcelowano, część przesłano do Wrocławia, rozdano okolicznym świeckim gimnazjom lub po prostu wyrzucono na makulaturę. Z około dwunastu tysięcy woluminów, które miało opactwo cystersów w Rudach, do dziś przetrwało, w zbiorach specjalnych Uniwersytetu Wrocławskiego oraz na plebanii, zaledwie kilkaset dzieł. Po sekularyzacji była jeszcze wojna z 1945 r. Książki, których nie wywieziono do Niemiec, zostały krótko po niej wykradzione. Czasem spłonęły bezpowrotnie.
Największym problemem jest dziś brak pieniędzy na renowację coraz bardziej niszczejących ksiąg, które zamiast trafić na wystawę są skrzętnie skrywane w magazynach, gdzie mają odpowiednie warunki. Ostatnio Muzeum w Raciborzu zapłaciło 5 tys. zł za konserwację dwóch cennych XVIII-wiecznych dzieł ze swoich zbiorów: „Manuale Parochi Seu methodus compendiae...” wydrukowane w 1721 r. we wrocławskiej oficynie Vindelicorum, Schlutera i Happacha oraz datowane na 1784 r. „Beytrage zur Beschreibung von Schlesien...” Zimmermanna z oficyny Johanna Ernsta Trampa w Brzegu. Ta druga książka należała niegdyś do biblioteki Królewsko-Ewangelickiego Gimnazjum (obecnie Ekonomik).
Opis prac konserwatorskich pokazuje, jak wiele trudu i wiedzy potrzeba, by ratować cenne starodruki. Liczące 327 stron „Manuale Parochi” miało liczne zacieki, kolonie grzybów zwane foxingami, ślady żerowania kołatka oraz ubytki. Tylna oprawa pergaminowa była zabrudzona ptasimi odchodami. Pergamin oprawy był bardzo zażółcony i przesuszony. Konserwacja, wykonana w obu przypadkach przez pracownię Roberta Urbanowskiego z Raciborza, przywróciła wartość estetyczną dzieła, wzmocniła pergamin oraz papier, co zapobiegnie dalszej degradacji oraz umożliwi ekspozycję „Manuale Parochi” na wystawie. Dotychczas bowiem cierpliwie czekała na ratunek w muzealnym magazynie.
Ciekawostką jest fakt, że przy tej książce XVIII-wieczny introligator zastosował tzw. suchą oprawę. Oznacza to, że tektury nie klejono do pergaminu, zaś całość trzymała się na rzemieniach przewleczonych przez przegub i wyklejkach przyklejonych od strony wewnętrznej. Był to dawniej zabieg celowy i powszechnie stosowany. Pozwalał na szybką i łatwą wymianę oprawy bez uszkodzenia wnętrza, czyli zadrukowanych kart, które z reguły dużo wolniej się niszczą. Pomysł zrodził się w XVI w. w Wenecji i jak widać był wykorzystywany we wrocławskiej oficynie.
Liczący dwieście kart „Beytrage zur Beschreibung von Schlesien...” oprawiono w świńską skórę oklejoną czarnym papierem klajstrowym. Przed kartą tytułową umieszczono miedzioryt z widokiem Nysy. Starodruk był kiedyś zalany. Fakt ten wyszedł na jaw podczas konserwacji. Pokazały się również silne zabrudzenia i liczne ubytki. Fachowo mówiąc książka przeszła mokre czyszczenia, czyli swego rodzaju specjalistyczną kąpiel. Na kilkunastu stronach odkryto w górnych częściach kart znaki wodne. Dzięki nim udało się wskazać, że użyty do druku papier pochodził z Wrocławia lub Świdnicy.
(waw)