Zamienili przyszłość w dużych miastach na hodowlę kóz w Wysokiej
Dla kóz zaniechali pracy w wyuczonych profesjach. I pomimo że nie planowali wiązać się z rolnictwem, hodowla zdominowała życie państwa Pająków.
Wcześniej mieli kilka innych pomysłów na rodzinny biznes. – Prowadziliśmy sprzedaż opon do samochodów terenowych oraz akcesoriów off road. Założyliśmy już prawie pieczarkarnię pod Pszczyną, ale w momencie, kiedy trzeba było ją doposażyć pojawił się nowy pomysł. Policzyliśmy i zdecydowaliśmy się na całkowitą zmianę życia, miejsca zamieszkania i poświęcenie się wyłącznie hodowli kóz. Kierowała nami ekonomia, a ponieważ społeczeństwo stawia coraz bardziej na wysokojakościowe produkty, pomysł produkcji koziego mleka okazał się strzałem w dziesiątkę – wspomina Andrzej Pająk. Podsunął go im Zbigniew Pietryszyn, który posiada ogromną wiedzę w zakresie hodowli. Decyzję podjęli po zwiedzeniu profesjonalnie prowadzonej hodowli czeskiego weterynarza i hodowcy Łukasza Hlubka w Krmelinie. Tam też pan Andrzej praktykował zdobywając wiedzę.
Kozy to zwierzęta szczególnej troski
Państwo Pająkowie kupili obory od państwa Matejków w Wysokiej. Pierwsza koza pojawiła się tam 14 stycznia 2016 r. Początkowo planowali zakup 300 zwierząt we Francji, rozmawiali nawet z Anglikami, gdyż pod Liverpoolem istnieje licząca 8 tys. kóz ferma, łącznie z prywatną mleczarnią. Ostatecznie sprowadzili z Austrii 198 kóz saaneńskich. Obecnie posiadają ich 360, jednak cały czas rozbudowują stado. Budynki mogą pomieścić nawet 1500 zwierząt.
Całą uwagę państwo Pająkowie koncentrują na stadzie. – Kozy są bardzo wrażliwe, wymagają najlepszych warunków do życia. Muszą otrzymywać wysokiej jakości paszę. A ponieważ hodowlę prowadzimy na głębokiej ściółce, aby była czysta, codziennie ją dościelamy, a dwa razy w roku wymieniamy – tłumaczy Andrzej Pająk.
Nieustannie wspiera ich Łukasz Hlubek, który sprawuje nad stadem pieczę weterynaryjną. – Już pierwszej zimy, w jednym miesiącu skumulowały się wszystkie możliwe
problemy okołoporodowe. Przez telefon doktor Łukasz mówił mi co mam robić, jak obierać porody – przyznaje.
Państwo Pająkowie sukcesywnie rozwijają gospodarstwo, które nazwali „Kozią Fermą Wysoka”. Wypracowali też swoją dobrą markę. Przyświeca im motto „Zdrowie zaczyna się tam, gdzie początek ma nasze mleko”. Dbałość o czystość sprawia, że nawet po pięciu dniach można zrobić sery z niepasteryzowanego mleka od ich kóz. – Mamy zdrowe zwierzęta, świetnej jakości pasze i dobry system udoju – zapewnia pan Andrzej.
Zmysł inżynierski pomaga w hodowli
Wiedzę zdobytą na studiach inżynierskich wykorzystują do rozwijania hodowli. Pan Andrzej pracował przy projektach hoteli oraz budynków, a także przy budowie stadionu Wisły Kraków. Praca na etacie nie dawała mu jednak satysfakcji. Dziś łatwość rozwiązywania problemów technicznych, wykorzystuje na wcielanie pomysłów i nowych rozwiązań w swej obecnej profesji. Na przykład wykonał wygrodzenie dla nowoczesnej hali udojowej według projektu „side – by – side”. Przysparza mu to dużych oszczędności.
Wspiera go żona, która również dla kóz zrezygnowała z życia zawodowego. Pani Aneta pochodzi z Podhala, ukończyła trzy kierunki na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Obecnie prowadzi dokumentację oraz księgowość gospodarstwa, a gdy jest taka potrzeba zakasuje rękawy i razem z mężem pracują na gospodarstwie. Wspólnie wychowują dwójkę dzieci: Bruna i Julię. To dla nich tworzą markę z nadzieją, że będą chciały nadal ją rozwijać.
Na szczególną uwagę zasługuje jedna z najnowocześniejszych w Polsce hal udojowych Polanes, zaopatrzona w 24 stanowiska. Posiada sterownik doju Kompas 500 oraz automatyczny system zdejmowania aparatów udojowych. Państwo Pająkowie w przyszłości planują doposażyć fermę w drugi taki system doju, aby sprostać potrzebom powiększającego się stada.
Pan Andrzej wśród kóz ma swoje ulubienice. – Jedna z naszych kóz podczas prowadzenia do doju, zagania nie tylko inne, ale także dojarza – śmieje się. W stadzie panuje hierarchia, kozy są niezwykle uparte. – W wygrodzeniach nie zamierzaliśmy użyć większych rurek niż stosuje się dla byków. Tymczasem byk, gdy czuje opór odpuszcza, koza – nigdy. Napiera tak długo, aż usunie przeszkodę. Tak więc w sześciu bramach, dwanaście razy do roku wymieniam rygle – wylicza.
Rodzinna solidarność
W hodowlanym przedsięwzięciu państwu Pająkom pomagają bliscy. – Przez dwa lata przyjeżdżałem na fermę z braćmi i ojcem. Prawie wszystko robiliśmy własnymi rękami – mówi o wsparciu rodziny. Ponieważ obory wymagają sporych modernizacji, wspólnymi siłami wykonali posadzki w oborze, wylewając 200 m3 betonu, a także ogrzewanie oraz drewniane boksy wraz ze stołami paszowymi dla kóz.
Kozy karmione są wyłącznie kupowaną karmą, gromadzoną w specjalnych rękawach. Pasza odpowiednio przechowywana pozwala uniknąć problemów, np. listeriozy, a tym samym zapobiegać pojawianiu się bakterii w mleku. – Dla mnie najważniejsza jest jakość. Dlatego wybieramy pola i wyłącznie z rosnących na nich roślin robiona jest kiszonka – zapewnia pan Andrzej.
Oprócz planów powiększenia stada, państwo Pająkowie chcą otworzyć serowarnię. Patrząc bardziej globalnie na sprzedaż produktów z koziego mleka, wspólnie z doktorem Hlubkiem zamierzają sprzedawać suszoną siarę kozią do Hongkongu i Chin, a proszkowane mleko do Belgii. Hodowla jest dla nich wielkim wyzwaniem, kozy zaś alternatywą dla inżynierskiej profesji, której miejsce zajęły pełne zwierząt obory.
(ewa)