Zamiłowaniem do zwierząt pragnie dzielić się z innymi
Zachłystując się komputeryzacją i automatyzacją zapominamy, jak niedościgniony jest wokół nas świat przyrody. Warto zadać sobie pytanie czy dziś sami będąc jej częścią, ciągle otoczeni techniką, potrafimy odnaleźć się w środowisku natury, dostrzec jej różnorodność, odróżnić np. zwykłą kurkę od koguta, a nawet gołębia od wróbla?
Warto o tym przekonać się odwiedzając minizoo, które stworzył prezes Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Pietrowicach Wielkich Józef Kowol. – Moją pasją od najmłodszych lat są zwierzęta. Niektóre miałem w domu, inne, te większe, mogłem oglądać u rolników w gospodarstwie czy podczas żniw. Myśl o stworzeniu małego minizoo, kiełkowała we mnie od bardzo dawna, ponieważ jednak mieszkam w mieście nie miałem możliwości stworzenia go u siebie – opowiada raciborzanin. Przed rokiem zrodził się pomysł, aby przy RSP Pietrowice Wielkie znaleźć miejsce dla zwierząt. Początkowo miała to być woliera z gołębiami, potem znalazły się tam małe ozdobne kurki i kaczuszki. Sukcesywnie stado powiększyło się o perliczki, pawie i papugi. – Ptaki kupiłem albo dostałem, czasami chore, których ktoś nie umiał, lub nie chciał leczyć. Mamy papużkę, która nie fruwa, ale świetnie radzi sobie dziobkiem wspinając się na siatkę. Ze swą ułomnością zaakceptowana została w ptasim świecie woliery, w którym wszyscy skrzydlaci mieszkańcy żyją w zgodzie, nie robiąc sobie wzajemnie krzywdy – zapewnia prezes Józef Kowol.
Ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia, wspólnie ze swymi pracownikami, których zaraził swą miłością do zwierząt, postanowił wzbogacić minizoo o kózki, które kiedyś były w jego domu. Ponieważ najbardziej podobały mu się te karłowate, znalazło się dla nich pomieszczenie. Potem jeszcze udało się powiększyć kozią rodzinę o typowo górskie kozy alpejskie. – Aby stworzyć im warunki podobne do naturalnych, moi pracownicy poprzycinali pnie drzew imitujące góry, po których mogą skakać do woli – chwali zaangażowanie załogi. O tym, że naprawdę zwierzęta dobrze czują się w pietrowickim zoo, świadczy młoda kózka, która przyszła na świat w niewoli – pan prezes przypomina, że w złych warunkach zwierzęta nie rozmnażają się tak łatwo.
Zoo stało się wybawieniem dla kuców
Pewnego razu, kiedy Józef Kowol dowiedział się o organizowanych w Pietrowicach Wielkich targach końskich, postanowił przyjrzeć się wystawianym tam zwierzętom. Zauroczył go piękny kucyk: – Patrzył mi prosto w oczy. Kiedy podszedłem i pogłaskałem go, magiczna siła nie pozwoliła mi odejść i pozostawić konia w rękach handlarza. Ten nie sprzedawszy kuca, przeznaczyłby go na rzeź. Wziąłem więc zwierzę, pomimo że nie miałem dla niego wtenczas odpowiedniego pomieszczenia – wspomina. Przez pewien czas konik pomieszkiwał z kózkami. Jak się okazało, Figo pochodzi od hodowcy w Pilchowicach, który sprzedał go starszemu małżeństwu z Rybnika. Tam przez trzy lata miał prawdziwie ciepły dom. Kiedy starsze państwo pochorowało się, musiało sprzedać ukochanego kucyka. Trafił do bogatej rodziny, jako prezent komunijny. Tam jednak szybko się znudził i oddany został handlarzowi koni. Nie wiadomo jaki czekałby go los, gdyby nie przejmująco proszący wzrok, którym oczarował na targu w Pietrowicach wrażliwego na los zwierząt prezesa pietrowickiej spółdzielni.
Dziś jego towarzyszką jest Balbina, ponieważ pan Józef wyczytał, że koń – zwierzę stadne nie lubi samotności. – W Wodzisławiu u handlarza znalazłem ok. 9-letnią klaczkę, również po przejściach. Zanim trafiła do nas, była w wielu gospodarstwach, nawet w Czechach. Handlarz planował sprzedać klaczkę do rzeźni, wcześniej jednak zdecydował się ściągnąć ją z auta licząc, że uda mu się ją sprzedać. I znów zadziała magia – przyznaje miłośnik zwierząt. Dziś oba koniki stoją w jednym z kojców woliery, wzbogacając całkiem pokaźny zwierzyniec.
Pasją zaraził pracowników
– Nasze zoo nie jest absolutnie przedsięwzięciem komercyjnym. Pracownicy opiekują się zwierzętami społecznie, po pracy. Zajmujemy się nimi wspólnie, ja na równi z innymi – zapewnia szef RSP.
Minizoo powstało z wielkiego zamiłowana, ale też chęci stworzenia bezpiecznego miejsca dla czworonożnych i skrzydlatych podopiecznych, którzy potrzebowali pomocy, bo byli chorzy lub niechciani. – Zależało nam, aby nasze dzieci i wnuki, ale też dorośli mieszkańcy Pietrowic i Raciborszczyzny mogli zobaczyć z bliska kury i gołębie, aby nie mylili perliczek z indykami, aby wiedzieli, że są tysiące gatunków papug, ale także z bliska zobaczyli kozy, które niegdyś na Śląsku były synonimem biedy i nazywano je krowami ubogich – tłumaczy prezes Kowol. Jego marzeniem są jeszcze alpaki. Chciałby, aby najmłodsi mieszkańcy ziemi raciborskiej również ci chorzy wiedzieli, jak wyglądają te piękne zwierzęta. Mogliby je dotknąć, pospacerować z nimi, a to szczególnie ważne w terapii dzieci autystycznych i z niepełnosprawnością.
Okazy nigdzie indziej niespotykane
W okazałym pietrowickim zwierzyńcu można oglądać też króliki, które nierzadko przynoszą panu prezesowi mieszkańcy, bo dziecko jest na nie uczulone czy szynszyle – delikatne futrzaki, które kupowano pociechom na komunię, a gdy się rozmnażały lub nudziły, trafiły do zoo. Z jednego z raciborskich sklepów pan prezes otrzymał świnki morskie, których nikt nie chciał kupić.
W hodowli można zobaczyć niespotykane okazy ptaków, m.in.: najmniejszą – dwa razy mniejszą od gołębia – kurkę batmankę, kurki jedwabiste potocznie zwane silkami, ponieważ ich piórka przypominają sierść króliczą, największego gołębia – rzymianina i najmniejszego – gołębia diamentowego tylko nieco większego od wróbla, a także gołębie podobne do pawi – pawiki oraz gołębie – kingi. Poza tym żyją tam przepiórki japońskie i chińskie.
W wolierze jest też wiele gatunków papug, np. papuga świergotka śpiewająca jak kanarek, papugi kozie beczące jak koziołki, kolorowe rozelle królewskie, zielona aleksandretta obrożna, księżniczka tarczowa, papugi górskie, a także bardziej pospolite, jak nimfy czy papugi faliste. – Wszystkie ptaki współegzystują w jednej potężnej wolierze w pełnej komitywie. Nawet następują krzyżowania między rożnymi gatunkami papug – zauważa prezes.
Od tego roku są tam również pawie, która w kilka tygodni zadomowiły się i zgadzają się z mniejszymi ptakami, jak np. kolorowymi kaczkami mandarynkami, czy maleńką amadyną zebrowaną.
Minizoo przy pietrowickiej RSP jest dostępne od rana do wieczora. Przychodzą tam wycieczki, ale też indywidualnie osoby, które chcą zobaczyć oryginalne zwierzęta. Warto jednak wcześniej umówić wizytę z prezesem Józefem Kowolem, który potrafi bardzo ciekawie opowiadać o swoich skrzydlatych i czworonożnych podopiecznych. Nikogo zapewne nie trzeba przekonywać, że powinniśmy coś więcej wiedzieć o otaczającej nas przyrodzie. – Kiedyś wychowywaliśmy się wśród zwierząt, dziś niewiele osób hoduje je w domach, a jeszcze mniej potrafi rozpoznać nawet te najbardziej pospolite. Tymczasem zarówno dziecko, jak dorosły człowiek potrzebuje kontaktu z naturą, z której wywodzą się przecież nasze korzenie – uważa prezes Józef Kowol.
(ewa)