Rodzinna firma to nasza marka
O wielopokoleniowych tradycjach rolniczych i doradztwie z zakresu pielęgnacji i ochrony roślin z właścicielem raciborskiej firmy AgroMarket Ludwikiem Gallim rozmawia Katarzyna Gruchot.
– Pana firma działa już od 15 lat, ale dopiero teraz zrodził się pomysł, by zorganizować dni otwarte z doradztwem z zakresu ochrony roślin. Co was do tego skłoniło?
– Skorzystaliśmy z nowych możliwości inwestycyjnych. Rok temu kupiliśmy 25-arową działkę, usytuowaną przy ulicy Kozielskiej, gdzie możemy lepiej wyeksponować produkty, które mamy w sprzedaży i zaprosić specjalistów z wykładami z zakresu pielęgnacji i ochrony roślin w ogrodzie i wokół domu. Mimo niepogody, z dni otwartych skorzystało dużo osób zainteresowanych taką formą doradztwa. Chcemy takie akcje organizować coraz częściej, bo filozofią naszej firmy jest nie tylko działalność komercyjna, ale przede wszystkim fachowe poradnictwo dla rolników, ogrodników, firm związanych z tą branżą i zwykłych mieszkańców, którzy zajmują się taką działalnością hobbystycznie.
– Jakie ma pan w tym zakresie doświadczenie?
– Z wykształcenia jestem inżynierem rolnictwa ze specjalizacją ochrony roślin. Ukończyłem Akademię Rolniczą we Wrocławiu i od wielu lat współpracuję z ośrodkami akademickimi, takimi jak Instytut Ochrony Roślin w Poznaniu czy Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu. Oprócz tego mam stały kontakt z doradcami terenowymi czołowych producentów środków ochrony roślin, nawozów i podłoży takich firm, jak na przykład Bayer Syngenta, BASF, Agrecol, Kronen czy Klasmann. Zapotrzebowanie na fachowe doradztwo i diagnostykę jest bardzo duże. Nie na wszystko potrafimy odpowiedzieć, dlatego współpraca ze specjalistami jest dla nas bardzo ważna, bo nasi klienci potrzebują wyczerpującej i pełnej wiedzy.
– Czy zwykli mieszkańcy Raciborza też korzystają z państwa usług?
– Obserwuję, że ostatnio trafia do nas coraz więcej osób, które traktują swoje ogródki hobbystycznie, ale ich wiedza dotycząca ochrony roślin i warzyw oraz zdrowego odżywiania się jest coraz większa. Możemy im zaproponować odpowiednie nawożenie i pielęgnację a nawet rozsady warzyw z genetycznie lepszych odmian. Jeszcze dziesięć lat temu uprawa warzyw w przydomowym ogródku miała uzasadnienie ekonomiczne. Dziś, gdy są one coraz tańsze, to raczej efekt większej świadomości i powrotu do tradycji. Stara Wieś i Miedonia to dzielnice, które od lat kojarzone są z uprawą warzyw. Nie bez powodu mówi się przecież o nas „szałociorze”.
– Skąd się wzięła pana agropasja?
– Kontynuuję wielopokoleniowe tradycje rolnicze. W mojej rodzinie z rolnictwem i Ziemią Raciborską związani byli pradziadkowie, dziadkowie i rodzice. Moje córki, 16-letnia Dominika i 13-letnia Agnieszka, bardzo chętnie nam pomagają, choć jeszcze za wcześnie, by mogły zdecydować czy swoją przyszłość zwiążą z tą dziedziną. Oprócz firmy, razem z żoną Dorotą prowadzę też 25-hektarowe gospodarstwo ukierunkowane na produkcję warzyw, które trafiają na rynek śląski. Uprawiamy je w dwóch grupach. W pierwszej znajdują się ziemniaki, buraki, cebula, seler i por, w drugiej – bardziej pracochłonne: sałata, rzodkiewka,fasola, pietruszka i koperek. W pracę w firmie oraz w gospodarstwie angażuje się cała rodzina, łącznie z moimi teściami.
– Dobrze się pracuje w takiej rodzinnej firmie?
– Rodzina mojej żony ma wielopokoleniową tradycję w uprawie warzyw, dlatego z wiedzy teściów – Urszuli i Bernarda Warzechów częst korzystam. Są dla nas ogromnym wsparciem, a ich pomoc jest nieoceniona. Jesteśmy tradycyjną, śląską rodziną. Mieszkamy z teściami we wspólnym domu, w którym babcia pomaga w wychowaniu dzieci, a dziadek, z uwagi na swoje doświadczenie, jest dla nas wszystkich autorytetem. Możemy wzajemnie na siebie liczyć. Taki model gwarantuje nam powodzenie zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym.