Niemcy żądają swojego
Ponad trzydzieści kamienic w Raciborzu, którymi włada teraz miasto, ma w księgach wieczystych wpisanych właścicieli z zagranicy, głównie z Niemiec. Czy ci będą się starać o ich zwrot? Nie wykluczają tego w magistracie. Jedną sprawę o zwrot nieruchomości prowadzi już Starostwo Powiatowe.
Problem zwrotu mienia poniemieckiego jest ostatnio często poruszany w polskich mediach i w Sejmie. Impuls do dyskusji dały też niemieckie władze. Federalny Urząd ds. Świadczeń Wyrównawczych każe zwracać zapomogi osobom, które wyjechały z Polski w latach 70. i 80. pozostawiając tu swoje mienie będące - według ksiąg wieczystych - nadal ich własnością. To wyraźna sugestia, by starać się o jego zwrot. Takie sytuacje nie należą wcale do rzadkości. Niemcy emigrujący z Polski tracili nieruchomości, które z mocy prawa, na podstawie ustawy z 1961 r. o gospodarce terenami w miastach i osiedlach nawiązującej do dekretu Bieruta z 1945 r., stawały się własnością Skarbu Państwa. Dochodziło do tego w dniu, w którym emigranci zrzekali się polskiego obywatelstwa, oddawali dowód osobisty i otrzymali dokument uprawniający do wyjazdu. Był jednak jeden szkopuł. Prezydia rad narodowych musiały złożyć wniosek, by nowego właściciela ujawnić w księgach wieczystych. Bez tego, według prawa, nie dochodziło do przejścia własności nieruchomości.
Z taką właśnie sprawą ma do czynienia Starostwo Powiatowe. O zwrot czterech działek w Miedoni i Starej Wsi stara się obywatel Niemiec, mieszkaniec Aachen. Pod koniec lat 70., w związku z wyjazdem, utracił polskie obywatelstwo. Grunt przejęło państwo, ale nie ujawniło tego w księdze wieczystej. Widnieje w niej dalej były raciborzanin. Teraz chce zwrotu swoich nieruchomości, którymi zarządza na razie Skarb Państwa wydzierżawiając je osobom trzecim.
Muszę powiedzieć, że w Raciborzu pilnowano tych spraw. Na 476 budynków, w posiadaniu samoistnym gminy, czyli bez ujawnienia własności w księdze wieczystej, mamy 32. Najczęściej chodzi o osoby, które wyjechały do Niemiec, nie są dziś znane z miejsca pobytu lub bezpotomnie zmarli - mówi Elżbieta Sokołowska, naczelnik Wydziału Gospodarki Nieruchomościami Urzędu Miasta w Raciborzu. Lokatorzy tych kamienic nie mogą na przykład wykupić na własność mieszkań.
Teoretycznie może się jednak zdarzyć, że osoby te lub ich spadkobiercy się ujawnią i będą chciały odzyskać własność. Poza kamienicami (nieuregulowany stan prawny ma na przykład odnowiony niedawno przez miasto budynek naprzeciwko ratusza, gdzie dziś mieści się siedziba raciborskiego SLD) problem dotyczy także niezabudowanych obecnie parcel rozsianych po całym Raciborzu oraz gruntów rolnych. Takie tereny znajdują się na przykład przy ul. Ogrodowej, na rogu ulicy Staszica-Kolejowej, przy pomniku Matki Polki (obszar ten był kiedyś zabudowany) lub na tzw. czarnym placu na Ostrogu. By gmina skutecznie zasiedziała te nieruchomości musi minąć 30 lat. W tym czasie mogą się pojawić niemieckie roszczenia.
Pierwsza sprawa o zwrot zamieszkałej kamienicy zaistniała już w Głogówku. Gmina nie ujawniła tam swojej własności w księdze wieczystej, bo w ogóle nie wniosła o jej założenie. Zrobili to dopiero spadkobiercy dawnej właścicielki - Niemki, którzy z tytułem własności pojawili się u ludzi, którzy na podstawie umowy z gminą zarządzają nieruchomością. Polacy włożyli w jej odnowienie 70 tys. zł, nowi właściciele zaproponowali im kupno budynku żądając 185 tys. zł. Wojewoda opolski nakazał staroście prudnickiemu wystąpić do sądu o zmianę wpisu w księdze wieczystej. Wyrok w tej sprawie może być precedensem.
Problem niemieckich roszczeń wynika z faktu, że Republika Federalna zrezygnowała wprawdzie z roszczeń terytorialnych wobec Polski i uznała granice, jednak nie zrezygnowała z indywidualnych roszczeń swoich obywateli. Wszystkie poniemieckie nieruchomości można podzielić na dwie grupy.
Pierwsza obejmuje te przejętę przez Polskę tuż po wojnie jako reparacje. W opinii środowisk prawniczych, zarówno polskich jak i niemieckich, sprawa jest jasna. Odzyskanie tego mienia przez Niemców jest mało prawdopodobne, bo jego przejęcie przez polski Skarb Państwa odbyło się na podstawie prawa międzynarodowego. Mówi o tym m.in. porozumienie trzech mocarstw okupacyjnych, które orzekły w 1954 roku, że zajęcie niemieckiego mienia w celu zaspokojenia żądań reparacyjnych nie może być podstawą do roszczeń majątkowych. Wypędzeni Niemcy otrzymali zresztą za swoje mienie odszkodowania.
Inna sytuacja dotyczy mienia pozostawionego przez osoby emigrujące w latach 70. i 80. To w tych przypadkach, niestety wskutek zaniedbań polskich urzędów, nie dochodziło od ujawniania własności państwa w księgach wieczystych. Polscy prawnicy nie mają wątpliwości, że szanse na odzyskanie tych nieruchomości są duże. Świadome tego są niemieckie urzędy, które chcą zwrotu świadczeń wyrównawczych wypłaconych w latach 70. i 80. od tych osób, które mogą swoje mienie odzyskać. Była to forma zapomogi, rodzaj rekompensaty za pozostawiony w Polsce majątek, wypłacanej jednak z wyraźnym zaznaczeniem, że nie niesie ona „rezygnacji z roszczeń w stosunku do pozostawionego majątku”.
Obecnie wszystkie tego typu roszczenia trafiają do Pruskiego Towarzystwa Powierniczego (Preussische Treuhand), które obiecuje Niemcom pomoc prawną w odzyskiwaniu utraconego majątku. Pierwszymi krokami są kwerendy w sądowych wydziałach ksiąg wieczystych. Tego typu zlecenia pojawiają się w niemieckich kancelariach adwokackich. Dlaczego teraz? Bo Polska jest już członkiem Unii Europejskiej, niemieccy prawnicy mogą u nas prowadzić swoją działalność, a na korzyść ich klientów przemawiają zaniedbania ze strony Polski.
Nasz kraj nie ma ustawy reprywatyzacyjnej. Przegrał ostatnio w Strasburgu proces w sprawie mienia zabużańskiego. Zwracane są nieruchomości organizacjom żydowskim oraz kościołom, np. katolickiemu czy ewangelicko-augsburskiemu. Na te fakty powołują się Niemcy chcący odzyskać mienie w Polsce. Stąd też przewidywania, że pozwy odszkodowawcze trafią przede wszystkim do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, jeżeli skarżącym uda się udowodnić, że wnioskodawcy są dyskryminowani w procesie reprywatyzacji w Polsce. W sprawie prudnickiej przedstawiciele strony niemieckiej już zwrócili się do tamtejszego sądu, aby ten wystąpił w trybie prejudycjalnym do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Grzegorz Wawoczny