Gęganie znad kielicha
Ileż to zguby przyniosło Górnoślązakom wprowadzenie w XVIII w. powszechnej uprawy kartofli. Chłopi śląscy zrazu smaku bulw nie poznali, bo nieuświadomieni spożywali początkowo białe kwiatuszki rosnące na roślinie ziemniaka. Dopiero z czasem dowiedzieli się, że do michy kłaść trzeba po zagotowaniu to, co jest pod ziemią.
Wkrótce odkryto inną właściwość kartofli. Otóż świetnie nadawały się do produkcji taniej wódki. Piwa odeszły na bok, a do gardła wlewano niezliczone ilości rozcieńczonego spirytusu. Pijaństwo na Górnym Śląsku stało się tak powszechne, że gdyby nie koło ratunkowe rzucone przez rozsiane po parafiach towarzystwa wstrzemięźliwości, spora część hanyskiej populacji utopiłaby się w kielichu.
Wertując stare numery „Nowin Raciborskich”, które już od 1889 r. powszechnie informowały, co w Rybniku i okolicach piszczy, natrafiłem na ciekawy zapis obrazujący jak zgubny nałóg wykraczał poza ludzkie słabości. Otóż bowiem 6 kwietnia 1889 r. korespondent gazety depeszował do redakcji: „W pobliżu Rybnika (…), w jednej wsi przywieziono do pewnego gospodarza beczkę spirytusu. Przy zdejmowaniu jej z woza wylała się pewna ilość tego ostrego płynu na zmarzłą ziemię. Na podwórzu wałęsało się sporo gęsi, które nadbiegły i rozlany spirytus pić poczęły. Nikt tego nie dostrzegł, a tymczasem gęsi się popiły i leżały jak nieżywe na ziemi. Wychodzi gospodyni i patrzy, a tu wszystkie gęsi pomarły. Krzyk powstał wielki. Zbiegło się wielu sąsiadów, radzono długo, aż w końcu nabrano przekonania, że to jakaś złośliwa ręka gęsi te potruć musiała. Mięsa obawiano się użyć. Gospodyni postanowiła więc przynajmniej pierze uratować i kazała nieżywe gęsi oskubać. To gdy uczyniono wyrzucono ciała na podwórze, by je nazajutrz zakopać. Tymczasem gospodyni budzi się rano i słyszy na podwórzu wesołe gęganie. Zdziwiona wybiega i widzi wszystkie gęsi żywe, biegające po podwórzu i trzęsące się z zimna”. Jak więc widać, i gęsi sobie użyły, i pierza było pod dostatkiem, i do brytfany było co potem włożyć.
(waw)