W hostelu brakuje już miejsc
Ze względu na epidemię w Powiatowym Specjalistycznym Ośrodku Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie w Wodzisławiu Śląskim odwołano wszystkie formy wsparcia udzielane w trybie ambulatoryjnym i zajęcia grupowe. Wciąż działa jednak hostel dla potrzebujących opieki matek z dziećmi.
– Od początku roku udzieliliśmy około130 konsultacji telefonicznych i mimo że nie jest to mało, nie zauważam, by podczas pandemii problem narastał – mówi dyrektor Ośrodka Celina Uherek-Biernat. Jej placówka od 2006 roku prowadzi hostel dla kobiet i matek z dziećmi, które są ofiarami przemocy domowej. Trafiające tu rodziny otrzymują wsparcie psychologiczne, pedagogiczne, socjalne oraz prawne i mogą pozostać w ośrodku do trzech miesięcy. – Nasz hostel nie działał tylko przez pierwszych pięć dni epidemii. Od tej pory pracujemy cały czas, choć z uwagi na zagrożenie epidemiczne zmieniły się nieco zasady, do których muszą się dostosować pensjonariusze. Choć placówka przeznaczona jest dla 14 osób, przyjęliśmy, że w jednym pokoju może przebywać tylko jedna rodzina. Na podstawie wytycznych sanepidu, z każdą z osób, która chce u nas zamieszkać, przeprowadzamy podstawowy wywiad medyczny. Zaczynamy od pomiaru temperatury, pytamy o styczność z osobami zakażonymi, pobyt za granicą, ale nie możemy przeprowadzić ani zarządzić testów. W związku z podwyższonymi standardami epidemicznymi, na terenie ośrodka dostępne są maseczki i płyny dezynfekcyjne, ale nie wprowadziliśmy zakazu wyjść, więc nie na wszystko mamy wpływ – tłumaczy pani Celina.
W ośrodku nigdy nie było odwiedzin, więc ten zakaz pozostał. Nie było też do tej pory sytuacji, w której na terenie ośrodka trzeba było umożliwić odwiedzającemu rodzicowi kontakt z dzieckiem. Niestety, wszystkie konsultacje, które do tej pory odbywały się ambulatoryjnie, teraz dostępne są wyłącznie telefonicznie. Najczęściej dotyczą jednak osób, które już wcześniej przebywały w placówce, więc jest to o wiele prostsze. – Musieliśmy przerwać program korekcyjno-edukacyjny przeznaczony dla sprawców przemocy domowej. Zajęcia grupowe nie odbywają się, więc pozostajemy z nimi tylko w relacjach telefonicznych. W tej chwili cały hostel jest już zapełniony, więc gdyby zdarzyła się jakaś sytuacja wymagająca interwencji, byłby problem. Pojawia się coraz więcej zapytań z innych powiatów o wolne miejsca w naszej placówce, ale musimy wszystkich odsyłać – podsumowuje Celina Uherek-Biernat. O.K.