Duży Kaliber: Pożary traw zmorą każdej wiosny
Strażacy zamiast gasić suche trzciny podpalane przez głupotę, mogą być potrzebni w miejscach, gdzie zagrożone jest ludzkie życie
POWIAT Pożary traw, o których informujemy od kilku tygodni niestety nie znikają. Choć statystyka pokazuje, że zdarzeń tych jest w tym roku nieco mniej niż w sezonie 2019, w ostatnich tygodniach praktycznie nie ma dnia, aby strażacy nie wyjeżdżali do pożarów traw.
W sobotni wieczór, 18 kwietnia parę minut po godzinie 23.00 rozlega się sygnał syreny w Wodzisławiu-Zawadzie, a później w Kokoszycach. Okazuje się, że płonie teren łąkowy pomiędzy ulicami Młodzieżową i Działkowców w Zawadzie. Ogień zaczyna przeskakiwać z trawy na wysokie trzciny i małe drzewka. Sytuację pogarsza fakt, że do miejsca wybuchu pożaru nie ma żadnego dojazdu. Ostatecznie akcję gaśniczą prowadzą strażacy z JRG Wodzisław i OSP Kokoszyce, ze względu na brak dostępnego kierowcy w OSP Zawada. Teren zabezpiecza również wezwany na miejsce patrol policji. Strażacy dobiegają do pożaru z podręcznym sprzętem gaśniczym. Za pomocą tłumic udaje się opanować ogień. Pozornie wydaje się, że niebezpieczeństwo zostaje zażegnane. Godzinę później w OSP Kokoszyce ponownie rozlega się dźwięk syreny. Strażacy od dyspozytora dowiadują się, że muszą pojechać ponownie w to samo miejsce do Zawady. Ktoś drugi raz tego samego wieczora podpalił tam trawy. Po co? Pozostaje tylko zgadywać, bo teren nie jest rolniczy. Kiedyś na wiosnę płonęły często zarośnięte pola, które rolnicy chcieli doprowadzić do stanu uprawnego. Dzisiaj raczej tego się nie praktykuje ze względu na zagrożenie utratą dopłat unijnych, z których korzysta wielu gospodarzy. Jeśli rolnikowi służby udowodnią podpalenie, traci roczne dopłaty do gospodarstwa.
Jest mniej, ale nadal dużo
W tym roku od 1 stycznia do 15 kwietnia strażacy odnotowali 44 pożary traw w różnych miejscach powiatu. Dla porównania w ubiegłym roku, w tym samym przedziale czasu odnotowano 64 takie zdarzenia. To tendencja malejąca, ale niestety pożary nadal angażują strażaków, którzy w tym czasie mogą być potrzebni w innym miejscu. - Rzadko udaje się ustalić sprawcę takich podpaleń. Pożary pojawiają się w różnych miejscach, czasem przy szlakach drogowych, w większości są to jednak łąki, nieużytki rolnicze, zarośla – mówi bryg. Jacek Filas, oficer prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Wodzisławiu Śląskim. - Idealnie byłoby, gdyby liczba takich pożarów wynosiła zero, ale jak widzimy nadal mamy kilkadziesiąt takich przypadków, więc nie ma się z czego cieszyć – dodaje Jacek Filas. Przy takich zdarzeniach czasem podpalaczem może okazać się strażak. Tak było np. na wiosnę 2014 roku w gminie Lyski w powiecie rybnickim, gdzie pożary traw wywoływał młody członek jednej z lokalnych OSP, aby potem gasić ogień. Wiązało się to również z wypłacanym ekwiwalentem dla strażaków, który przysługuje przy każdym wyjeździe alarmowym. W wielu jednostkach jednak obecnie praktykuje się dobrowolne przekazywanie ekwiwalentu przez strażaków na potrzeby macierzystej jednostki. To skutecznie eliminuje podpalanie traw dla pieniędzy.
Ogień niszczy wszystko co żywe
Strażacy co roku apelują o rozsądek i zaprzestanie wypalania traw. Pożary traw nie użyźniają gleby, choć takie przekonanie funkcjonuje jeszcze w świadomości szczególnie starszych mieszkańców. Mało tego, ogień zabija wszystko co żyje w glebie i mogłoby ją użyźnić, czyli drobnoustroje, a także owady i dżdżownice. W trawach natomiast swoje schronienie mają małe zwierzęta, jak jeże, sarny, jaszczurki, zaskrońce, które niestety w wielu przypadkach giną w płomieniach. Podpalanie trawy dla głupiego żartu, z nudów i braku zajęcia musi być piętnowane, bo powoduje niepotrzebne zagrożenie i zaangażowanie strażaków.Szymon Kamczyk