Superlaski szyją maski
Żadna z nich nie jest wykwalifikowaną krawcową, a jeśli już któraś siedziała przy maszynie, to był to zazwyczaj „maluch” w postaci prostego „Łucznika”. Teraz przesiadły się do mercedesa i póki im wystarczy sił, nie zamierzają ściągać nogi z gazu. Bo na produkty pań z Gogołowej wszyscy czekają.
W Domu Kultury w Gogołowej od kilku tygodni działa pracownia krawiecka, która przygotowuje maski ochronne na potrzeby mieszkańców całego regionu. Szyją je nie krawcowe, tylko pracownice Gminnego Ośrodka Kultury i Rekreacji w Mszanie, któremu placówka w Gogołowej podlega. – Jako gmina górnicza korzystamy z darowizn Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Do tej pory zrealizowaliśmy jedenaście projektów na łączną kwotę 100 tysięcy złotych. Ostatni z nich to był projekt mający na celu stworzenie pracowni krawieckiej w Ośrodku Kultury w Gogołowej. Miała się ona zajmować szyciem strojów dla teatru, który u nas działa, członków zespołów wokalnych, dzieci, a także obrusów, zasłon i firan na potrzeby ośrodka. Dostaliśmy na ten projekt 22 tysiące złotych, z czego 18 tysięcy pochodziło z JSW – tłumaczy Rafał Jabłoński, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury i Rekreacji w Mszanie i dodaje, że do oficjalnego otwarcia pracowni, które było zaplanowane na 18 marca, nie doszło. – Gdy pojawiały się pierwsze przypadki zachorowań, zadzwonił do mnie wicewójt Błażej Tatarczyk, który zapytał czy nie wykorzystalibyśmy pracowni do szycia maseczek. Nie byliśmy jeszcze na to gotowi, bo choć maszyny już stały, nikt nie potrafił ich obsługiwać. Udało nam się jednak zorganizować szkolenie dla pracownic, które z ramienia fundacji przeprowadziła wykwalifikowana krawcowa Bernadeta Tyman. Nasz konserwator Alojzy Stencel znalazł w magazynie profesjonalne maseczki przeznaczone dla szpitali, które zakupiliśmy kiedyś z okazji biesiady poświęconej służbie zdrowia. Wzorowaliśmy się na nich, a resztę wiedzy pozyskaliśmy z internetu – dodaje szef GOKiR-u.
Wśród sprzętu, który trafił do Ośrodka Kultury w Gogołowej, znalazło się pięć przemysłowych maszyn krawieckich: dwie stebnówki (jednoigłowa i dwuigłowa), podszywarka, maszyna drabinkowa przeznaczona do tkanin lekkich, owerlock oraz nóż krajalniczy. – Tak profesjonalnego sprzętu nigdy nie widziałam. W domu nauczyłam się szyć na zwykłym „Łuczniku” mojej mamy. Zaczynałam od rozpruwania starych sukienek, z których pozyskiwałam materiały na spódnice i prochowców, z których szyłam plecaki dla siebie i koleżanek. Zawsze miałam zdolności artystyczne, więc wszystkie wzory i wykroje wymyślałam sama. Te maszyny mają ogromne możliwości, ale na razie szyjemy na nich proste maseczki, bo taka jest potrzeba – mówi Anna Kokot, która cieszy się, że pracownia powstała właśnie w tym czasie. – Ludzie nas teraz potrzebują, a my wzajemnie się wspieramy i szczerze ze sobą o zagrożeniach rozmawiamy. W tych trudnych chwilach jesteśmy razem i robimy dla innych dobre rzeczy – podsumowuje pani Ania.
Dla Aleksandry Wity, która na co dzień jest w GOKiR-ze kadrową, praca na tak nowoczesnym sprzęcie to jak przesiadka z malucha do mercedesa. – Do tej pory potrafiłam coś przeszyć córkom na starym „Łuczniku”, teraz siedzę przy maszynie, która rygluje, obcina nitki i ma wiele innych zalet, których jeszcze nie zdążyłam poznać. Materiału mamy sporo, ale wciąż brakuje nam gumek, które sukcesywnie trzeba zamawiać. Nie wszystkie nadają się do masek, więc nieraz musimy eksperymentować. Oprócz pomagania innym ta praca ma dla mnie wiele zalet. Gdy wychodzę do pracowni to nie mam czasu na śledzenie statystyk zachorowań i śmiertelności, choć nic tak do mnie nie przemawia jak liczby. Razem jest nam weselej, a Irena ma takie poczucie humoru, że rozładowuje całe napięcie. Wiele osób chciałoby do nas dołączyć, ale to nie jest takie proste. Dopóki jesteśmy w małej grupie i odizolowane, jesteśmy bezpieczne. Dopóki możemy szyć, będziemy to robić – tłumaczy pani Ola.
Dbająca o dobry nastrój w zespole instruktorka Irena Leśnikowska nigdy wcześniej nie szyła, ale zawsze chciała to robić. – Do pracy na nowym sprzęcie przyuczył nas przedstawiciel producenta maszyn, a Bernadeta Tyman pokazała nam jak radzić sobie z materiałem. Nasze maseczki są trzy- oraz czterowarstwowe. Szyjemy je z flizeliny i płótna i nadają się do wielokrotnego użytku. Pierwsi dostali je ratownicy medyczni, których wezwałam do kogoś z rodziny. Byli bardzo zadowoleni z prezentu i chwalili wykonanie. Na początku szyłyśmy codziennie. Teraz mamy ustalony przez dyrektora harmonogram i szyjemy na przemian co drugi dzień. Pomaga nam też szef, który kroi, odmierza i prasuje – chwali Rafała Jabłońskiego pani Irena.
Pierwsza partia maseczek trafiła już do Starostwa Powiatowego w Raciborzu, które rozdysponowało je w podległych sobie placówkach. Kolejne dostała przychodnia lekarska i Ośrodek Pomocy Społecznej w Mszanie, Fundacja JSW i Starostwo Powiatowe w Wodzisławiu Śląskim. Wszystkie panie zgodnie podkreślają, że nie ustaną w pracy, dopóki ich produkty nie trafią do wszystkich potrzebujących.Katarzyna Gruchot