Kręta droga ku powstaniu
W setną rocznicę wybuchu I powstania śląskiego warto przypomnieć o tym, że w Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska nie było jednomyślności co do wydania rozkazu rozpoczęcia walk. Było to pokłosiem walk frakcyjnych w dowództwie powstańczym. Dość jednomyślne były za to powstańcze doły. One chciały walczyć i w zasadzie to one wymusiły rozpoczęcie walk.
W listopadzie 1918 r. w gruzy sypało się Cesarstwo Niemieckie, wstrząsane porażką w I wojnie światowej oraz narastającą rewolucją robotniczą. Po 123 latach niewoli odradzała się niepodległa Polska. Te dwa czynniki stały się głównym motorem napędowym spraw, które rozegrały się na Górnym Śląsku w kolejnych latach.
Odgłosy listopadowych wydarzeń odbiły się szerokim echem zwłaszcza w dawnym niemieckim powiecie rybnickim, w skład którego wchodziła również Ziemia Wodzisławska. W powiecie tym, jak podkreśla Paweł Porwoł, historyk piszący o powstaniach śląskich na Ziemi Wodzisławskiej, wedle spisu narodowościowego z 1910 r. zamieszkiwało 106 045 Polaków. Wówczas było to prawie 81% ogółu mieszkańców powiatu. Powiat rybnicki był więc bastionem polskości, co przejawiało się w ilości organizacji konspiracyjnych, działających na jego terenie. Mowa tu przede wszystkim o Obronie Górnego Śląska, założonej na przełomie lipca i sierpnia 1918 r. przez braci Mikołaja i Józefa Witczaków z Jastrzębia. Organizacja ta działała głównie w okolicach Jastrzębia, ale były też inne organizacje. W okolicach Rybnika, jak wskazuje Porwoł, młodzież polską gromadził wokół siebie Ludwik Piechoczek, a w Rydułtowach bracia Józef i Jan Bułowie oraz Józef i Wilhelm Połomscy. Oczywiście różnych organizacji, w tym Towarzystw Sokół, było więcej. Wkrótce te luźne organizacje weszły w skład Głównego Komitetu Wykonawczego Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska, który powstał 11 stycznia 1919 r. choć wedle innych źródeł, POW Górnego Śląska miała powstać jeszcze w grudniu 1918 r. w Rydułtowach.
Górnicza beczka prochu
Wielu członków organizacji konspiracyjnych było górnikami śląskich kopalń. Ludwik Grzegorzek oceniał, że „Śląska organizacja wojskowa w 90% składała się z ludzi pracujących na roli oraz z robotników górniczych i hutniczych.” Cytowany przez Porwoła Ludwik Piechoczek, jeden z przywódców późniejszych walk, zapewniał, że „większość organizatorów pracowała w kopalniach. Po pracy szli do domów zjednywać ochotników. Najpodatniejszym miejscem agitacji były kopalnie. Tam głęboko pod ziemią szerzył się ruch konspiracji POW”. A w kopalniach grunt był szczególnie podatny. W powiecie rybnickim na przełomie 1918 i 1919 r. niemal bez przerwy panowała sytuacja strajkowa. Strajkowały m.in. kopalnie „Emma” („Marcel”), „Anna”, „Charlotte” („Rydułtowy”), „Donnersmarck” („Chwałowice”), „Romer” („Rymer”) oraz wiele innych. Górnicy żądali podwyżek, później również zaniechania terroru, jakie szerzyły na Górnym Śląsku niemieckie bojówki tzw. Freikorpsy. Dodatkowe wzburzenie powodował fakt zwalniania Ślązaków z pracy w kopalniach i hutach, by na ich miejsce zatrudniać byłych członków Freikorpsów. Zaangażowanie Ślązaków w konspirację było, jak pisał później jeden z powstańców, Teofil Łaciok ze Skrbeńska „buntem przeciwko trwającej przez długie wieki niewoli, było wyrazem potęgującej się nienawiści do pruskich ciemiężycieli, obszarników, kapitalistów i urzędników...”
Pięć tysięcy gotowych do walki. Z tysiącem karabinów
POW działała w każdym powiecie Górnego Śląska. Rybnicka POW była jednak w pewnym sensie wyjątkowa. Jak wskazuje Porwoł, była ona niezależna politycznie od reszty tej organizacji. Główny Komitet Wykonawczy POW nie cieszył się pełnym zaufaniem rybnickich konspiratorów, co było pokłosiem wielkiej polityki. W odradzającej się Polsce trwał konflikt polityczny między endekami z Poznania, a piłsudczykami z Warszawy. Główny Komitet Wykonawczy POW podporządkowany był Dowództwu Głównemu Wojsk Wielkopolskich. Rybniccy konspiratorzy bardziej sympatyzowali z Warszawą. W każdym razie rybnicka POW rozwijała się inaczej niż POW w pozostałych śląskich powiatach. W powiecie rybnickim odstąpiono od zasady wyznaczonej przez Główny Komitet Wykonawczy, w myśl której powiat powinien dzielić się na obwody, a te na punkty organizacyjne. W rybnickiej POW stworzono strukturę ściśle wojskową. Powołano dwa Pułki Strzelców Rybnickich. I Pułkiem (północnym) dowodził Józef Michalski z Wodzisławia, II Pułkiem (południowym) dowodził wspomniany już Mikołaj Witczak z Jastrzębia Zdroju. Obie te formacje liczyły prawie 5,5 tys. ludzi, co stanowiło ¼ wszystkich sił POW Górnego Śląska. I Pułk Michalskiego liczył 2287 ludzi. II Pułku był znacznie liczniejszy, Witczak miał bowiem pod komendą 3150 ludzi. Gorzej było z uzbrojeniem. Oba pułki miały na wyposażeniu raptem 2 karabiny maszynowe, 980 karabinów ręcznych i 850 granatów.
Obozy w Piotrowicach i Strumieniu
Masowość ruchu sprawiała, że zasady konspiracji nie zawsze były przestrzegane. Zaczęły się mnożyć zatrzymania, a aresztowanym władze niemieckie stawiały zarzut zdrady stanu, za co groziła śmierć. Coraz częściej więc konspiratorzy zaczęli przekraczać granicę, uciekając na tereny Śląska Cieszyńskiego, którego status zresztą też był ciągle niejasny, wskutek napaści wojsk czechosłowackich. W każdym razie część tej krainy po zaprzestaniu czechosłowacko-polskich walk i wyznaczeniu 5 lutego 1919 r. linii demarkacyjnej, została na razie w granicach Polski. I w tej części, bezpośrednio graniczącej z Górnym Śląskiem, zaczęto tworzyć obozy dla konspiratorów – by stąd kierować dalszą konspiracją – w Strumieniu oraz Piotrowicach. Dziś Piotrowice leżą w granicach Czech, a my znamy je pod nazwą Petrovice u Karvine. Sąsiadują z gminą Godów, z którą zresztą łączy je formalne partnerstwo.
Dwie głowy jednej organizacji
Wkrótce obozy, a zwłaszcza bliższy Ziemi Wodzisławskiej obóz w Piotrowicach wypełniły się setkami konspiratorów, którzy uchodzili tu przed niemieckim terrorem. W Piotrowicach powstało Dowództwo Główne POW Górnego Śląska z Alfonsem Zgrzebniokiem, jako komendantem POW i Józefem Bułą jako szefem sztabu na czele. Nawiązało ono kontakt z komórkami POW działającymi w południowej i południowo-wschodniej części Górnego Śląska. Dowództwo Główne w Piotrowicach powstało wobec planów likwidacji Głównego Komitetu Wykonawczego POW w Bytomiu i miało być tymczasowym sztabem POW. Tyle, że do rzeczywistej likwidacji ostatecznie nie doszło, zaś piotrowicki ośrodek dowodzenia, siłą rzeczy, stał się konkurencyjny względem Głównego Komitetu Wykonawczego POW znajdującego się w Bytomiu, któremu przewodził wówczas Józef Grzegorzek z Marklowic. Podwójne dowództwo nie wpływało dobrze na działalność całej POW. Z jednej strony Główny Komitet Wykonawczy w Bytomiu starał się utrzymać dowództwo nad całą POW Górnego Śląska, z drugiej strony rybnicka POW, której komendantem powiatowym był Ludwik Piechoczek skłaniała się ku Dowództwu Głównemu w Piotrowicach, złożonemu głównie z ludzi z powiatu rybnickiego. Swoi dążyli ku swoim. Tymczasem sytuacja komplikowała się coraz bardziej. Narastający ze strony Niemców terror oraz inwigilacja środowiska konspiratorów groziły rozbiciem POW. Wśród członków organizacji, zwłaszcza tych przebywających w obozach, rosło zniecierpliwienie. Chcieli walczyć. Tymczasem data rozpoczęcia walk była co rusz przekładana. Jak wskazuje Porwoł, po odwołaniu walk w kwietniu, a następnie w czerwcu 1919 r. zaistniała groźba niekontrolowanego wybuchu powstania. Sytuacja zaostrzyła się po podpisaniu 23 czerwca 1919 r. Traktatu Wersalskiego, w myśl którego o losach Górnego Śląska miał zdecydować plebiscyt, co de facto oznaczało dalsze odwlekanie sprawy na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Utrata wpływów
Rosło zniecierpliwienie członków POW, rosło również zamieszanie w dowództwie. W lipcu Dowództwo Główne POW przeniosło się z obozu w Piotrowicach do obozu w Strumieniu. Jednocześnie Alfons Zgrzebniok zaczął szukać wsparcia w Warszawie a także Poznaniu, przez co utracił samodzielność. Warszawa, zaangażowana w konflikt o granice wschodnie, nie chciała wybuchu powstania na Górnym Śląsku. Tymczasem bytomski Główny Komitet Wykonawczy POW, który do tej pory nie miał wielkiego wpływu na rybnickich członków POW, wykorzystał ich zniecierpliwienie, wynikające z odwlekania terminu wybuchu powstania i braku pomocy ze strony Warszawy. Grzegorzek i jego ośrodek dowodzenia, zaczął umacniać swoją pozycję względem Zgrzebnioka i jego ośrodka dowódczego.
Wrzenie w Piotrowicach
W sierpniu sytuacja stała się niezwykle dynamiczna. Na początku tego miesiąca Zgrzebniok i Buła wyjechali ze Strumienia do Warszawy, dokąd zostali wezwani przez Józefa Piłsudskiego. Pod ich nieobecność 11 sierpnia w Bytomiu odbyła się narada komendantów powiatowych POW. Naczelnikiem POW został Grzegorzek. Ponadto zażądano tam od Dowództwa Głównego w Strumieniu wydania rozkazów do wybuchu walk, co być może było również pokłosiem wieści płynących z najbardziej uprzemysłowionej części Górnego Śląska, w której właśnie 11 sierpnia rozpoczął się strajk generalny. Do Strumienia wysłano delegację Głównego Komitetu Wykonawczego z Bytomia, która miała przekazać tę decyzję. O jej realizacji przez dowództwo w Strumieniu nie mogło być jednak mowy, głównie ze względu na wspomnianą nieobecność Zgrzebnioka i Buły. Delegaci pojechali więc 14 sierpnia do drugiego obozu, w Piotrowicach, gdzie dowodził Maksymilian Iksal z Turzy. A obóz w Piotrowicach wrzał. Ludzie rwali się do walki. Tam wyznaczono pięcioosobowe dowództwo z Iksalem na czele, gotowe i chętne do walki.
Sprzeczne decyzje
Tyle, że naczelnik POW Józef Grzegorzek zaczął sobie zdawać sprawę z faktu, że cała POW nie jest gotowa do powstania, w dodatku znał stanowisko Warszawy sprzeciwiającej się wybuchowi walk. Ale na ich wstrzymanie było już za późno. 16 sierpnia Grzegorzek pojawił się więc w Strumieniu z propozycją ujednolicenia działań. W tym samym dniu z Warszawy wracali Zgrzebniok i Buła. Będąc w drodze powrotnej, w Sosnowcu dowiedzieli się o przygotowaniach do walk. Stamtąd Buła ruszył do Strumienia by wstrzymać rozpoczęcie powstania, a następnie jeszcze tego samego dnia z Grzegorzkiem pojechał do siedziby Głównego Komitetu Wykonawczego POW w Bytomiu, by tam również przekonać pozostałych dowódców do wstrzymania działań zbrojnych. W pośpiechu zapomniano o obozie w Piotrowicach i gotowych do rozpoczęcia działań ludziach Iksala. Co gorsza, Buła i Grzegorzek po przekroczeniu granicy polsko-niemieckiej zostali zatrzymani około godz. 20.00 na dworcu kolejowym w Pawłowicach przez Niemców. Niemcy wiedzieli o istnieniu obozów w Strumieniu i Piotrowicach i opletli nadgraniczne tereny siatką szpiegów. Wiedzieli o podróży Grzegorzka i Buły. Obaj ostatecznie więc nie dotarli do Bytomia, gdzie oczekiwano zwłaszcza powrotu Grzegorzka. W tej sytuacji 17 sierpnia o godz. 11.00 w Bytomiu zebrał się Główny Komitet Wykonawczy, który zdecydowało o rozpoczęciu powstania. Tyle, że na południu Górnego Śląska, w Gołkowicach, Skrbeńsku i Godowie trwało ono już od kilku godzin…Artur Marcisz, korzystałem z opracowań Pawła Porwoła, wspomnień Józefa Grzegorza i kroniki Teofila Łacioka