Mieszkańcy sami posprzątali zapuszczony śmietnik
Grupa sąsiadów nie mogła już spokojnie patrzeć na niewywiezione śmieci pod oknami swojego bloku. Skrzyknęli się i sami posprzątali. - W 1,5 godziny zrobiliśmy to, czego nie mogliśmy doprosić się miejskich urzędników i firmy odbierającej śmieci - mówi inicjator akcji Mateusz Góral.
RYDUŁTOWY Śmietnik przy ul. Korfantego w Rydułtowach. W ostatnim czasie wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy. A wszystko przez zalegające hałdy odpadów, które nie zostały wywiezione. - Wszyscy płacimy krocie za śmieci, jednak od dłuższego czasu jako mieszkańcy nie mogliśmy doprosić się posprzątania, wywiezienia odpadów i wielkich gabarytów oraz zamontowania bramki do śmietnika. Ostatnio też urwały się kółka w kuble i śmieci wysypywały się dookoła. Firma Naprzód i komunalka nie potrafiły tego posprzątać i wymienić kubła, mimo wielokrotnych interwencji sąsiadów - opisuje sytuację Mateusz Góral, który jest mieszkańcem bloku przy Korfantego i jednocześnie radnym powiatowym.
Wiązanka zamiast kubła śmieci
Mieszkańcy mieli dość tej sytuacji i bałaganu pod oknami, dlatego postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Sami zakasali rękawy i wzięli się do pracy. Walające się śmieci spakowali do worków, żeby był porządek. - Zalegały tam różne odpady. Znaleźliśmy nawet strzykawkę. Przecież w pobliżu jest plac zabaw. Ile mieliśmy czekać? Aż zbiorą się tu szczury? - pyta radny Mateusz Góral. Dodaje, że część śmieci spakowali do samochodu i wywieźli do Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych. - Początkowo plan był nawet taki, że w ramach protestu zawieziemy te śmieci pod urząd miasta, ale ponieważ była sobota, 1 września, a więc rocznica wybuchu II wojny światowej, to doszliśmy z sąsiadami do wniosku, że lepiej kupić wiązankę kwiatów i złożyć ją pod pomnikiem Walki i Zwycięstwa, a śmieci wywieźć na PSZOK. Tak to niestety jest, że wszyscy chcieliby chodzić w białych koszulach, byle nie zbrudzić rąk ciężką pracą. Ja i moi sąsiedzi pracy się nie boimy, więc posprzątaliśmy, żeby było ładnie i bezpiecznie - stwierdza.
„Mieszkańcy zastawili wjazd”
Co na to miasto? Urzędnicy tłumaczą, że rozpoznali problem i okazuje się, że jest on złożony. W pierwszej kolejności sprawdzono, czy firma Naprzód odbierała odpady w terminie. Okazuje się, że pracownicy Naprzodu byli na miejscu, ale dojazd na śmietnik był niemożliwy, bo mieszkańcy zatarasowali go swoimi samochodami. Tak było dwukrotnie, stąd nagromadzenie odpadów. - W tej sytuacji zdecydowaliśmy, że ustawimy przy gnieździe na odpady znak „zakaz parkowania”. Zależy nam, by rozwiązać problem - mówi burmistrz Kornelia Newy. Taki znak zakazu będzie podstawą do tego, by interweniować w sytuacji, gdy dojazd do śmietnika znów zostanie zablokowany. Co więcej - sam śmietnik zostanie specjalnie obudowany. Pojawi się zamykana krata. To ma wpłynąć nie tylko na większy porządek, ale przede wszystkim na to, by nikt spoza mieszkańców nie wyrzucał tam śmieci. Na gorącym uczynku przyłapano bowiem kobietę, która podrzucała opady. Interweniowała straż miejska.
Nieco inaczej sprawę widzi radny Mateusz Góral. - W urzędzie obiecano mi, że gniazdo na odpady zostanie posprzątane, w piątek rano na pewno nie był zablokowany dojazd, ale śmieci dalej zalegały - zaznacza.
Urzędnicy podkreślają, że sprawdzili też co z wywozem wielkogabarytów. Mówią, że były odebrane w terminie. Sęk w tym, że mieszkańcy wyrzucają też takie odpady, które powinni sami wywieźć na PSZOK - np. budowlane czy elektrośmieci. Takich odpadów wyłonione w przetargu firmy nie odbierają spod bloków i posesji. (mak)