Na wstępie Magdalena Kulok Dziennikarka Nowin Wodzisławskich
Przedwyborcza gorączka
W niedzielę - na potrzeby korowodu dożynkowego - sołtys wsi Nieboczowy przebrał się za doktora. Nieco mnie tym zainspirował. Na chwilę też wcielę się w rolę lekarza. Nie bez powodu. Widzę, że szerzy się tajemniczy wirus o umownej nazwie „przewyborcza gorączka”. Symptomy? Nerwowość, podejrzliwość i - przede wszystkim - wmawianie innym, że „na pewno coś knują”.
Dlaczego o tym piszę? Im bliżej wyborów samorządowych, tym częściej od osób - które nie kandydują - słyszę historie typu: „X kandyduje na radnego i obraził się na mnie, bo rozmawiałem jego kontrkandydatem. Dodam, że rozmawialiśmy o wakacjach”, „Y ma do mnie żal, bo podałem rękę pani X, a ona też kandyduje”, „Z się na mnie obraził, bo widział na facebooku, że polubiłem zdjęcie pana Y”. Sama - jako dziennikarka, spotykam się z podobnymi sytuacjami. Próbami wmówienia, że nasze - dziennikarzy - autonomiczne wybory co do tematów czy treści artykułów, są podszyte wyborczymi intencjami. Tymczasem - powiedzmy to sobie szczerze - nas interesują wyłącznie tematy, i to ciekawe tematy. I tak pozostanie - niezależnie od tego, czy włodarzem będzie X czy Y.
Recepta? Więcej luzu, empatii i zdrowego rozsądku. Drodzy obecni lub przyszli samorządowcy! W pełni rozumiem, że staracie się o miejsca w radach miast, gmin czy powiatu, albo o fotele wójtów, burmistrzów czy prezydenta. Ale to wcale nie oznacza, że wszyscy dookoła żyją tym tak samo mocno i że podporządkowują swoje postępowanie wyborom samorządowym. Jeśli sądzicie inaczej, to może najwyższy czas przewartościować myślenie.