Upamiętnili ofiary II wojny światowej
GOŁKOWICE 1 września, w 79. rocznicę wybuchu II wojny światowej odbyło się poświęcenie tablic z nazwiskami mieszkańców tej miejscowości, którzy zginęli w czasie tego najdramatyczniejszego konfliktu w dziejach ludzkości, rozpoczętego napaścią Niemiec na Polskę. Tablice stanęły obok obelisku upamiętniającego ofiary lat 1914-1922 i 1939-1945, który przeniesiono ze skrzyżowania ul. 1 Maja i Cmentarnej na skwer przy Ośrodku Kultury. Obelisk przeniesiono ze względu na przebudowę skrzyżowania. Przy okazji został poddany renowacji.
Obok obelisku postawiono dwie okazałe tablice, na których znajdują się imiona i nazwiska 99 mieszkańców Gołkowic, których zabrała II wojna światowa, czyli tych, którzy zginęli zarówno w szeregach walczących armii, jak i jako osoby cywilne - tak w czasie walk lub w ich następstwie, jak i w wyniku represji. Pomysł wyszedł od Antoniego Tomasa, przewodniczącego rady gminy w Godowie, zarazem mieszkańca Gołkowic. - Poprzez ogłoszenia zarówno w parafii katolickiej, jak i ewangelicko-augsburskiej, zwróciliśmy się do mieszkańców o podanie osób, które zginęły w czasie wojny. Odzew okazał się spory. Oczywiście nazwiska były weryfikowane – wyjaśnia Tomas, który nie ukrywa, że wzorował się na przykładzie sąsiedniego Skrzyszowa. Przed rokiem w podobny sposób upamiętniono tam skrzyszowian, którzy zginęli w czasie II wojny światowej. Tomas przyznaje, że podczas rozmów z mieszkańcami poznał wiele dramatycznych historii. - Wiele z nich nadawałoby się na scenariusz dramatu – mówi.
Poświęcenie tablic zostało poprzedzone mszą świętą, która odbyła się w kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Zarówno msza, jak i krótkie nabożeństwo przy pomniku miały charakter ekumeniczny. Wzięli w nich udział zarówno kapłani katoliccy, proboszcz ks. Adam Baron i goszczący w parafii ks. Wojciech Drobiec, jak i pastor kościoła ewangelicko-augsburskiego ks. Daniel Ferek. W uroczystości przy pomniku wzięło udział kilkudziesięciu mieszkańców. Edward Undas, rocznik 1926, przyszedł wspominać swojego ojca Franciszka Undasa. - Ojciec zginął na Bałkanach, w Serbii, podczas walk z partyzantami. Został powołany do wojska w 1943 roku. Miał 39 lat. Trzy tygodnie po nim, powołano do wojska również mnie. Miałem niespełna 17 lat i więcej szczęścia niż ojciec, bo wysłano mnie do Norwegii, a tam było dość spokojnie – wspomina Edward Undas. (art)