Wanda Bukowska – scenarzystka, reżyserka, nauczycielka. Twórczyni Vladislavii
Pochodzi z Częstochowy, ale swoje miejsce znalazła w Wodzisławiu Śląskim. Dotarła tu, przemierzając w dramatycznych okolicznościach pół świata.
Przeżyła zesłanie na Ural i do Kazachstanu, obóz pracy, pobyty w domach dziecka, II wojnę światową, utratę obojga rodziców. Przeszła długą i niewyobrażalnie ciężką drogę, zanim jako 18-latka rozpoczęła pracę z młodzieżą. Wszystko to, czego wcześniej doświadczyła, ukształtowało jej wrażliwość artystyczną, nauczyło życiowego sprytu, determinacji oraz czerpania wiedzy i radości z każdego dnia. Choć nie jest rodowitą wodzisławianką, identyfikuje się z tą ziemią i ludźmi, którzy tutaj mieszkają. – Po wielu latach tułaczki po świecie odnalazłam dla siebie stałe miejsce. Całym sercem jestem oddana mojemu miastu, w którym od 55 lat mieszkam – mówi Wanda Bukowska, którą z całą stanowczością można nazwać matką wodzisławskiego folkloru.
Artystyczny duch rodzinny
Wanda Bukowska urodziła się 30 listopada 1930 r. w Częstochowie jako jedyne dziecko Marii i Józefa Slanarzów. To właśnie rodzice zaszczepili w niej artystyczną żyłkę. – Mama i tata często wychodzili do teatru, na różnego rodzaju sztuki. Kiedy wracali, zawsze mi opowiadali o czym było przedstawienie, jak poruszali się artyści na scenie. Byłam oczarowana tymi historiami i marzyłam, żeby w przyszłości zostać jedną z takich artystek, o jakich mi opowiadali – wspomina pani Wanda.
Jej mama bardzo lubiła folklorystyczne ubrania. Dlatego przy każdej nadarzającej się okazji ubierała córkę w stroje ludowe. – Szczególnie upodobała sobie strój krakowski – dodaje. Również jej ojciec wykazywał zdolności plastyczne. Ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Monachium, a jego wielką pasją było malarstwo. Mała Wanda niejednokrotnie pozowała swojemu tacie. – Siedziałam praktycznie bez ruchu, a tata mnie malował. Miał takie marzenie w stosunku do mnie, że kiedy dorosnę, zostanę znaną polską malarką. Cóż, II wojna światowa inaczej pokierowała moim losem i zamiast malarką obrazów zostałam malarką tańca i ruchu scenicznego – mówi pani Wanda.
Samotność, głód i obczyzna
Ojciec Wandy Bukowskiej, Józef Slanarz, był oficerem Wojska Polskiego. We wrześniu 1939 r. dostał się do niemieckiej niewoli. Trafił do oflagu VIIa w Murnau w Bawarii – obozu jenieckiego dla polskich oficerów. Jego żona wraz z kilkuletnią Wandą przeniosły się na Białoruś do miasta Słonim, które przed wrześniem 1939 r. znajdowało się w granicach II RP, a na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow przypadło Związkowi Radzieckiemu. Pani Wanda nie pamięta kiedy dokładnie wraz z matką przeniosła się na zachodnią Białoruś. Pamięta jedynie, że w nocy z 9 na 10 lutego 1940 r. NKWD wywiozło ją i jej matkę ze Słonimia na Ural. – Był to bardzo trudny czas dla mojej rodziny – mówi pani Wanda. Ale w tych ciężkich chwilach potrafiła odnaleźć promyki radości. Przez kilka miesięcy należała do uralskiego kółka baletowego. Dzięki temu poznała zwyczaje, obrzędy, tańce i muzykę Rosjan, Ukraińców, Kazachów i Uzbeków. W połowie października 1941 r. matkę i córkę przewieziono do południowego Kazachstanu. Tam w 1943 r. w niewoli zmarła Maria Slanarz. – Moja mama była więziona, ponieważ nie wyrzekła się swojej polskości – mówi ze wzruszeniem Wanda Bukowska.
Po śmierci matki kilkunastoletnia Wanda została sama w Kazachstanie. Tułała się po ulicach Turkiestanu. By nie umrzeć z głodu, pracowała w sowchozie. – Zapłatą za całodniową pracę była miseczka zupy i kawałek chleba – mówi. Po trzech miesiącach trafiła do miejscowego domu dziecka, gdzie spędziła resztę wojny. Dopiero w czerwcu 1946 r. wróciła do Polski. – Radość z tego, że wracam do ojczyzny była niewyobrażalna. Wszystkie sieroty wojenne były przewożone w wagonach towarowych. W każdym około 50 – 60 dzieci, a wagonów było około 40. Cała podróż trwała bardzo długo, bo około 2 miesięcy – wspomina po latach pani Wanda. Dodaje, że jednym z najszczęśliwszych momentów tamtych lat była chwila, gdy wraz z innymi dziećmi dotarła do Przemyśla i usłyszała dzwony kościelne. – Rzuciliśmy się na kolana, zaczęliśmy płakać i modlić się – mówi ze wzruszeniem. Ojciec pani Wandy został oswobodzony z oflagu wraz z innymi oficerami przez wojska amerykańskie. W niewoli się rozchorował i wymagał opieki, którą zapewniła mu siostra. Ta zabrała go do Londynu, gdzie zmarł na raka w 1960 r. Został pochowany na cmentarzu w Londynie. Za wybitne zasługi wojenne został odznaczony orderem Virtuti Militari.
Pierwsza praca i pierwsze osiągnięcia
Wanda Bukowska po dotarciu do Polski zamieszkała w Państwowym Domu Dziecka w Kwidzynie. Nie miała kontaktu z ojcem. Nie wiedziała czy przeżył wojnę i gdzie jest. W Kwidzyniu ukończyła Liceum Pedagogiczne. Już jako 18-latka została skierowana do pracy w Szkole Podstawowej w Bągarcie na Pomorzu. Uczyła dzieci polskich tańców. – To była moja pierwsza praca. To oznacza, że już ponad 70 lat przeżyłam, pracując z dziećmi i młodzieżą w kulturze – zauważa z uśmiechem pani Wanda. Następnie w latach 1950-51 pracowała w Szkole Podstawowej w Dzierzgoniu. Przez kilka następnych lat była zatrudniona w Szkole Podstawowej w Miniętach, realizującej program nauczania w zakresie klas I-IV. W tym okresie wyszła za mąż za Aleksandra Bukowskiego – pracownika PKP – i jako Wanda Bukowska w 1954 r. została ponownie zatrudniona w Szkole Podstawowej w Dzierzgoniu w charakterze nauczycielki języka rosyjskiego. W tamtejszej świetlicy Zakładów Betoniarskich założyła i prowadziła dziecięcy zespół tańca. Po likwidacji świetlicy zorganizowała podobny zespół w szkole podstawowej. Chcąc zdobyć wiedzę w zakresie choreografii, brała udział w szkoleniach kierowników zespołów tanecznych organizowanych w Wojewódzkim Domu Twórczości Ludowej w Gdańsku. Dzięki ciężkiej pracy, poświęceniu i zaangażowaniu otworzyła szkolny zespół tańca, zajmujący corocznie w eliminacjach pierwsze miejsca w powiecie sztumskim i województwie gdańskim. W Dzierzgoniu pracowała do końca roku szkolnego 1962/63. – W ciągu 15 lat pracy w Dzierzgoniu miałam wiele sukcesów i otrzymałam liczne nagrody za autorskie programy artystyczne prezentowane na różnorodnych przeglądach – mówi Wanda Bukowska. W 1960 r. za swoją pracę na polu rozwijania uzdolnień artystycznych dzieci otrzymała nagrodę Ministerstwa Kultury i Sztuki.
Trudne początki w Wodzisławiu Śl.
W 1963 r. wyjechała z Pomorza i wraz z rodziną trafiła do Wodzisławia Śl., w którym do pracy został przeniesiony jej mąż. – Muszę przyznać, że początki życia w Wodzisławiu były dla mnie bardzo trudne. Cztery lata starałam się o zatrudnienie w tutejszych szkołach i stale spotykałam się z odmową. W międzyczasie dostałam angaż w Szkole Podstawowej w Radlinie-Obszarach. Jako że mąż pracował już w Rybniku, to moi dwaj synowie przez cały ten czas byli sami i chodzili z kluczami na szyjach po mieście – wspomina tamte chwile Bukowska. W końcu 1967 r. otrzymała propozycję pracy w Szkole Podstawowej nr 5 w Wodzisławiu Śl. – W tym samym czasie dostałam także propozycję objęcia funkcji dyrektora w radlińskiej podstawówce.
Najważniejsze były jednak dla mnie moje dzieci, chciałam poświęcać im więcej czasu, więc postanowiłam przyjąć pracę w Wodzisławiu – mówi pani Wanda. Jak wspomina, w wodzisławskiej SP nr 5 czuła się bardzo dobrze. Prócz nauczania dzieci, prowadziła również szczep harcerski i kółko taneczne.
Po 10 latach spędzonych w SP nr 5 rozpoczęła pracę w wodzisławskim I Liceum Ogólnokształcącym im. 14 Pułku Powstańców Śląskich. – Ucząc w tej szkole, miałam większe możliwości do działalności artystycznej i społecznej. W pomieszczeniach piwnicznych urządziłam harcówkę dla harcerzy wyposażoną w sprzęt „nieokorowany z lasu”. Na klockach i drewnianych szczebelkach rosły grzyby, pędy nowych gałązek i liści. Dzięki temu pomieszczenie było bardzo przytulne i pachniało naturą. W tym miejscu młodzież zbierała się i dzieliła się ze mną swoimi kłopotami i radościami – mówi pani Wanda.
Vladislavię założyła na prośbę uczniów
Jej uzdolnienia artystyczne szybko zostały dostrzeżone i kiedy tylko wybudowano wodzisławski dom kultury, zaczęła prowadzić w nim zespół baletowy i kółko folklorystyczne. W międzyczasie została powołana na stanowisko powiatowego konsultanta do spraw folkloru. Dzięki temu poznała młodzież całego powiatu wodzisławskiego. Jej zadaniem było przygotowywanie repertuaru artystycznego na dożynki powiatowe. – Z czasem doradzono mi, abym skupiła się na folklorze, ponieważ wychodziło mi to najlepiej. Jest to dziedzina kultury, którą czuję bardzo dobrze, a zawdzięczam to mojemu ojcu. On uczulał mnie na piękno i naturę. Do dziś staram się, aby wszystko, co robię, było bliskie prawdy. I tak jest też w tańcu. Trzeba tańczyć każdą cząstką ciała, pokazać to, co się czuje – zauważa Wanda Bukowska.
Jej zespół cieszył się coraz większą renomą. – Przyszła do mnie młodzież ucząca się w I LO i zaproponowała, byśmy zrobili coś nowego – wspomina pani Wanda. I tym sposobem 2 grudnia 1982 r. został założony Zespół Pieśni i Tańca Ziemi Wodzisławskiej. – Nazwę postanowiliśmy zmienić w 1995 r. po powrocie z Serbii. Wielu naszych zagranicznych przyjaciół miało problem z wypowiedzeniem naszej nazwy. Prosili o coś prostszego – wyjaśnia Wanda Bukowska. Nazwę zaczerpnęła z historii ziemi wodzisławskiej. – Doszukałam się rodowodu tej ziemi i tak powstała Vladislavia – wspomina.
Dzieło życia
Wanda Bukowska przez wiele lat, z wielkim poświęceniem pracowała jako instruktorka, choreografka i reżyserka. Sama wychowała trzy pokolenia tancerzy i instruktorów. Przygotowywała nie tylko choreografie, ale również szyła stroje dla artystów. – Kiedyś w Polsce była bieda, a w sklepach wiało pustką. Co więc miałam wtedy robić? Szukałam ratunku gdzie się tylko dało. Najpierw pomogła kopalnia Anna w Pszowie, przy której funkcjonował zespół śląski. Wzięłam od nich stroje, ale okazało się, że są przeżarte przez mole. Zabrałam i poleciłam członkom zespołu, aby ubierali je tak, aby nie było widać dziur – śmieje się po latach pani Wanda. Później „w ruch” poszła garderoba założycielki Vladislavii – kolorowe spódnice, żakiety, płaszcze. Zbierała też rzeczy od znajomych. – Prułam i szyłam, a stroje powstawały z niczego. Szyłam je nocami tak, że w całym bloku było słychać stukanie maszyny. Bałam się, że sąsiedzi się zdenerwują. Ale stroje uszyte przeze mnie służą artystom do dziś – mówi z dumą.
Zespół przez wszystkie lata swojej działalności prezentował się na wielu scenach międzynarodowych. Wraz z rosnącą popularnością Vladislavii propozycji wyjazdów było coraz więcej. Dzięki działalności Wandy Bukowskiej zespół mógł promować miasto, powiat, ale i kraj. – Za pomocą zespołu pokazałam wszystkim, że polski folklor, szczególnie ten z naszego regionu, jest piękny i bardzo bogaty – dodaje. Spod jej ręki wyszły takie programy artystyczne prezentowane przez Vladislavię jak, „Pastorałkowe odwiedziny”, „Na spotkanie wiośnie”, „Dyngus kujawski”, „Noc świętojańska”, „Dawne i współczesne dożynki”, „U górników – przy sobocie o robocie” oraz cykliczne programy „W kręgu przyjaciół”. – Wszystkie te programy cieszyły się i do dziś cieszą uznaniem wśród publiczności – mówi pani Wanda.
Nagrody i wyróżnienia
Wanda Bukowska swoją miłością do folkloru zaraziła wielu ludzi, ucząc ich i wychowując. Zespół Vladislavia to jej całe życie. Jemu poświęciła każdą chwilę. – Kiedy wyszłam za mąż, założyłam własną rodzinę. Urodziłam dwójkę synów, ale Vladislavię traktuję jak moją córkę – podkreśla. Za swoją pracę otrzymała liczne wyróżnienia m.in.: Złoty Krzyż Zasługi, odznakę Zasłużony Działacz Kultury, medal Za Zasługi dla Chorągwi ZHP Katowice i odznakę Przyjaciel Dziecka. Jest laureatką Złotej Superaty oraz Złotego Wawrzyna (wraz z zespołem Vladislavia). Otrzymała również nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za 60-lecie pracy.
Justyna Koniszewska