Życie rok po tragedii
W hali Międzynarodowych Targów Katowickich gołębie wystawiało około 20 hodowców z okręgu Śląsk-Południe, który ma siedzibę w Wodzisławiu. Nikt z nich nie zginął, chociaż tragizm tamtych wydarzeń będzie im towarzyszył do końca życia.
– Takich chwil się nigdy nie zapomina. Mam to ciągle w pamięci. Siedzę w domu i mam wrażenie jakby to się teraz waliło – mówi Mieczysław Skupień, prezes ds. finansowych Oddziału Mszana Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych.
W hali był wspólnie z czterema kolegami. Tuż przed tragedią odeszli na bok napić się piwa. Nagle potężny huk, zgasło światło, rozległ się krzyk. Udało się sforsować zamknięte wyjścia awaryjne i wyjść na zewnątrz. Chcieli wracać, by ratować innych, jednak służby porządkowe ich już nie wpuściły. Udało się to Januszowi Kosidrowi z Mszany. Z zawalonego budynku zdołał wyciągnąć trzy osoby. Przeżył, ponieważ w czasie katastrofy przebywał w pawilonie bocznym.
Hodowcy ani przez moment nie zapomnieli o zabitych kolegach i ich rodzinach. Zorganizowali zbiórkę pieniędzy. Wspominają ich przy okazji kolejnych zawodów lotowych oraz innych imprez organizowanych w ramach PZHGP. Podobnie jak wielu Polaków, nie rozumieją dlaczego do tej pory nie ukarano winnych tragedii a rodziny ofiar muszą walczyć w sądzie o należne odszkodowania.
– To powinno być dawno załatwione. Przecież są osoby odpowiedzialne za tę katastrofę. Udowodniono im zaniedbania a mimo to rodziny nadal są pomijane. Wielu pozostawiono samym sobie. Powołana niedawno fundacja ofiar katastrofy może coś zmieni, ale na pewno nie załatwi problemu – mówią oburzeni hodowcy.
Dodają, że w tym roku wystawa odbyła się w Gdańsku. Nie pojechali. Jak mówią, to za daleko.
(raj)