Bałagan się nie skończył
Dwa tygodnie temu ulewa doszczętnie zniszczyła im mieszkania. Mieli nadzieję, że ekipa remontowa się opamięta i dostatecznie zabezpieczy dach. Niestety, woda podczas weekendu znowu zalała mieszkania. Te, które podczas wcześniejszych opadów mniej ucierpiały teraz nadają się już tylko do generalnego remontu.
Halina i Józef Skowronek są zrozpaczeni. Mieli nadzieję, że koszmar się nie powtórzy. W mieszkaniu czuć zapach stęchlizny. Z powodu niskich temperatur nic nie chce schnąć. Z tego powodu zarówno wykładzina jak i inne przedmioty wylądowała w koszu na śmieci.
Na suficie pan Józef zawiesił folię tak, by tylko tam zbierała się woda, a potem specjalnym zwężeniem spadała do wiadra. W domu zabrakło już naczyń do podstawiania. W mieszkaniu nie domykają się okna, zniszczona jest cała instalacja elektryczna. Nawet nie warto rozpoczynać remontu, bo nie wiadomo czy znowu nie zacznie kapać woda z sufitu.
- Był tutaj na początku tygodnia pan prezes Grzegorz Syska. Nawet na dach wszedł. Załamywał tylko ręce, przeklinał i mówił, że gorszego partactwa nie widział. Potwierdził to także dekarz, który z nim przyjechał – mówi Józef Skowronek.
W sąsiedniej klatce jest chyba jeszcze gorzej. Tutaj nie tylko ponownie zalało mieszkania. Prawdopodobnie zbyt duża ilość wylanego wcześniej na stropy betonu spowodowała ugięcie sufitów, które widoczne jest już gołym okiem. U Haliny i Pawła Brodów zaczęły nawet pękać ściany.
- Teraz chcemy tylko jakiejś ekspertyzy, która da nam pewność, że podczas opadów śniegu nie nastąpi żadna katastrofa budowlana, bo śmiem wątpić czy ktoś obliczył dopuszczalne na takich stropach obciążenia – mówi Halina Broda.
Mieszkańcy zastanawiają się nad złożeniem doniesienia o nieumyślnym zniszczeniu mienia do prokuratury. Władze spółdzielni sprawy komentować nie chcą, bo się obraziły.
Justyna Pasierb