Listy do redakcji
Po przeczytaniu artykułu „Autokar w ogniu” chciałem się podzielić z czytelnikami refleksją, jaka mnie spotkała korzystając z autokaru firmy Pinior.
Wprawdzie nie była to taka duża tragedia, jaka spotkała pasażerów spalonego autokaru Pinior do Monachium, ale dużo nie brakowało, by do tragedii doszło. W styczniu wykupiłem bilet do Holandii w firmie Pinior. Poprosiłem znajomego, by mnie odwiózł na przystanek do Raciborza. Autokar podjechał z godzinnym opóźnieniem. Zmarznięci pasażerowie pchali się, aby szybko powsiadać. Obsługa autokaru odebrała bagaże do luku bagażowego. Moją torbę podróżną włożono na samą górę luku, gdzie znajdowało się oświetlenie. Drogą autokar też uległ awarii, ale kierowcy ją usunęli. W czasie wysiadania i odbierania bagażu razem z innymi pasażerami oraz osobą odbierającą nas w Holandii zauważyłem, iż torba moja została w czasie jazdy uszkodzona poprzez wypalenie dziury. Jak do tego doszło, nie wiem, prawdopodobnie została wypalona od żarówki oświetlenia, która była niezabezpieczona lub inne zwarcie (kłaniają się szkolenia BHP). Niezwłocznie o tym powiadomiłem kierowcę, który powiedział mi, iż z reklamacją muszę zwrócić się do firmy. Musiałem więc wrócić do kraju, nie mogłem też podjąć pracy i złożyłem reklamację. Firma całkowicie mnie zlekceważyła i na złożoną reklamację nie odpisała.
Ja więc po długim oczekiwaniu poprosiłem o pomoc w sprawie Powiatowego Rzecznika Konsumentów w Raciborzu. Dopiero po interwencji rzecznika otrzymałem odpowiedź. W pierwszym liście firma zobowiązała się do odkupienia zniszczonej torby, ale kiedy odpisałem, że była to torba zachodniej firmy sportowej „Erima” sprawa ucichła. Otrzymałem telefon, a pani z firmy powiedziała, cytuję: „Gdzie ja ci mam takiej torby szukać”. Prócz tego, że zniszczono mi torbę przez wypalenie, stopił się tłuszcz i zalał mi ubrania w torbie. W żadnym liście nie wyznaczyłem wartości strat, informowałem o poniesionych stratach, które dla człowieka bezrobotnego bez prawa do zasiłku były ogromne. Firma na gadania nie wyraziła chęci domówić się i uregulowania strat, wręcz od samego początku narażała mnie na dalsze straty poprzez prośbę o telefon, czy też prosząc o przyjazd z torbą, gdzie koszt podróży z miejsca zamieszkania do firmy w Wodzisławiu to też ponad 20 zł. Sprawa do dnia dzisiejszego nie została załatwiona, a firma nie wyraziła zgody na polubowny sąd konsumencki. Nie liczy się więc z bezpieczeństwem pasażerów oraz stratami przez nich poniesionymi, pomimo iż art. 63 ustawy 2 z 15.XI.84 Prawo Przewozowe mówi: „Przewoźnik odpowiada za przewożone rzeczy i przesyłki, jeśli podróżny umieści je bez możliwości sprawowania nad nim stałego nadzoru w miejscu wskazanym lub na ten cel przeznaczonym”. Piszę o powyższym zdarzeniu, ponieważ czuję się przez tę firmę oszukany, a firma twierdzi, że ma na uwadze dobro pasażera. Sprawa do dziś nie została załatwiona. Na drogie rozprawy mnie nie stać. Żadnymi też ulgami na bilet nie jestem zainteresowany, ponieważ z usług Piniora nigdy już korzystać nie będę.
Z poważaniem A.C. (imię i nazwisko do wiadomości redakcji)
W nawiązaniu do artykułu „Miasto piwem płynące”, opublikowanego w „Nowinach Wodzisławskich” z 1 sierpnia stwierdzam, że jestem zdziwiona wypowiedziami komisarza Adama Urbanowicza - zastępcy komendanta naszego komisariatu policji oraz Krzysztofa Mocarskiego - komendanta Straży Miejskiej w Rydułtowach.
Dziwi mnie to co mówią, że nie słyszeli o barze „Smakuś”, mieszczącym się przy ulicy Plebiscytowej. Przy tej ulicy mieszkam od kilkunastu lat i od dłuższego czasu nie sposób zliczyć, ile razy była wzywana do różnych interwencji Policja czy Straż Miejska. Przypomnę zdarzenie z września ubiegłego roku, kiedy starszy, pijany człowiek znęcał się tutaj nad swoim psem rasy doberman i groził policjantowi. Efekt? Wyrok w sądzie grodzkim. Świadkiem w tej sprawie była także policja. Na ten temat długo można by się rozpisywać. Teraz pytanie do urzędników z wydziału działalności gospodarczej. Jak może być u nas zarejestrowanych tylko 46 działających barów, skoro ja jeżdżąc na rowerze ze znajomymi naliczyłam ponad 80 barów w obrębie ulic Plebiscytowej, Szpitalnej, Bohaterów Warszawy, Ofiar Terroru, Mickiewicza czy osiedla Orłowiec itd. Więc jak to jest? Te 40 barów działa nielegalnie? Co na to pan burmistrz? Może trzeba pomyśleć o zwiększeniu bezpieczeństwa w naszym mieście, w szczególności w okresie wakacji. Gdzie ta młodzież ma się wyszaleć, skoro nie ma u nas dyskoteki, baseny w ruinie, żanych imprez, stadion sportowy czy hala sportowa - niedostępne. Można zorganizować zajęcia na stadionie, ale po co? Kogo to obchodzi? Na pewno nie nasze kochane władze. A więc: „Róbta co chceta nasza kochana młodzieży”. Pytam, dlaczego w czasie wakacji Straż Miejska nie może pracować dłużej, żeby wspomóc policję? Szanowni burmistrzowie, komendanci, proszę pomyśleć i coś razem zdziałać, bo nasze Rydułtowy są coraz bardziej niebezpieczne.
Bernadeta z ulicy Plebiscytowej (nazwisko do wiadomości redakcji)
Mieszkańcy ulicy Plebiscytowej skarżą się na uciążliwe zachowanie klientów baru „Smakuś”... Po przeczytaniu tego artykułu byłem trochę zbulwersowany, że „Smakuś” ma tak brzydką opinię.
Zacznę od początku, byłem założycielem lokalu gastronomicznego „Smakuś” typu fast-food od 2000 do 2003 roku. Zawsze dbałem o klientów i o dobre imię lokalu, a na pewno nie szukałbym złych stosunków z mieszkańcami. Jeżeli niechcąco się komuś naraziłem, to jestem w stanie w każdej chwili przeprosić. W danym lokalu była prowadzona sprzedaż: wyrobów gastronomicznych, kurczaków z rożna, napojów chłodzących w tym również piwa i wielu innych artykułów. W lipcu 2003 roku odstąpiłem lokal panu D.M. Mówił mi, że ten lokal całkiem przerobi (powiększy) i wstawi boksy. Od odstąpienia lokalu nie miałem okazji być w tym miejscu. Dziwi mnie jednakże to, że pozostawił moje logo „Smakuś”. Uważam, że w ten sposób naruszył dobre imię byłego właściciela logo „Smakuś”. O tej sprawie dowiedziałem się dopiero po ukazaniu się artykułu. Tego samego dnia wieczorem dostałem pierwsze telefony czy mam zamiar coś z tym zrobić. Nawet dzwoniły byłe pracownice „Smakusia” i były zdumione tym zajściem.
Imię i nazwisko autora do wiadomości redakcji