Komedia na boisku
Rezerwy wodzisławskiej Odry, grając w składzie rodem z I ligi, ledwo zremisowały z drużyną bielskiej Stali.
Wodzisławianie rozpoczęli bardzo dobrze. Pierwsze wejście w pole karne Tomasza Świerzyńskiego w 3 minucie zakończyło się faulem jednego z obrońców Stali i arbiter od razu pokazał na wapno. Do piłki podszedł Dariusz Zjawiński i strzelił jedyną, jak się później okazało, bramkę dla Odry. Bielszczanie skarceni już na początku meczu wzięli się ostro do roboty. Przez większą część drugiej połowy przeważali. Sytuacja pogorszyła się w 60 minucie, kiedy za wątpliwy faul na Waldemarze Bulandrze drugą żółtą kartkę i w efekcie czerwoną ujrzał Przemysław Skrzeczowski. Po chwili był już remis. Prawą flanką przeszedł niczym czołg Krystian Papatanasiu, idealnie dośrodkował wzdłuż linii bramkowej. Piłkę do siatki skierował Mariusz Gałgan, który 3 minuty wcześniej wszedł na boisko.
Wodzisławianie, którzy na co dzień trenują pod okiem Waldemara Fornalika, nie byli w stanie sprostać wymaganiom bielskiej Stali. 5 minut przed końcem strzał Piotra Szymiczka jeden z zawodników Stali obronił ręką, jednak wcześniej arbiter główny dopatrzył się faulu na bramkarzu gości. Wywiązała się z tego spora awantura, szkoleniowcy Odry, wściekli na wszystko co poruszało się na boisku, zwymyślali sędziów od najgorszych, a na otarcie łez w 90 minucie Lubor Knapp wypracował najlepszą okazję do podwyższenia wyniku, ale piłka trafiła w spojenie słupka z poprzeczką.
Jarosław Skrobacz - trener Odry
Nie da się ukryć, że trafiliśmy na dobrego przeciwnika, który w ubiegłym sezonie spisywał się równie znakomicie. Liczyliśmy tutaj na zwycięstwo. Obie drużyny podjęły walkę i skończyło się remisem, choć nie będę ukrywał, że niektóre decyzje sędziego były bardzo niesprawiedliwe.
Nie da się ukryć, że trafiliśmy na dobrego przeciwnika, który w ubiegłym sezonie spisywał się równie znakomicie. Liczyliśmy tutaj na zwycięstwo. Obie drużyny podjęły walkę i skończyło się remisem, choć nie będę ukrywał, że niektóre decyzje sędziego były bardzo niesprawiedliwe.
Marcin Macha