Dziecko odprawione z kwitkiem
Chłopiec oszczędzał drobniaki na smycz dla ukochanego czworonoga. Z zakupu nici, ponieważ kasjerom z Intermarche nie chciało się ich liczyć.
Jedenastoletni Damian Laskowski z Rydułtów długo i cierpliwie oszczędzał na smycz dla ukochanego psa Maksia. Składał grosz do grosza przez kilka miesięcy. Wreszcie z bardzo drobnych monet uzbierał wymaganą kwotę i uradowany pobiegł do pobliskiego Intermarche. Już miał w ręku upragnioną smycz, niestety, nie mógł jej kupić. Kasjerka stwierdziła, że nie ma czasu liczyć jego grosików.
Ze łzami w oczach
Damian wrócił do domu ze łzami w oczach. Było to rano, więc po południu jeszcze raz poszliśmy do Intermarche razem - wspomina Kornelia Laskowska, matka chłopca. Mimo obecności dorosłej osoby, sytuacja się powtórzyła. Na widok słoiczka pełnego drobnych monet również inna pracownica sklepu zareagowała tak samo: Nie mam czasu tego liczyć. Poprosiłam kierowniczkę sklepu, przyszła i powtórzyła ponownie, że nie mają czasu tego liczyć - wspomina mama Damiana. Daremnie też prosiła o spotkanie z prezesem firmy. Oboje z synem rozgoryczeni wrócili do domu. Bez smyczy dla psa. A gdybym z takimi drobnymi pieniędzmi przyszła po chleb i mleko dla dzieci, też bym nic nie kupiła? - pyta Kornelia Laskowska.
Liczy się każdy grosz
Mieszkanka Rydułtów ma żal i pretensje do Intermarche. Od początku istnienia tego sklepu chodzę tam na zakupy, bo mam najbliżej. Jestem więc stałym klientem, a zostałam potraktowana jak najgorzej - mówi kobieta. Nazajutrz po zdarzeniu pytała, czy przyjęliby takie drobne pieniądze w rydułtowskiej Biedronce, czy w Intermarche w Radlinie. Usłyszałam, że zaraz mam przyjść i oczywiście, że je przyjmą - wspomina pani Kornelia. Sama pracuje w handlu i nie wyobraża sobie, żeby nie przyjąć drobnych monet. Wielu liczy każdy grosik. W domu nam się nie przelewa, z trudem wiążemy koniec z końcem. Nawet te 16 złotych na smycz dla psa to dla nas spory wydatek, dlatego właśnie Damian postanowił oszczędzać - mówi rydułtowianka. Cała rodzina przeżywa nieprzyjemne wydarzenie w Intermarche. Jedynie Maksiu wydaje się nie przejmować tym, że nie ma smyczy. Kilka miesięcy temu Laskowscy znaleźli go na przystanku i przygarnęli. To dla niego Damian oszczędzał.
Pani prezes rzuca słuchawką
Zadzwoniliśmy do rydułtowskiego sklepu i poprosiliśmy o rozmowę z prezesem. Niestety nie ma, ale jest pani prezes - usłyszeliśmy w słuchawce. Krótko przedstawiliśmy przykre dla chłopca zdarzenie. Prosiliśmy o spotkanie w tej sprawie. Pani prezes nie przedstawiła się, za to opryskliwie stwierdziła, że skoro gazeta zajmuje się tylko „takimi" sprawami, niech wysłucha żalów tej pani. A jeśli czuje się poszkodowana, niech więcej do nas nie przychodzi. Nie widzę potrzeby spotkania w tej sprawie. Mój czas jest cenniejszy niż te parę groszy na smycz - usłyszeliśmy, a na koniec trzask słuchawki.
#nowastrona#
Grzegorz Kalemba, Powiatowy Rzecznik Konsumentów
Takie zachowanie ze strony pracowników to przede wszystkim brak kultury i szacunku dla konsumenta. W przypadku tego chłopca, który przyszedł po smycz, pracownicy Intermerache w Rydultowach mogli wykazać się dobrą wolą i zwyczajnie pomóc temu dziecku. To by tylko dobrze świadczyło o tej placówce. Czy mają tak dobry obrót, że nie muszą zabiegać o klientów, a może zależy im na negatywnej kampanii? Owszem, nie ma żadnych przepisów, które by wyjaśniały, czy kwota przeznaczona na zakupy ma być w banknotach, czy też w monetach. Nie ma regulacji prawnej dotyczącej tego, czy w takiej sytuacji można odmówić zakupu. Tak więc kasjerka, powołując się na zalecenia szefostwa, mogła odmówić przyjęcia drobnych monet, argumentując to na przykład tym, że do kasy stała spora kolejka i ona nie miała czasu na liczenie. Jednak sytuacje tego typu polegają na dogadaniu się pomiędzy obsługą a klientem. Wszystko zależy od dobrej woli sklepu. Bo przecież kasjerka może zawołać kogoś do pomocy albo poprosić, żeby klient trochę poczekał, czy przyszedł o innej porze. Jeśli konsument czuje się urażony, może się zwrócić do Inspekcji Handlowej, która jest władna przeprowadzić kontrolę. To, w jaki sposób obeszli się z tym chłopcem w rydułtowskim Intermerache, źle świadczy o sklepie.
Takie zachowanie ze strony pracowników to przede wszystkim brak kultury i szacunku dla konsumenta. W przypadku tego chłopca, który przyszedł po smycz, pracownicy Intermerache w Rydultowach mogli wykazać się dobrą wolą i zwyczajnie pomóc temu dziecku. To by tylko dobrze świadczyło o tej placówce. Czy mają tak dobry obrót, że nie muszą zabiegać o klientów, a może zależy im na negatywnej kampanii? Owszem, nie ma żadnych przepisów, które by wyjaśniały, czy kwota przeznaczona na zakupy ma być w banknotach, czy też w monetach. Nie ma regulacji prawnej dotyczącej tego, czy w takiej sytuacji można odmówić zakupu. Tak więc kasjerka, powołując się na zalecenia szefostwa, mogła odmówić przyjęcia drobnych monet, argumentując to na przykład tym, że do kasy stała spora kolejka i ona nie miała czasu na liczenie. Jednak sytuacje tego typu polegają na dogadaniu się pomiędzy obsługą a klientem. Wszystko zależy od dobrej woli sklepu. Bo przecież kasjerka może zawołać kogoś do pomocy albo poprosić, żeby klient trochę poczekał, czy przyszedł o innej porze. Jeśli konsument czuje się urażony, może się zwrócić do Inspekcji Handlowej, która jest władna przeprowadzić kontrolę. To, w jaki sposób obeszli się z tym chłopcem w rydułtowskim Intermerache, źle świadczy o sklepie.
Iza Salamon