Śmierć w płomieniach
W pożarze zginął 58-letni mężczyzna.
Ogień pojawił się 19 stycznia w budynku przy ul. Powstańców w Turzy Śląskiej. Z relacji sąsiadów wynika, że od września ubiegłego roku stał on pusty. Twierdzą, że właściciel popełnił samobójstwo. Okazało się, że wcześniej przyjął on pod swój dach Stanisława W. z Wodzisławia. Ten zajmował jedno z pomieszczeń piwnicy i pomagał w prowadzeniu gospodarstwa. Mimo śmierci swojego kolegi pozostał na miejscu. 19 stycznia w godzinach popołudniowych sąsiadka zauważyła wydobywającą się spod drzwi wodę. Natychmiast powiadomiła o tym rodzinę z Rydułtów opiekującą się domem. Podejrzewano wówczas, że nastąpiła awaria instalacji wodociągowej. Po wejściu do środka, w piwnicy, znaleziono zwłoki Stanisława W. zalane wodą. Obok leżał silnie zwęglony stół, szafki oraz inne spalone przedmioty. Ogień strawił także skórę mężczyzny na głowie, rękach i plecach. Wówczas było już jasne, że mieszkaniec Wodzisławia stał się ofiarą szalejącego ognia. W pomieszczeniu wybuchł pożar, który uszkodził instalację wodociągową. Wydobywająca się woda po kilkudziesięciu minutach ugasiła płomienie. Dzięki temu ocalała pozostała część budynku.
Z ustaleń policji wynika, że mężczyzna unikał kontaktów z nią. Przez ostatnie trzy lata bardzo rzadko kontaktował się z rodziną, a ostatni raz odwiedził swój dom w Wodzisławiu tydzień przed tragedią. Od tego czasu nikt z domowników nie miał z nim kontaktu. Jego syn twierdzi, że leczył się neurologicznie i od 1998 r. (silny uraz głowy) miewał zaburzenia osobowości.
Z ustaleń policji wynika, że mężczyzna unikał kontaktów z nią. Przez ostatnie trzy lata bardzo rzadko kontaktował się z rodziną, a ostatni raz odwiedził swój dom w Wodzisławiu tydzień przed tragedią. Od tego czasu nikt z domowników nie miał z nim kontaktu. Jego syn twierdzi, że leczył się neurologicznie i od 1998 r. (silny uraz głowy) miewał zaburzenia osobowości.
(raj)