Ten biznes się opłaca
Powiat. „Da się stówkę jednemu czy drugiemu sędziemu i utrzymanie mamy pewne” - powiedział trener jednej z drużyn piłkarskich z naszego powiatu w nieoficjalnej rozmowie z dziennikarzem „Nowin Wodzisławskich”.
Niedawna afera sędziowska wstrząsnęła całą Polską. Kupowanie meczów to już nie plotka, ale fakt. Powszechnie jednak wiadomo, że ujawnione przestępstwo to tylko czubek góry lodowej. Mała kropelka w porównaniu z tym, co dzieje się naprawdę w większych i mniejszych klubach, a o czym anonimowo opowiedzieli nam sportowcy i działacze z naszego powiatu. Sędzia wychodzi taniej
Kiedyś kupowało się kilku piłkarzy, a czasem starczyło przepłacić tylko bramkarza. Zawodnicy wbijali nóż w plecy swojej drużynie, za to brali kasę. Nikt o niczym nie wiedział. Kiedy jednak prawda wychodziła na światło dzienne, zdrajcy z hukiem wylatywali z klubu. Tak więc lepiej było dać w łapę całej jedenastce przeciwników, wtedy jeden drugiego krył. To jednak drogo nas wychodziło, więc postanowiliśmy podejść sędziów i udało się. Jak chcieliśmy ustawić mecz, nie mieliśmy z tym żadnych problemów - opowiada jeden z działaczy. Piłkarze mówią o kupowanych wynikach z niesmakiem, ale nie wiedzą co zrobić, żeby to naprawić. Czasem jest taka presja zarządu, że trener nie ma innego wyjścia i musi przystać na łapówę dla sędziego. Nieraz mówimy naszym działaczom, żeby w nas uwierzyli, że damy sobie radę i wygramy. Ale nikt nas w klubie nie słucha i na wszelki wypadek się przepłaca - opowiada zawodnik jednego z podwodzisławskich klubów.
Kubeł zimnej wody
Inny wspomina, jak pierwszy raz dotarło do niego, że w grze nie tylko liczy się piłka. Pamiętam w jakimś meczu dawałem z siebie wszystko. Grałem, jak mogłem najlepiej. Aż tu nagle kolega wylał mi na głowę kubeł zimnej wody krzycząc mi do ucha: I po co ty tak biegasz? Nie widzisz, że ten mecz jest ustawiony? – wspomina doświadczony piłkarz. Był wtedy młodziutkim zawodnikiem, ale z meczu na mecz tracił wiarę w uczciwość piłki nożnej. Pewnego razu pojechaliśmy do Katowic, czy do Częstochowy. Przed meczem wszedł do szatni nasz trener i powiedział: chłopcy dostaliśmy od nich po 50 złotych, żeby im to puścić. Nikt słowem się nie odezwał, nie zaprotestował. Każdy wziął, a reszta to była farsa- wspomina nasz rozmówca.
Ludzie o tym wiedzą
W bardziej ambitnych klubach pokutuje taki stereotyp: żeby awansować, trzeba posmarować, czyli kupić parę meczów. Schemat działania jest podobny: w klubie zapada decyzja o awansie, wówczas załatwia się te sprawy na wyższym szczeblu, płaci komu trzeba i taki zespół jest już „pod ochroną”. Tu nic nie da jeden protest. Jak my nie weźmiemy, wezmą to inni. To nie jest wina sędziów, że biorą, ani trenerów i działaczy, którzy dają, ale całej społeczności, która toleruje i napędza ten proceder. 70 procent ludzi związanych ze sportem w swojej miejscowości o tym wie i to moralnie akceptuje. Co z tego, że piłkarze mogą chcieć grać uczciwie, skoro kilku dogada się za ich plecami i cały taki mecz to tylko wielkie udawanie, że się gra i chce wygrać. Tak naprawdę, z góry wiadomo, jaki będzie wynik. A właściwie - jaki musi być wynik - dodaje z goryczą jeden z naszych informatorów.
(izis)